5 kwietnia 2013

Koguty zostały spuszczone. Krótka historia orgazmu

A może orgazm? Po – zwanych często „historiami” – monografiach penisa, wstrętu, mody, otyłości, przyszedł czas na kolejną przyjemną rzecz. Historyk i kulturoznawca, Robert Muchembled, autor książek na temat czarnoksięstwa, wziął na warsztat najbardziej tajemną z ludzkich tajemnic – przyjemność.

Poradnik opresyjnego szczytowania

 

Robert Muchembled jawi się jako wierny uczeń Michela Foucaulta (autora m.in. monumentalnej „Historii seksualności” czy „Historii szaleństwa w dobie klasycyzmu”), z którym dzieli fascynację społecznym dyscyplinowaniem i wynikającą z tej represji siłą kulturotwórczą. W odróżnieniu od francuskiego klasyka, autor „Orgazmu” potrafi w kumulowaniu cierpienia-przyjemności dostrzec pewien transgresywny pierwiastek, który może prowadzić do głębszych przekształceń. Muchembled przedziera się przez gąszcz historycznych zakazów („Orgazm i Zachód” są studium, które ma ambicje przeanalizowania występowania tytułowych zjawisk od XVI wieku do czasów współczesnych), tych świeckich, ekonomicznych i religijnych, aby pokazać momenty, w których energia seksualna wymyka się dyscyplinującym praktykom.

 

Co z tych dywagacji wynika dla czytelnika? Szczególnie dla kogoś, kto – w odróżnieniu od piszącego te słowa – nie został w młodości uwiedziony przez postrukturalistyczne, podejrzliwe wobec rzeczywistości teorie. Drogi czytelniku, droga czytelniczko, dla was Robert Muchembled przygotował bukiety pikantnych, fascynujących historyjek obyczajowych, smakowitych kąsków, a może nawet rzecz urozmaicającą wieczory spędzane razem lub w miłym towarzystwie! Jeśli zaliczasz się właśnie do tej grupy odbiorców od razu pomiń pierwszą część opasłego tomiszcza („Przyjemność i Zachód”). Wstępne rozdziały rysują mapę podstawowych pojęć i zależności, których opanowanie będzie niezbędne do uchwycenia sensu studium. Muchembled oczywiście przywołuje Foucaulta, kreśli relację między ekonomią a seksualnoscią, podkreśla znaczenie homoseksualności w kreowaniu alternatywnej mapy rozkoszy, a także używa pojęcia „transgresja” i kilku innych spodziewanych haseł. Już w tej części Muchembled jawi się jako mistrz dynamicznych naukowych mikronarracji. Każdy z atrakcyjnie zatytułowanych rozdzialików („Trzy etapy seksu”, „Fontanna rozkoszy”) w sposób syntetyczny i przystępny wykłada zawiłe kwestie dotyczące teorii i historii cielesności. Autor posiada zdolność syntetyzowania właściwą badaczom, którzy wgryźli się w konkretny temat i zjedli na nim zęby. Intuicyjnie czujemy, że lapidarna forma nie wynika z dyletanctwa – właściwie każde słowo utrafia w sedno. Muchembled jest Francuzem, więc nie trzeba dodawać, że czasem eseistycznej swady i nostalgii casino francais bonus za pisaniem literatury jest po prostu za dużo, ale nie warto czepiać się szczegółów.

 

Seks w wielkim świecie

 

Tytułowy „Zachód” dla autora oznacza głównie Francję i Anglię, ale zgromadzony materiał i tak robi imponujące wrażenie. Obiecywałem smakowite kąski, więc słowa dotrzymuję. Oto prezentacja kilku z nich. „»Wypuszczam swoje koguty, pilnuj swoich kur« – mówi przysłowie z XVI wieku”. Zdanie pokazuje, że kobiecie pozostawało co najwyżej unikać „zalotów” mężczyzny lub „zorganizować” sobie pomoc brata, ojca czy narzeczonego, co mogło uchronić ją przed gwałcicielem. Największe wrażenie robi część poświęcona relacjom cierpienia i bólu. Jestem osobą, którą trudno zszokować obrazem zniewolenia, ale odrobina empatii, która mi pozostała zadziałała podczas czytania o poradnikach dla spowiedników, którym wolno było dość szczegółowo odpytywać, jak i gdzie trafia[!] nasienie delikwenta. Natura nie znosi próżni i zaczęła się rozwijać alternatywna scena realizacji pragnień, poza moralnością i religią odgrywająca swoje pełne rozkoszy spektakle. Niestety, przemoc i rozkosz związały się nierozerwalnym węzłem już na zawsze.

 

Przełom XVII i XVIII wieku to pornograficzny boom, który dla każdego przygotował coś miłego: obok praktycznych podręczników biczowania pojawiły się wyrafinowane przykłady eleganckiego i odważnego erotyzmu dla arystokracji (ulubieni bohaterowie należeli, rzecz jasna, do kleru) oraz sadystyczne opowieści/ryciny, których najbardziej wyrazistym dostarczycielem był oczywiście markiz de Sade. Seks z osobą chorą wenerycznie, męskie pasy cnoty, poetycki urok prostytucji, publiczne orgie – to tylko niektóre z atrakcji, które oferowała sztuka epoki.

 

Niestety, kolejne stulecie przynosi wiktoriańskie zacieśnienie gorsetu, co „zamiata pod dywan” wszystkie „zboczenia” i daje heteroseksualnemu macho przyzwolenie na podwójne życie. Muchemled dociera do sedna mizoginizmu, pokazując, że kobieta nie miała przyzwolenia na granie kilku życiowych ról jednocześnie. Z trzeciej części najbardziej zapadł mi w pamięć motyw odsprzedania żon (liczne przykłady z okresu 1750-1850) – nową „połowicę” można już było nabyć za butelkę piwa. Muchembled nie daje się jednak ponieść żadnej ze skrajności, nie ulega przeświadczeniu, że historia ciała doznającego przyjemności była zawsze wyłącznie represją (humorystyczne teksty z epoki interpretujemy często jak poważne podręczniki fizjologii lub moralitety).

 

Ostatnia część „Orgazmu i Zachodu” dotyczy świata okresu rewolucji obyczajowej i tego, co nastąpiło po niej. Pozornie może się wydawać, że mityczna rozkosz wydostała się z okowów małżeństwa, przemocy, przymusy heteroseksualności, itp. itd. Monumentalna praca nad raportem Kinseya przyniosła szkody i pożytki. Niewątpliwym plusem było pokazanie, że praktycznie nikt nie żyje według purytańskich zasad, minusem nowe złudzenia: mierzalności i możliwości dogłębnej analizy ludzkiej seksualności. Wkrótce jednak światem zatrzęsły kolejne wydarzenia: kobiecy orgazm, popularność wibratora, sprzętu tak powszechnego jak szczoteczka do zębów, „odczarowanie” antykoncepcji i wiele innych. Spychana na margines rozkosz znalazła się w centrum naszego życia. Jesteśmy hedonistami, gonimy za przyjemnością, której i tak nie docenimy.

 

Gdzie jest rozkosz?

 

Zwilgotniały mi oczy podczas lektury „Orgazmu i Zachodu”. Urzekło mnie odświeżenie seksualnej archiwistyki spod znaku Foucaulta. Sam w młodości uważałem, że dyskursy i konwencje spętały nasze życia, a jednostkowy opór nie ma sensu. Z czasem – jak to się mówi – rozluźniłem pośladki i doceniłem siłę performatywnej zadymy i przyjemność płynącą z chwilowego, odświeżającego mini-spektaklu. Muchembled pokazuje, że rozkosz była tłumiona przez cztery stulecia. Dopiero od 50 lat możemy przyglądać się jej wnikliwie i bez fałszywego wstydu. Miły początek. Kto wie, jaki będzie świat za kolejne 400 lat? Czy będzie to rzeczywistość zaprzyjaźniona z rozkoszą i orgazmem?

 

Na koniec zajrzyjmy na popularne forum z poradami. Dwudziestotrzylatka pisze, że od 5 lat uprawia seks (różni partnerzy, żeby nie było!) i dotąd nigdy nie miała orgazmu. Odpowiedzi są rożne: od wulgarnego wyzywania po praktyczne rady, jakie pozycje przyjąć, jakim lubrykantem nawilżać lub – co najtrudniejsze – jak „się wyluzować”. Oczywiście, nikt nie napisze, że wszystko jest w porządku, że brak orgazmu nie musi być problemem. Nikt nie stara się dopytywać, czym dla strapionej internautki tak naprawdę jest rozkosz seksualna i czego oczekuje. Daleko odeszliśmy od wiktoriańskiego zamazywania świadomej seksualności? Hmm, sprawa sporna. Przed nami chyba wciąż długa droga w poszukiwaniu indywidualnego języka opowieści o orgazmie.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także