Felieton
Nędza, seks, Rita i prawdziwa miłość
Tajemnicze rękopisy, sekretne dzienniki, ukryte w sejfach skandalizujące wspomnienia. Po dzienniku Białoszewskiego przyszedł czas na najbardziej oczekiwaną książkę półrocza, „Kronos” Witolda Gombrowicza. Kto ją przeczyta: miłośnicy „świńskich” historii czy wytrawni badacze pisarza? Trudno powiedzieć. Lektura pierwszych stron owocuje bowiem konsternacją. Język internetów określa taką sytuację jako „WTF” – pisze Robert Pruszczyński.
Pół wieku z Gombrowiczem, pięć lat przy nim
W 1964 roku doktorantka Maria-Rita Labrosse skorzystała z rady swojego promotora, aby pojechać do klasztoru [!] i tam skupić się nad kończeniem dysertacji, która do tamtego momentu „nie kleiła się”. Młoda kobieta trafiła na literackie seminarium, podczas którego poznała charyzmatycznego pisarza, homoseksualistę; wkrótce została jego asystentką, a kilka miesięcy przed śmiercią Gombrowicz i Rita pobrali się. Literaturoznawczyni spędziła z Witoldem pięć „realnych” lat swojego życia. Od 44 lat zajmuje się krzewieniem legendy Gombrowicza, pisarza, „poety życia” (jak nazwała go w wywiadzie udzielonym „Xięgarni”), antyintelektualnego intelektualisty. Rita dba o wydawanie dzieł męża, pilnuje tłumaczeń, uczestniczy w wydarzeniach kulturalnych związanych z autorem „Ferdydurke”. Jest ostatnią żywą legendą polskiej literatury, łącznikiem z czasami przedwojennej bohemy, świadkiem powojennej tułaczki literatów. Łatwo można ocenić, że Rita Gombrowicz bije światłem odbitym, zajmując się wyłącznie pielęgnowaniem pamięci po zmarłym mężu. Ale to zarzut niesłuszny i okrutny. Gombrowiczowa to znakomita ambasadorka polskiej kultury, znawczyni literatury polskiej, osoba medialna i potrafiąca przykuć uwagę nawet do … „Kronosa”.
WTF WG?
Lektura pierwszych stron – czytelnicza konsternacja. Język internetów określa taką sytuację jako „WTF”. Urwane zapiski, jakieś strzępy zdań, ogólnikowe frazy, które mają streszczać całe miesiące. WTF WG? Jak to czytać? A czytają wszyscy. Giełda, kto szybciej zdobędzie egzemplarz, SMSy od znajomych: „Gombrowicz w Berlinie. Strona 291. Haha”. Naprawdę wszyscy czytają „Kronosa”, wszyscy chcą go mieć. „Dziennik” Gombrowicza to oczywiście must-have każdego szanującego się intelektualisty lub entuzjasty czytelnictwa (gatunek wymierający!) ale to tekst trudny, długi i wcale nie taki zabawny, jak by się mogło zdawać na pierwszy rzut oka. Dużo cieńszy (oczywiście, objętościowo!) „Kronos” staje się kieszonkowym wydaniem Gombrowicza.
Nikomu nie trzeba udowadniać, że Gombrowicz w swojej twórczości literackiej i diarystycznej osiągnął europejski poziom literacki, znalazł się w polskim panteonie mistrzów pióra. Autor „Ferdydurke” nie jest trzeciorzędnym pisarzyną, którego po latach wdowa chce „wylansować” za pomocą osobistego dziennika, skrzącego się „pikantnymi” motywami. Gombrowicz został opisany z każdej możliwej strony, więc „Kronos” stanowi rodzaj ciekawostki, wisienki na torcie, czy raczej: niespodziewanego deseru. Czy jednak warto czytać tę książkę wyłącznie w ten sposób?
Nędza i seks
„Kronos” jeszcze wyraźniej niż „Dzienniki” jest studium ubogiego życia, by nie napisać wprost – nędzy. Pierwszy tom diarystycznych zapisków zaczyna się dopiero w 1953 roku, kiedy świat powoli podnosi się z wojennej zawieruchy. „Kronos” drobiazgowo opisuje zły stan zdrowotny i finansowy Gombrowicza w pierwszych latach emigracji: zastrzyki, zasiłki, kryzys finansowy, szarańcza, trzęsienie ziemi, „nędza, choroba, męczące masaże”, ataki ślepej kiszki itd. itp. Zapiski Gombrowicza są buchalteryjne, gdzieniegdzie widać literackie wyczucie: „Przenoszą mnie do sekretariatu. Galop”. Z biegiem czasu sytuacja finansowa pisarza poprawia się, ale kłopoty zdrowotne nie mijają. W 1965 roku pojawiają się zapiski dotyczące bronchitu, choroby serca, choroby płuc, przeciwastmatyczne papierosy [!!!], zastrzyki domięśniowe i dożylne, „truję się lekami” – to tylko krótkie wyimki. Czy ktoś już kiedyś przeanalizował Gombrowicza jako pisarza permanentnie chorego, na granicy śmierci, mierzącego się ciągle z własnym ciałem?
„Kubańczycy wytwarzają silnie erotyczną atmosferę, ale koncentruję się na literaturze – zwłaszcza iż byłem nieco speszony”, notuje Gombrowicz w 1946 roku. Ilustracją do owego speszenia stało się zdjęcie kubańskich chłopców, które Klementyna Suchanow wykonała w… 2006 roku. Wiadomo, nie należy czytelnika epatować zdjęciem nastolatków sprzed 60 lat, pobudzać wyobraźni do snucia refleksji, że owi młodzieńcy zmienili się w pomarszczonych i obwisłych starców. Karkołomne zestawienie sprawia, że Gombrowicz pożąda ponadczasowo, jego pragnienie wymyka się ramom czasu. Aktywność seksualna (najczęściej przygodne spotkania) stanowi w „Kronosie” znaczną część zapisków. Niektóre ze stosunków są oznaczane na marginesie „kółeczkiem”. Seksualność Gombrowicza mieni się wieloma barwami: pisarz uwodzi damy, chodzi „na kurwy”, miewa stałych partnerów, uwielbia podglądać młodych chłopców – doświadcza zachłannie, ale i kosztem czasu, zdrowia, bezpieczeństwa (pojawia się tutaj także wizja komisariatu i kary za męsko-męski seks). Wreszcie w czerwcu 1964 roku Gombrowicz i Maria-Rita Lambrosse poznają się, cztery miesiące później ze sobą mieszkają. Witold po raz pierwszy w swoim powojennym życiu odkrywa radość seksu z kobietą! Wyobraźmy sobie, że dziś jakiś autor, kojarzony powszechnie jako homoseksualista, nagle związuje się z kobietą i żeni się z nią! Czy na Witkowskiego czeka również jego Rita?
Gombrowicz w 1958 roku pisze: „starzenie się” i podwójnie podkreśla druzgocące słowo. Ma tylko 54 lata, tyle, ile dziś mają Anna Augustynowicz, juror „Tańca z Gwiazdami” Piotr Galiński czy nadal aktywna gwiazda porno, Nina Hartley. Nikt nie uważa ich za starców! Starość Gombrowicza kontrastuje z postrzeganiem go jako młodzieńczego i witalnego; czasem jego wrodzona przekora bywa mylona z żywotnością. Gombrowicz otrzymuje piękny dar od losu, najpiękniejszy, o jakim może marzyć stary mężczyzna i pisarz: miłość młodej, atrakcyjnej kobiety, której inteligencja i oczytanie pozwalają zrozumieć twórczy geniusz. Ostatnie partie „Kronosa” niespodziewanie zmieniają się w love story. Pod koniec życia stary Witold spotyka osobę, która stoi przy jego boku na dobre i na złe. „Hrabia konający, 65 lat, na łożu śmierci żeni się ze swoją sekretarką” – tak jedna z włoskich gazet pisała o ślubie Rity i Gombrowicza. Kilka miesięcy później Gombrowicz umiera. Kończy się „Kronos”.
Chrypka od gadania i patrzenia
„Czytanie” fotografii w „Kronosie” to zajęcie niezależne od tekstu. Najpiękniejsze zdjęcie znajduje się za stronie 368: Gombrowicz i Kot Jeleński wyglądają przez okno. Dwie stare twarze, na których malują się ślady dawnej urody. W notatce, która dopełnia fotografię, czytamy: „Miałem chrypkę od gadania z Kotem i Paczowskimi”. Najwcześniejsze zdjęcie Gombrowicza: 1927 rok, ma 23 lata, fotos rodzinny, Witold siedzi na trawie, poważny młodzieniec. Na wszystkich ujęciach autor „Pornografii” ubrany jest w garnitur, niezależnie od pory roku i dnia. Przedwojenne zdjęcia Gombrowicza pokazują przystojnego mężczyznę, piękne zaciśnięte usta, zadziorne spojrzenie, wysokie czoło. Z czasem delikatna twarz zmienia się w nagrobną maskę, usta stają się rozchylone, czoło się marszczy, rysy tężeją w cierpieniu.
„Kronos” to średnio ciekawy prezent, opakowany w piękne pudełko: miliard przypisów, przykuwająca uwagę okładka, wiele zdjęć. Książka atakuje dużym drukiem i solidnym filologicznym opracowaniem (wstęp: Rita Gombrowicz, posłowie: Jerzy Jarzębski), które pięknie uzupełniają tekst. Nie dajcie sobie wmówić, że to coś więcej niż brudnopis, wydawnicza ciekawostka… W czasach, kiedy nikt chyba nie oczekuje arcydzieł, takie wydawnictwo ma swoje miejsce i urok. Gombrowicz napisał wystarczająco dużo arcydzieł, aby wybaczyć mu „Kronosa”; nieelegancko krytykować testament.