Artykuł
Fenomen Berlina Zachodniego
Moja osobista refleksja związana z tym miastem sięga roku 1981. Jako dziecko zobaczyłem w „Polityce” rysunek Szymona Kobylińskiego. Pasażer na dworcu kolejowym patrzy na napis: Warszawa Zachodnia. „To brzmi zachęcająco” – mówił w dymku komiksowym pasażer. Spytałem tatę, dlaczego to ma być zachęcające. Wtedy wytłumaczył mi, że jest coś takiego, jak Berlin Zachodni.
W zasadzie każdy z nas, zapytany jakie państwo zniknęło z mapy Europy w następstwie zjednoczenia Niemiec w 1990 r., odpowie: Niemiecka Republika Demokratyczna, czyli rządzone przez komunistów pod protektoratem ZSRR Niemcy Wschodnie. Będą i tacy, którzy powiedzą, że wraz z połączeniem Niemiec zniknęła także dawna RFN, demokratyczne Niemcy Zachodnie, gdyż współczesne państwo niemieckie jest czymś nowym – w miejscu Republiki Bońskiej pojawiła się Republika Berlińska. Mogę się założyć, że w zasadzie nikt nie wspomni w tej odpowiedzi, że zniknęło z mapy coś, co przez cztery dekady było pewną anomalią, terytorium, które były unikalną enklawą Zachodu w imperium radzieckim. Zniknął Berlin Zachodni, czyli „trzecie Niemcy”.
Nazywany był żartobliwie „jedyną wyspą na Morzu Czerwonym”, choć ten wyspiarski charakter był przecież dla mieszkańców ogromnie uciążliwy. W Polsce postrzegany z pewną tęsknotą, stancjonował tam bowiem najbliższym nam, choć symboliczny, garnizon zachodnich wojsk, których tak bardzo brakło w 1939 r. i u schyłku wojny. Stał się symbolem podziału Niemiec, ale i symbolem marzeń o zjednoczeniu. Nieprzypadkowo, ku naszej irytacji, berlińska rewolucja i obalenie muru w listopadzie 1989 r., gdy Polska już odważnie kroczyła ku demokracji, stały się światową ikoną wolnościowego ruchu w Europie Środkowej i Wschodniej. Berlin Zachodni był namacalnym symbolem wyższości systemu zachodniego nad komunizmem. Podziały państw i narodów na te pozostające pod władzą Moskwy i te otoczone pewnego rodzaju ochroną Ameryki nie były tylko fenomenem niemieckim. Podobnie przez jakiś czas było w Austrii, ale zakończyło się to zjednoczeniem państwa austriackiego już dekadę po wojnie. W Azji zimna wojna podzieliła Koreę, Chiny, Wietnam. Nigdzie jednak podział państwa nie stanowił tak centralnego problemu politycznego jak w wypadku Niemiec, modelowym przykładem tego podziału był zaś Berlin.
Wilfried Rott nie tylko prezentuje panoramę historii miasta-enklawy. Przedstawia także jego niezwykłe cechy. Pokazuje różnice na tle reszty Niemiec, zwłaszcza na tle Niemiec Zachodnich. Pokazuje, jak początkowo nikt na Zachodnie nie liczył, że zachodnia część miasta przetrwa w czerwonym oceanie, ale też jak stopniowo ochrona statusu Berlina Zachodniego stawała się jednym z naczelnych zadań polityki zachodniego sojuszu w Europie. Autor opowiada też, czym był Berlin Zachodni – zarówno dla RFN, jak i dla otaczającej go NRD oraz mocarstw zwycięskich w II wojnie światowej. Dla RFN Berlin Zachodni – pisany West-Berlin – był jednym z landów. Dla NRD był kością w gardle i dlatego władze Niemiec Wschodnich zawsze dążyły do umniejszenia jego statusu: pisano o nim pogardliwie Westberlin i podkreślano, że nie jest to część terytorium państwowego RFN. Z kolei alianci zachodni, którzy dzięki wsparciu dla Berlina Zachodniego w czasie blokady miasta przez ZSRR w latach 1948-1949 z okupantów stali się obrońcami, nie do końca godzili się na formalne przyłączenie Berlina Zachodniego do RFN i narzucili miastu specjalny status, choć nigdy nie ograniczyli wolności obywatelskich i gospodarczych ludności. Wręcz przeciwnie: przyczynili się do przekształcenia Berlina Zachodniego w miejsce, do którego przybywali liczni uchodźcy polityczni nie tylko z NRD, lecz także z całego obozu radzieckiego (w tym wielu Polaków).
Fenomen Berlina Zachodniego to fenomen miasta powstałego na nowo – miasta, które zbudowano w brzydszej części stolicy Niemiec. Zabytkowy, najstarszy Berlin przypadł ZSRR i NRD. Dlatego po zachodniej stronie trzeba było zbudować drugie miasto, które stało się nowym Berlinem. Już w końcu lat 40., kiedy dominacja ideologiczna komunizmu zagroziła wolności nauki w Berlinie na zasłużonym Uniwersytecie Humboldta, w zachodniej części zbudowano legendarny później Wolny Uniwersytet Berliński. Dzisiaj w mieście funkcjonują obie uczelnie. Stopniowo Berlin Zachodni stawał się modny, młodzi ludzie często na rok-dwa wyjeżdżali do miasta, aby poczuć klimat podziału Niemiec, mieszkając bowiem w RFN można było w ogóle nie odczuwać istnienia NRD. Wreszcie prosta decyzja aliantów zachodnich o zakazie powoływania rekrutów do Bundeswehry z sektorów francuskiego, brytyjskiego i amerykańskiego spowodowała, że zachodnia część Berlina stała się miejscem schronienia młodzieży pacyfistycznej, lewicowej czy skrajnie lewicowej. Takie są korzenie wielkiej rewolty studenckiej w Berlinie Zachodnim.
Autor wyraźnie podkreśla, że celem jego książki jest przełamanie stereotypu, iż Mur Berliński określał tylko życie wschodnich Niemców. Mur jego zdaniem określił życie 2-3 pokoleń zachodnich Berlińczyków. Jego upadek to pokojowy koniec dyktatury komunistycznej na Wschodzie i koniec „wyspy” zachodnioberlińskiej. Nie ma już West-Berlina i Ost-Berlina. Powstał Berlin – tak, jak powstały Niemcy.