Felieton
„Ideologia gender” daje drugie życie
Były sobie książki dwie. Jedna – naukowa, skupiona na temacie, druga – brukowa, w gruncie rzeczy nudna i efekciarska. Co je łączy? Wrzucenie do jednego przepastnego wora, do którego ostatnio trafia prawie wszystko, a imię tego wora brzmi – ideologia gender!
W 2012 roku ukazał się pamiętny numer „Gościa Niedzielnego”, temat przewodni: gender zatruwa umysły! Był to jedyny raz, kiedy nabyłem weekendowy periodyk (o zgrozo! w kościele), a całą sprawę potraktowałem jako kuriozalny happening katolickiego pisma. Okazało się jednak, że „Gość Niedzielny” był trendseterski (a może to początek spisku?): dziś każde szanujące się medium roztrząsa kwestię „genderyzacji” polskiego społeczeństwa.
Jan Lechoń, poeta jakby uboczny. Cudowne dziecko. Skamandryta. Herostrates. Homoseksualista. Dziś już w lamusie poezji, żrą go mole. W książce „Ruchomy na szali wagi. Lechoń homotekstualny” Barbara Czarnecka zbiera i opracowuje różne poetyckie tropy, motywy, obrazy, wynikające z seksualnej orientacji Lechonia. Publikacja toruńskiej polonistyki, niszowa, pewnie mało kto do niej zajrzy.
Maria Konopnicka, czyli od kilku tygodni tytułowa rozwydrzona bezbożnica z książki Iwony Kienzler. Tadeusz Boy-Żeleński w grobie się przewraca na taką próbę odbrązawiania ikony polskiej kultury. Autorka „Naszej szkapy” była chyba immanentnie nudna, trudno przyprawić jej gębę i pupę skandalistki, nawet przez wprawioną w wyłuskiwaniu sensacji autorkę.
Co łączy te dwie wydane niedawno książki? Przywrócenie do życia autora i autorki dawno pokrytych bibliotecznych kurzem, znalezienie nowego klucza interpretacji. W ostatnich kilku latach namysł nad płcią kilku panów i pań pozwolił dopełnić kufer z interpretacjami ich tekstów. Wielcy – Jarosław Iwaszkiewicz i Zofia Nałkowska – nabrali nieoczekiwanych rumieńców, rozgryzany od lat Gombrowicz złożył się w całość, z niebytu wyłoniły się drapieżna Irena Krzywicka czy obolała egzystencjalnie Maria Komornicka. Dla większości społeczeństwa odwaga w kwestiach seksualności wiązać się będzie z Dodą liżącą dildasa, ale podobno czytelnictwo w kraju nad Wisłą wzrasta. Read-eat-be-hipsta!
Oczywiście, wiele osób powie: „a co ma seksualność autorów i autorek do tekstów, pisarz to pisarz, pisarka to pisarka, wara od ich życia prywatnego! Życie podkołdrowe nie powinno mieć znaczenia dla czyjeś twórczości”. Otóż, drodzy panowie i drogie panie, dzieło sztuki to utwór wielowarstwowy, świadectwo wrażliwości niedoskonałej ludzkiej istoty, więc seksualność i płeć można czytać bez większych problemów. Jeśli nie wierzycie mi na słowo, zapuście głowę pod pierzynkę. Własną, rzecz jasna. Kochajmy gender, szczególnie w miesiącu zakochanych <3