4 września 2013

Nie czytajcie "Pana Tadeusza"

Początek roku szkolnego przyniósł newsa, który newsem nie jest, bo ma jakieś pięć lat. Spora część mediów dała się nabrać na odkrycie „Gazety Krakowskiej”, że mianowicie w gimnazjum nie trzeba już czytać „Pana Tadeusza”. Potem się okazało, że tak jest już od roku szkolnego 2008/2009, a w ogóle to epopeja Mickiewicza jest lekturą obowiązkową, tyle że w liceum.

 

Mickiewicz_Pan_Tadeusz_1834I można by całe to zamieszanie zignorować, gdyby nie emocje jakie sprawa wzbudziła i komentarze jakie wywołała. Że emocje się pojawiły, to dobrze, bo literatura w Polsce jest na co dzień niemal wszystkim doskonale obojętna, zawsze więc miło słyszeć, że ma Adam Mickiewicz tylu obrońców. Z jakością komentarzy było różnie, mnie szczególnie zirytował ten autorstwa Aleksandry Pezdy w „Gazecie Wyborczej”, która użaliła się nad biednymi nauczycielkami, zmuszonymi by przekonywać licealistów do „Pana Tadeusza”. Ci nie dość że ponoć nie potrafią zrozumieć słownictwa, to jeszcze nie potrafią czytać poezji. Trzeba więc przemyślności pana Zagłoby, by im fortelem narodowy epos do głowy wtłoczyć. A to trzeba jakieś scenki odegrać, a to na głos przeczytać. „Bo i tak dzieciaki w domu tego nie przeczytają”. To zdanie zirytowało mnie szczególnie.

 

Co znaczy „i tak nie przeczytają”? Czy państwo pyta obywatela czy ma ochotę płacić podatki? Niech tylko spróbuje nie zapłacić, a zaraz znajdą się tacy, którzy mu udowodnią, że zrobił błąd. Nie rozumiem zatem dlaczego szkoła, która wykonuje politykę państwa w zakresie edukacji nie może zmusić ucznia do przeczytania lektury, obowiązkowej, podkreślam. Zapewne problem w tym, że nikt od młodych ludzi tego nie egzekwuje.

 

Minister Bartłomiej Sienkiewicz przy okazji polsko-meksykańskiej awantury na plaży był krytykowany za wypowiedź, że monopol na przemoc powinno mieć państwo i odstępstwa od tego nie będą tolerowane. Niesłusznie. Miał w tej sprawie rację. W demokracji tylko państwo może przemocą zmusić obywatela do czegoś, np. nakazać mu przestrzeganie prawa. A co to ma do „Pana Tadeusza”? Tu jest podobnie. Państwo ma również monopol na edukację i może, a nawet powinno zmuszać uczniów do czytania lektur. W przeciwnym razie polskie szkoły produkować będą ćwierćinteligentów albo pół-debili, jak kto woli. Zresztą już produkują, co wie każdy, kto miał do czynienia ze współczesnymi studentami. Poziom ich wiedzy obniża się z roku na rok i nic nie wskazuje na to, by miało się to zmienić.

 

A w sumie dlaczego zmuszać młodych ludzi do czytania nikomu do niczego niepotrzebnych dzieł Mickiewicza – zapyta ktoś praktyczny i zaproponuje w zamian np. zajęcia z informatyki. Oczywiście, jest to wyjście dobre dla wszystkich tych, którzy godzą się, by kolejne pokolenia Polaków były ćwierćinteligentami pozbawionymi elementarnej wiedzy o własnej kulturze i historii. I mówię im z pełną odpowiedzialnością: nie czytajcie „Pana Tadeusza”, bo i tak nie zrozumiecie jego sensu i piękna. Ale nie odbierajcie tej szansy młodym ludziom, których do dobrego często trzeba zmuszać.

 

Literatura na ostro. Środa z Cieślikiem.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także