Artykuł
Jak oni interpretują?!
Lato to czas, w którym podekscytować nas może nawet interpretacja. W ciągu roku raczej rzadko na pierwszych stronach gazet pojawiają się zdjęcia badaczy literatury. Na żółtym pasku w TVN24 nie uraczysz ich nazwisk. A jednak tegoroczne kanikuły przyniosły niemały skandal w literackim ogródku. Rocznica powstania warszawskiego stała się okazją, by sięgnąć po „Kamienie na szaniec” Aleksandra Kamińskiego. Okazało się, że hit naszych lat młodzieńczych skrywa antysemickie wątki, a akcja pod Arsenałem miała swoje homoerotyczne motywy.
Oczywiście, podobne insynuacje nie mogły przejść bez echa. Świat znowu podzielił się na lewą i prawą stronę, a humaniści udowodnili, że ich praca nie jest tak krańcowo abstrakcyjna i bezużyteczna jak mogłoby się wydawać. Czy mieli rację? Wszystko zależy od interpretacji.
Zakazane miłości
Rudy i Zośka kochankami? Od tego wszystko się zaczęło. Elżbieta Janicka poruszyła lawinę. Sugestii, że dzielnych absolwentów Batorego łączyło coś więcej niż braterski uścisk dłoni, rumieńców dodawał fakt, że bohaterowie wzorowani są na rzeczywistych osobach. Gromy, które wybuchły wokół badaczki PAN, przysłoniły główny sens jej interpretacji.
Genderowe inklinacje badaczy zawsze prowadzą do niesnasek. Kłopotliwość takich interpretacji polega na tym, że trudno im zaprzeczyć, nie wychodząc na homofoba. A często zaprzeczać jest czemu, bo literaturoznawcy lubią popuścić w tym temacie wodze fantazji. Co zrobić jednak, gdy napisało się już o Wildzie, Jamesie, Mannie, Iwaszkiewiczu… Kto pozostanie? Rzecki i Wokulski. Nieprawdopodobne? Nie dla interpretatorów. Jeśli komuś wciąż za mało wątków erotycznych w „Lalce”, niech wróci do końcowej sceny w powieści. Spotniały Wokulski podsłuchuje w pociągu konwersację Izabeli ze Starskim. Robi mu się gorąco – w szkole myślałam, że po prostu się zdenerwował. Na studiach wyprowadzono mnie z błędu. Pan Stanisław miał orgazm.
Ci straszni rasiści
Ze sfery towarzyskiej gładko przechodzimy do świata polityki. I znów trzeba wrócić do artykułu Janickiej. Badaczka odsłoniła wstydliwe kulisy historii, która poruszała kolejne pokolenia polskich dzieci. Okazało się, że chłopcy z „Kamieni na szaniec” chodzili do antysemickiego liceum, a ojciec Tadka Zawadzkiego organizował getta ławkowe. Interpretacje często niszczą nasze dziecięce mity. Przekonali się o tym fani „Tintina”. Kilka lat temu głośno było o nazistowskich sympatiach autora komiksu. Główny bohater miał być wzorowany na postaci Leona Degrelle’a – walońskiego dowódcy Waffen SS. I coś wtedy pękło. Przygody Tintina w Afryce, które kiedyś wydawały się po prostu zabawne – stały się potworne.
Wreszcie postkolonializm – ten popsuł prawie wszystkie dziewiętnastowieczne powieści. Zaczęło się od „Jądra ciemności” Josepha Conrada. Przerażająca czerń, ludzie bez języka, bez dusz – to wszystko w klasycznej lekturze odnalazł Chinua Achebe. Fakt, nasi pradziadowie nie mogli poszczycić się wielką tolerancją kulturową. Ale co z tym zrobić? Kilka lat temu pewne rozwiązanie znalazła grupa polskich nauczycielek. Zaproponowały, żeby „Lalkę”, „Przedwiośnie” i parę innych książek usunąć z listy lektur. Zarzut był jeden – antysemityzm. Powstało jednak pytanie: czy przemyślenia bohaterów książki (Rzeckiego i Baryki na przykład) należy utożsamiać z poglądami autora. Czy powieści te nie mówią nam raczej o tym, jak antysemityzm się rodzi.
Drugie życie książki
Stara anegdota mówi, że gdyby Szekspir jakimś cudem ożył i postanowił się zapisać na uniwersytecki kurs szekspirologii, prawdopodobnie by go nie zaliczył. Niektóre interpretacje zdają się znacznie odbiegać od intencji autora. Książka zaczyna – niczym niewierny mąż – prowadzić podwójne życie. Za dnia należy do autora, wieczorem staje się własnością niepokornych czytelników.
Pierwszy gatunek interpretacyjnych przestępców to manipulatorzy. Wygną słowa, powykręcają zdania, sprofanują sensy – wszystko by wyjść na swoje. Ich ofiarami padają najznamienitsi pisarze. Wśród nich znalazł się sam Fryderyk Nietzsche. Elizabeth Förster-Nietzsche była jedną z największych mistyfikatorek w historii. Sfałszowała ponad połowę listów genialnego brata, przepisywała błędnie jego aforyzmy, a książki opatrzyła komentarzem napisanym przez nazistowskich pismaków. Tak Fryderyk został filozofem nazistów, których sam z pewnością uznałby za ostatnich ludzi, a nie zapowiedź nadczłowieka.
Oprócz manipulatorów są też mistyfikatorzy. Taki mistyfikator tworzy sobie interpretację dla żartu, ale z jakichś powodów ludzie biorą ją na serio. Mariusz Urbanek na ten przykład stroił sobie żarty z Brzechwy. Oskarżał poetę o degrengoladę moralną i antypolskie skłonności. „Na kanapie siedzi leń”, „Samochwała w kącie stała” to według niego paszkwile, które robią Polakom złą reklamę. Właściwie to nie według niego, ale według polityków z LPR-u, którzy mieli być rzekomymi autorami tej kuriozalnej interpretacji. Z żartu zrobiła się poważna sprawa. Czytelnicy z miejsca uwierzyli, że to autentyk, a politycy z Ligii Polskich Rodzin nie potrafili się do tego ustosunkować. Widać brali pod uwagę, że tak absurdalny tekst ktoś z ich formacji mógł faktycznie sprokurować.
Gorzki smak nadinterpretacji
Badacze boją się nadinterpretacji. Czytelnicy z niej kpią. A może nadinterpretacja jest jak nadczłowiek – wyższą formą interpretacji pospolitej? Literaturoznawcy zachęcają do krytycznej lektury. Elżbieta Janicka proponuje, by „Kamienie na szaniec” czytać, ale w starszych klasach. Dzięki temu emocjonalny odbiór tekstu zastąpiłaby chłodna analiza. Co jednak z przyjemnością czytania? Niektóre książki powinno się przeżyć, a nie przemyśleć. Czytajcie więc jak najszybciej możecie. Nim całą frajdę zabiorą wam interpretacje, szczególnie te – eufemistycznie mówiąc – dziwne.