Felieton
Literacki Hades, część II
Po czterech miesiącach powracamy do literackiego Hadesu. Tym razem smażyć się będą grzesznicy nieco mniej zasłużeni dla zamulania kultury, nie należy jednak również ignorować ich demoralizującego wpływu na polską literaturę.
Narzeczona Frankensteina
to zwykle dziewczyna, żona lub była żona/partnerka prominentnej osoby, czyli Frankensteina. Jeśli Frankenstein posiada odrobinę wyczucia czy inteligencji, potrafi ze swojej narzeczonej wydobyć najbardziej wyraziste elementy i nadać im literacki szlif. Resztę kariery załatwiają znajomi Frankensteina, szczególnie kumple od stawianej wódki, którzy bez większego zahamowania skrobną pozytywną recenzję. Nie popadając w seksizm, Narzeczoną Frankensteina równie dobrze może być obdarzony pokaźnym piórem młodzian!
Seniorzy w almanachu
stanowią kategorię osobną, pod względem jakości typowo Hadesową, ale nie podlegającą wstrzyknięciu obowiązkowej porcji jadu. Polscy emeryci nie mogą często liczyć na fundusze pozwalające na zagraniczne wyprawy czy fundowanie sobie liftingu. Często w zaawansowanym wieku zaczynają odkrywać nowe pasje, z pisaniem na czele. Seniorzy publikują w tajemniczych almanachach (ponoć zagłębie almanachów stanowi Kraków), dumnie uczestniczą w lokalnych konkursach na najlepszy toast itd. itd. Możecie się śmiać, ale co jest lepszą alternatywą? Moherowy beret i ucho przyrośnięte do odbiornika radiowego, pieszczonego Radiem Maryja?
Bloger(ka)
Hej, jak fajnie czytać bloga literackiego, jak fajnie śmiać się z kulawej interpunkcji i naiwnej fabuły. Niestety, blog w wersji drukowanej traci nieporadną lekkość, jest jak urocze pulchne dziecko, które wyrasta na amerykańskiego grubola i straszy resztkami wdzięku. Internetowe pisanie obrobione w korekcie i redakcji, przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Dla wielu ludzi świat jest czarno-biały: słowo drukowane niesie mądrość, cyberprzestrzeń – kastrację intelektualną. Pomieszanie światów czasem wychodzi bokiem.
Janusz Leon Wiśniewski (komentarz zbędny, nazwisko Wiśniewski zwykle wzbudza kontrowersje)
Studentka kulturoznawstwa
jak zacznie pisać książki, lecą wióry i nagrody. Młode (trzydziestoletnie!) mistrzynie pióra zwykle łączą dwa wykluczające się żywioły: antropologiczne nowinki (sprzed 40 lat) oraz obserwację terenową. Obserwacja terenowa musi być obowiązkowo naturalistyczna i podkreślać okropieństwo mikroskopijnych ojczyzn. Na szczęście pisarki kulturoznawcze przynoszą kaganek oświaty, udowadniając, że nawet najbardziej zasyfiałe podwórko stanowi element symbolicznego continuum. Uwaga! Pisarko-studenki-absolwentki chętnie eksponują swoją dyskretną urodę w magazynach kobiecych czy telewizjach śniadaniowych, owe media w końcu hołdują hasłu: nie oceniaj książki po okładce, ale po autorce. Prawdziwym przełomem będzie dopiero pisarka na okładce „Playboya”!