Recenzja
Kawa z Patti Smith
Spaceruję po długiej, nowojorskiej ulicy. Zatrzymuję się przy jednej z kawiarni: napis na szyldzie wskazuje iż dotarłam do Café Ino. Wchodzę. W środku panuje mrok, rozpraszany miejscami przez małe lampki stojące na stolikach. Mój wzrok wędruje do miejsca, gdzie siedzi jedyny gość. Ubrany w zbyt długi płaszcz i marynarską czapkę, okazuje się być lekko znudzoną kobietą w średnim wieku. Kiwa do mnie ręką, a ja posłusznie podchodzę do jej stolika. Przysiadam się. Kobieta nalewa mi mocnej, czarnej kawy, częstuje też razowymi grzankami z oliwą. I zaczyna swoją opowieść.
Wielbicielom amerykańskiej sceny muzycznej tej kobiety przedstawiać nie trzeba – autorka takiego hitu jak „Because the night” zachwyca rockowym zacięciem i melodyjnym głosem. Niewielu jednak zdaje sobie sprawę iż pochodząca z Chicago piosenkarka jest prawdziwą mistrzynią słowa. Patti (bo tak wypadałoby ją nazywać) wciąga czytelnika w podróż po swoim życiu. Poprzez swoje dzieciństwo, słabości, sny, podróże i dziwactwa odkrywa bez zbędnych skrupułów rutynę dnia codziennego, która dopada ją w czasie długich wędrówek po meandrach swoich myśli i wspomnień. Czytelnik odwiedza wraz z nią liczne miejsca związane z ulubionymi przez poetkę pisarzami, trzyma za nią kciuki podczas przemówienia na konferencji, ale także opłakuje zmarłego przed laty męża czy chowa się pod łóżko bojąc zbliżającego się huraganu. Mamy zatem świetną okazję, by przyjrzeć się jej życiu z bliska tak, jakbyśmy przypadkiem natknęli się na jakiś sekretny dziennik. Realizm, który śmiało można nazwać magicznym miesza się z iluzją i onirycznością; Patti wkracza w senny świat widziadeł po to tylko, by zaraz wrócić do hotelowego pokoju na całonocny maraton seriali kryminalnych. Smith mówi do swoich czytelników w formie zwierzenia, zupełnie bezpośrednio, nie wstydząc się nieco kontrowersyjnych historii.
Wydane niedawno, bo w zeszłym roku za sprawą Wydawnictwa Czarnego zapiski Patti Smith opatrzone są zdjęciami wykonanymi przez samą autorkę: znaleźć możemy między innymi portrety męża piosenkarki, Freda Smitha, ale także fotografie istotnych dla niej przedmiotów, czy miejsc, jak na przykład pokój Fridy Kahlo. Poszczególne wspomnienia czy opisywane momenty nie są chronologiczne, ale czytelnik jakimś magicznym sposobem nie gubi się i prowadzony jak za rękę przemierza świat kreowany przez poetkę. Warto jeszcze przypomnieć iż jest to już trzecia książka Patti wydana w Polsce: po „Poniedziałkowych dzieciach” i „Obłokobujaniu” (absolutnie rewelacyjnym mini-opowiadaniu – tak na marginesie) „Pociąg linii M” stanowi znakomite podsumowanie, a zarazem wstęp do życia tej niepokornej artystki, która przedstawia nam siebie taką, jaką jest: w całej swej samotności, melancholii, pełną wspaniałych wspomnień i niewyczerpanych chęci do dalszego tworzenia. A to wszystko spisane językiem buzującym emocjami, niezwykle poetyckim i malującym w głowie czytelnika magiczne obrazy. Ma się faktyczne wrażenie przeżywania tego samego: siedzenia przy stoliku w zaciemnionej kawiarni i słuchania opowieści starej przyjaciółki popijając przy tym mocną, czarną kawę.