Między biografią a poezją
Zanim podczas Portu wysłuchamy wierszy Zuzanny Ginczanki, zapraszamy do Kina Nowe Horyzonty na premierę filmu Alessandra Amenty i Mary Mirki Milo „Urwany wiersz. Zuzanna Ginczanka” 24 kwietnia o godzinie 18:00. To właśnie pasjonujący dokument o „legendzie przedwojennego życia literackiego Warszawy” otworzy tegoroczny festiwal, któremu patronuje Xiegarnia.pl.
„Ginczanka nie potrzebowała męskiej rekomendacji, by zaistnieć w świecie kultury” – pisze Izolda Kiec. „Nie potrzebowała jakichkolwiek – dawnych, sankcjonowanych tradycją matki-Polki, ani dopiero co ustanowionych przez jedną z Kossakówien znaną jako Maria Pawlikowska – schematów kobiecości, które zamknęłyby ją, jej nieokiełznaną naturę, rozpalone zmysły, w salonie mody. Chciała być naturą z salonu wyzwoloną, łamiącą stereotypy, zbuntowaną, nawołującą do prawdziwie dziewczęcej Rewolucji”. Taka też była jej literacka twórczość.
Była ponoć najpiękniejszą kobietą zasiadającą w latach 30. przy stoliku Gombrowicza w warszawskim Zodiaku. „Wyglądała jak Sulamitka – wspominał Jan Kott. – Miała jedno oko tak czarne, że aż tęczówka zdawała się przesłaniać źrenicę, a drugie brązowe z tęczówką w złote plamki. Wszyscy zachwycali się jej wierszami, w których jak w jej urodzie było coś z kasydy perskiej”. Książę poetów, Julian Tuwim, patronował tej wyjątkowej urody poezji i ślicznej poetce. O jej oczach mawiał: Haberbusch i Schiele, co dla ówczesnych cyganów i artystów nie stanowiło trudnej do rozszyfrowania zagadki – to była nazwa uznanego browaru produkującego jasne i ciemne piwo.
Zuzanna Ginczanka. Legenda przedwojennej ostatniej bohemy. Kresowianka, urodzona w 1917 roku w Kijowie w rodzinie rosyjskich Żydów, wychowana w Równem Wołyńskim – tyglu kultur, narodowości, ale i obyczajów, dawnych tradycji i kiełkującej nowoczesności, która także tu, w prowincjonalnym miasteczku, zrodzi myśl o Kobiecie Nowej, obecnej w publicznej przestrzeni zdarzeń, przemawiającej własnym głosem, świadomej swego ciała. Dla Ginczanki – uosabianej poprzez wiersz i identyfikowanej z poetyckim słowem, z powinnością poetki. Bo Ginczanka nie potrzebowała męskiej rekomendacji, by zaistnieć w świecie kultury. Nie potrzebowała też jakichkolwiek – dawnych, sankcjonowanych tradycją matki-Polki, ani dopiero co ustanowionych przez jedną z Kossakówien znaną jako Maria Pawlikowska – schematów kobiecości, które zamknęłyby ją, jej nieokiełznaną naturę, rozpalone zmysły, w salonie mody. Chciała być naturą z salonu wyzwoloną, łamiącą stereotypy, zbuntowaną, nawołującą do prawdziwie dziewczęcej Rewolucji:
My chcemy konstytucji, my chcemy swego prawa,
że wolno nam bez wstydu otwarcie w świat wyznawać
prawdziwość krwistych burz,
że wolno wcielać w słowa odruchy chceń najszczerszych,
że wolno nam już wiedzieć, że mamy ciepłe piersi
prócz eterycznych dusz, –
my chcemy konstytucji i praw dla siebie pełnych,
że wolno nam zrozumieć: mężczyzna, to nie eunuch
i wielbić mięśni hart,
że wolno nam już pojąć, jak miłość ludzi wiąże,
że wolno nam nie chować pod stos różowych wstążek
biologicznych – prawd! –
Z czasem biologizm Ginczanki zyska równowagę w mądrości, której źródłem jest tradycja. „Oto głoszę namiętność i mądrość/ ciasno w pasie zrośniętej jak centaur” – napisze poetka w otwierającym jej debiutancki tomik wierszu. To doświadczenie rzeczywistości coraz bardziej groźnej, wieszczącej zbliżającą się katastrofę, wymusi dokonywanie wyborów: między dziewczyńskimi emocjami a chęcią przetrwania, między mocowaniem się ze światem a rozważnym czytaniem tradycji. Albo tak: w obliczu znaków nadciągającej wojny Ginczanka nauczy się lokować swe emocje w świecie kultury dawno minionej, która zapewnić winna równowagę, oparcie w samotności, zrozumienie obcości, wreszcie – schronienie w ucieczce.
Ucieczka rozpoczęła się we wrześniu 1939 roku, gdy przebywająca na wakacjach w Równem Ginczanka udała się do Lwowa, tymczasem będącego schronieniem polskich artystów. Zadenuncjowana przez właścicielkę kamienicy, w której wynajmowała pokój, wyjechała do Krakowa. Tu – wydał ją ktoś z sąsiadów, obserwujący kryjówkę zaszczutej, przerażonej kobiety. Poetkę rozstrzelano na dziedzińcu więzienia przy ulicy Czarneckiego. Na kilka dni przed zakończeniem wojny…
Non omnis moriar – moje dumne włości,
Łąki moich obrusów, twierdze szaf niezłomnych,
Prześcieradła rozległe, drogocenna pościel
I suknie, jasne suknie pozostaną po mnie.
Nie zostawiła tutaj żadnego dziedzica,
Niech więc rzeczy żydowskie twoja dłoń wyszpera,
Chominowo, lwowianko, dzielna żono szpicla,
Donosicielko chyża, matko folksdojczera.
Pozostał ten jeden, pełen żalu, pełen goryczy wiersz – niezagojona rana. Tym bardziej bolesna, że sankcjonowana głosem poetów, największych, spełnionych. Jej nie było dane jakiekolwiek spełnienie. Bo ważniejsze były czyjś strach, czyjaś nienawiść, czyjś brak akceptacji Inności, wrażliwości i empatii.
Czy biografia w jakikolwiek sposób tłumaczy artystyczną twórczość? Jasne, nie może być usprawiedliwieniem słabych wierszy i miałkich myśli. Ale w przypadku równieńskiej Sulamitki, warszawskiej Gwiazdy Syjonu, dramatyczny życiorys może być i jest świadectwem najwyższej – bo nienagannej estetycznie – próby. „Tak – mówi Wacław Oszajca – wierszy Zuzanny Ginczanki nie wolno odrywać od losu poetki, gdyż ten los bez wierszy…”.
Więcej na temat filmu, wieczoru autorskiego i festiwalu:
Premiera filmu „Urwany wiersz”
//portliteracki.pl/porttv/filmy/urwany-wiersz-zuzanna-ginczanka-1917-1944/
Wieczór Ginczanki w Porcie
//portliteracki.pl/festiwal/wydarzenia/nowe-horyzonty-literatury/
Port Dżender
//portliteracki.pl/festiwal/
Niebezpieczne związki płci i literatury
//portliteracki.pl/festiwal/dodatki/klip-i-czolowki/
Dziewiętnastka
//portliteracki.pl/festiwal/dodatki/motyw-muzyczny/
14 Portowych BLogów
//portliteracki.pl/tawerna/blogi/
Kupuj festiwalowe premiery w Poezjem.pl
//portliteracki.pl/festiwal/dodatki/kupuj-w-poezjem-2/