29 listopada 2013

Celebrytki spławiane do Żuław

Najlepszym zdaniem czwartego tygodnia listopada jest nagłówek z Wirtualnej Polski sprzed kilku dni: „Romans kosztował ją karierę”. I obok zdjęcie osoby, która do złudzenia przypomina Monikę S., skazaną w 1998 roku na dożywocie za zabicie maturzysty. Jaki romans, jaką karierę?! – nie mogę się nadziwić, dopóki nie przeczytam podpisu pod zdjęciem: to nie morderczyni Monika S., tylko dziennikarka Marta G. Podobno zaliczyła aferę z aferzystą i teraz się tuła od stacji do stacji.

header - Piatek z Bargielska2

Za romans matkę świętego Mungo, Tenew, królową Lleddiniawn mąż wsadził do chybotliwej, wczesnośredniowiecznej łódeczki i spuścił na wodę, z której na plaży nieopodal Culross w hrabstwie Fife wyciągnął ją inny święty, w sam, jak to mówią, czas, żeby odebrać poród i nazwać pomiot imieniem, które w starowalijskim znaczy „Ukochany”. No, wyobrażam sobie. Culross jest pięknym miasteczkiem, ma festiwal muzyki i pomniejszych sztuk oraz kręcono w nim pierwsze starcie Kapitana Ameryki. W Szkocji to jest.

 

Wyobrażam sobie, jak by to mogło wyglądać, gdyby stołeczne celebrytki za ich romanse pakować w łódeczki i spławiać Wisłą do morza. Sformułowanie „stołeczne celebrytki” jest oczywiście nachalną tautologią, innych celebrytek po prostu nie ma. Płynęłyby sobie aż do Żuław, a dziki żuławski lud by je odławiał i robił z ich skóry sukienki. Chociaż, przypominam sobie zeszłotygodniową prasówkę, w robieniu sukienek ze skór specjalizują się raczej na południu: coś się podobno ruszyło w sprawie kilkanaście lat temu wyłowionej z Wisły pod Krakowem wypreparowanej studentki. Przesłuchali jasnowidzkę i pojawił się trop, nie uwierzycie, księdza. W brązowym habicie.

 

Kraków za zdradę, czemu nie. Rzeką to poniekąd pod prąd, ale gdyby zamiast łódeczki podstawić TLK Matejko? Wisła pięknie traci na zimę żeglowność, ale i na Centralnej Magistrali Kolejowej idzie bez specjalnego przyczajania się zaobserwować spektakularne widowisko zamarzania kibli. Tylko zamiast „Kapitana Ameryki” kręci się tutaj „Anioła w Krakowie”. No, ale jaka róża, taki cierń, o czym muszą pamiętać wszyscy, którzy chcą romansować.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także