27 grudnia 2012

Hobbici poradnik, czyli do kina i z powrotem

Prezentujemy postapokaliptyczny poradnik dla tych, którzy szukają tematów do rozmów w 2013 roku. Znajdziecie tu wszystko, co chcielibyście wiedzieć o „Hobbicie” i Tolkienie, ale boicie się zapytać.

generic levitra

ge-9431″ title=”Tolkien_1″ src=”//xiegarnia.pl/wp-content/uploads/2012/12/tolkien_1.jpg” alt=”” width=”1100″ height=”258″ />

Dlaczego Tolkien wielkim pisarzem był?

 

John Ronald Reuel Tolkien na pewno nie był pisarzem wysokim (miara hobbicia – zaledwie 165 cm), nie zmienia to jednak faktu, że wielu uważa go za kolosa literatury. Co dziś jest miarą wielkości autora? Nowatorstwo. Beowulf, dawne sagi, Kalevala – te źródła inspiracji świadczyłyby na niekorzyść pisarza. Stworzenie podwalin literatury fantasy to niewątpliwy plus. W tym momencie powinno nastąpić porównanie do innego geniusza literackiego. „Homer XX wieku”. Nie byłoby to zresztą porównanie bezpodstawne. „Hobbit”, a zwłaszcza „Władca Pierścieni” są przecież swego rodzaju eposem. Sławią niemodne już dziś bohaterstwo, męstwo, odwagę i szlachetność – cechy pożądane jedynie w wymyślonej krainie. Obu twórców łączy też zamiłowanie do szczegółowego opisu. Pojął tę prawdę Peter Jackson, dzięki czemu ekranizacja „Władcy Pierścieni” zachwycała dbałością o detal. Na planie zatrudniono specjalistę w każdej niemal dziedzinie, od kowala po wytwórcę fajek.

 

Czy wypada kupować hobbicie gadżety?

 

Skoro powiązania między „Odyseją” a „Hobbitem” zostały już ustalone, nic nie stoi na przeszkodzie, by porównać się do starożytnych czytelników Homera. Dobra opowieść napędza handel lepiej niż świąteczne zakupy. Wiedzieli o tym już sprzedawcy na greckiej agorze. Jeśli mieszkańcy Aten bez żenady nabywali wazy z popiersiem Achillesa, to i ty możesz z dumą przemierzać korytarze kina, dzierżąc w dłoni kubek zdobiony facjatą Bilbo Bagginsa.

 

Tolkien a sprawa polska

 

Tolkien wielkim pisarzem był, a zatem musiał być też Polakiem. Niestety, skrupulatne poszukiwania polskich tolkienologów zawiodły ich aż na zwodnicze tereny Prus Wschodnich. W najlepszym więc razie autor „Hobbita” mógł być spokrewniony z mazurskim Tołkinem. Dla tych, którym owe etymologiczne śledztwo wydaje się cokolwiek podejrzane, mamy też nieco bardziej prawdopodobne wyjaśnienie. Nazwisko Tolkien pochodzi od niemieckiego Tollkiehn i może oznaczać „skłonnego do brawury”. A co z dziwacznym imieniem „Reuel”? Cóż, sam pisarz nie do końca potrafił wyjaśnić jego pochodzenie. Podobno tak właśnie nazywał się przyjaciel jego dziadka. Na znak przywiązania staruszek nadał to imię jako drugie ojcu Tolkiena. Od tej pory każdy męski potomek w rodzie Tolkienów na drugie imię ma Reuel.

 

Wróćmy jednak to sprawy polskiej. Jeśli nie korzenie, to może chociaż inspiracje. Pisarz w końcu czerpał z wielu mitologii, czemu nie miałby sięgnąć i do słowiańskich wierzeń? Z naszych wschodnich rubieży może pochodzić Beorn, człowiek zamieniający się w niedźwiedzia. Zbliżona do niego postać to leszy, demon lasu. Podobieństwo nie ogranicza się jedynie do aktu transformacji. Leszy, tak jak i Beorn, starał się zachowywać neutralność, a w przypadku sympatii do zagubionego wędrowca, pomagał mu wydostać się z lasu.

 

Czy Hobbity istnieją naprawdę?

Jeśli istnieją, to dobrze się ukrywają. Na naszej wsi polskiej, wsi wesołej mieszkają krasnoludki (nie mylić z germańskimi krasnoludami!), skrzaty, ubożęta, podziomki. Większość z nich to jednak złośliwe chochliki, podmieniające matkom ładne dzieci i wykradające jajka ze spiżarni. Nikt tu o hobbitach nie słyszał. Szukać więc wypada w ojczyźnie samego Tolkiena. Słyszano tam wprawdzie o brownies i fairies, ale o hobbicie albo nie było mowy, albo słuch po nim zaginął. Pozostaje więc założyć, że wysoki na metr bohater narodził się w wyobraźni pisarza, co naturalnie nie zaprzecza jego istnieniu. Hobbit to stróż sielskiej Anglii – swojego małe Shire, a może raczej Sharehole. Tak bowiem nazywała się wieś, w której swoją wczesną młodość spędził Ronald. Zanim zamówisz bilet lotniczy, chwycisz łopatę i zaczniesz rozkopywać brytyjskie pagórki w poszukiwaniu niziołków, zważ na to, że hobbity trzymają się raczej z daleka od siedlisk ludzkich. Co majętniejsi z nas mogą odwiedzić za hojną opłatą nowozelandzki Hobbiton. Organizatorzy nie zapewniają jednak spotkania z Bilbo Bagginsem. Zamiast szukać hobbita może lepiej stać się nim na jeden karnawałowy wieczór. Nie wystarczą, co prawda, owłosione stopy. Hobbicia moda jest dość restrykcyjna. Strój koniecznie w barwach żółto-zielonych, a do tego jakaś fantazyjna kamizelka. Ponieważ, jak powszechnie wiadomo, akcesoria nadają kostiumowi szyku, radzimy nie zapominać o fikuśnej fajce. Najlepiej nabić ją tytoniem Navy Cut, tym samym, który podczas literackich wieczorów w pubie Płonące Dziecię ćmił Tolkien.

 

Skąd Tolkien znał język Elfów?

 

Skoro ten poliglota znał ponad 30 języków żywych, dlaczego nie miałby znać choć kilku języków potencjalnych? Tak naprawdę Tolkien elfickiego nauczył się od pociągów, a konkretnie od jednego pociągu towarowego. Kiedy w dzieciństwie odczytał po raz pierwszy walijskie nazwy miejscowości wymalowane na wagonach, w jego głowie zaczęła kiełkować myśl o stworzeniu własnego języka. Na początku było słowo. Ta zasada dotyczy również Śródziemia. Kraina elfów, hobbitów i krasnoludów została utkana z dźwięków. Nazwa wyprzedziła „Hobbita”, tak jak jajko poprzedza kurę.

 

Czy konflikt w Śródziemiu to alegoria I i II wojny światowej?

 

Każdemu czasem zdarza się zaplątać w jakąś intelektualną dysputę na temat interpretacji. Jak nie popełnić myślowego faux pas? Porównanie walki dobra ze złem w Śródziemiu do wojny trąci już niestety myszką. Poza tym sam Tolkien za nim nie przepadał. Powtarzał ciągle, że nie znosi alegorii, a „Hobbit” i „Władca Pierścieni” to po prostu opowieści. Jeśli chcesz zabłysnąć oryginalną opinią, utnij nadinterpretacyjne zakusy przyjaciół stwierdzeniem: „Hobbit nie jest alegorią”. Miłośnikom gwary naukowej polecamy wersję: „Hobbit jest nie-alegorią”.

 

Dlaczego w Polsce premiera „Hobbita” ma odbyć się po apokalipsie?

 

 

Opinią publiczną wstrząsnęła wiadomość o miesięcznym opóźnieniu premiery „Hobbita”. Co by to było, gdyby świat jednak się skończył, a my nie zobaczylibyśmy hitu sezonu. Spekuluje się, że kontrowersyjna decyzja ma związek z niską aktywnością kulturalną Polaków w okresie przedświątecznym. Dystrybutorzy widać założyli, że zamiast ustawiać się w kolejkach po bilety, przez cały grudzień będziemy lepić pierogi. Dla prawdziwych wielbicieli Bagginsa, nie ma w tej opinii nic krzywdzącego. Porządny hobbit też oddałby się bez reszty sporządzaniu wigilijnych przysmaków. Ze względu na naszą hobbicią postawę powinniśmy wręcz zostać wyróżnieni prapremierą w październiku. Ponieważ jak zwykle nikt nie pomyślał o małych łasuchach, jesteśmy zmuszeni przetrwać koniec świata.

 

Jakim cudem podzielono ekranizację „Hobbita” na 3 części?

 

To pytanie pozostanie wielką, nierozwiązywalną zagadką.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także