Poranieni mężczyźni zabijają
Dopełnieniem “kobiecego ukraińskiego piątku” w Porcie Literackim będzie sobotnie spotkanie z Ołeksandrem Irwanciem i Andrijem Lubką.
Ołeksandr Irwaneć i Andrij Lubka – ci dwaj uczestnicy tegorocznego Portu należą do różnych pokoleń – Irwaneć urodził się w 1961, Lubka w 1987 roku. Pierwszy jest więc niemal moim rówieśnikiem, a drugi mógłby być synem. Przywołuję daty, ponieważ wzorem wielu kobiet czytających męską prozę – a mamy do czynienia z jej kondensatem – zadaję sobie pytanie, jak się wobec niej usytuować. Na przykład więc pokoleniowo. Dodam od razu, że także politycznie. “Choroba Libenkrafta” Irwancia oraz “Killer” Lubki są bowiem w moim odczuciu głęboko krytyczne wobec struktur doznawanego przez bohaterów świata i tak wiele, przy pozorach fantazji, mówią o współczesności, że odbieram je jako prozy zaangażowane politycznie.
Irwaneć kreuje świat antyutopijny. W pewnym mieście, którego od dawna nie ma na mapie kraju i regionu, wybucha dziwna zaraza, objawiająca się czerwonymi plamkami na powiekach. Każdy, u kogo się pojawią, może zostać zabity na ulicy albo wywieziony przez specjalne służby w nieznane. Główny bohater tej zmierzającej do katastrofy opowieści jest aktorem, mającym wziąć udział w przedstawieniu zapomnianego, właściwie zakazanego dramatu Szekspira “Król Edyp”. Problematyka skazy, niezawinionej winy, miesza się tu więc z pytaniami o sposób przetrwania poprzez sztukę. Odtwarzany z pamięci tekst dramatu okazuje się niecenzuralny, bohaterowie żyją bowiem w państwie-hybrydzie komunizmu i totalitaryzmu. Ich miasto tonie w szarości, nie dojadają, noszą zawsze wilgotne buty. Co się stanie, gdy bohater odkryje u siebie, co nieuchronne, plamki? Klątwa okaże się błogosławieństwem, choć groteskowo pokazanym.
Lubka w serii spójnych i brawurowo opowiedzianych obrazów sonduje możliwości narracji. Miasto centralne jego prozy to Kijów, w którym nie brakuje szarości, ale też możliwości. Przede wszystkim możliwości opowiadania – wyzyskiwanych przez bohatera-pisarza, momentami odsłaniającego przed czytelnikiem swą najważniejszą motywację, czyli głód – posłużę się postmodernistyczną formułą Johna Bartha “opowiadania dalej”. Człowiek w tych seriach przymiarek fabularnych dość często ulega erotycznym mirażom i pragnieniom. Poetycko rozpoczęty pierwszy fragment “How I spent my summer” zapowiada całość jako książkę miłosną, co do pewnego stopnia potwierdzi się w kolejnych rozdziałach. Zniszczona przez lekkomyślność, wielka namiętność rodzi killera. Chęć posiadania kobiety – konieczność jej unicestwiania. Pokusa artystyczna jest jak zamieszkujący wnętrze pisarza malutki Antoni Czechow. Kolejne warianty biografii odsłaniają bardzo sensualne relacje ze światem. Możemy się z tej książki dowiedzieć nie tylko, czego pragnie młody bohater, możemy także zrekonstruować realistyczne tło współczesnej Ukrainy.
Jakie pytania można obu autorom zadać z pozycji krytyki feministycznej, stawiając naprzeciw tekstu kobietę-czytelniczkę? Najbardziej narzucającym się będzie to o relacje kobiet i mężczyzn, w obu przypadkach niesatysfakcjonujące, oparte na niezrozumieniu, nawyku, stereotypie i przemocy. W obu książkach kobiety i mężczyźni zdają się żyć na różnych lądach i spotykać tylko w łóżku. Utopijne pragnienie jedności u Lubki łatwo przechodzi w zemstę. Rezygnacja z marzeń u Irwancia także w końcu zamienia się w akty morderstw.
Chciałoby się zapytać, czemu obaj pisarze projektują zabijanie kobiet i zostawiają swoich poranionych bohaterów w światach męskiego bólu i samotności? Czy te opowieści mają coś wspólnego z życiem na współczesnej Ukrainie, czy można je traktować jako zapisy kondycji mężczyzn, poszukujących tożsamości?