Artykuł
Nowy Stieg Larsson
Globalne mody literackie mają w sobie silny element nieprzewidywalności. O ile jeszcze można jakoś wyjaśnić np. sukces Harry’ego Pottera i, od biedy, sagi „Zmierzch”, która jest oczywiście prozą znacznie gorszej jakości niż twórczość Rowling, to już triumfy grafomańskiego samdo-maso spod znaku Greya czy kryminałów Larssona trudno zrozumieć.
Każdego z innych powodów. Powieści E. L. James napisane są tak źle, że doprawdy ich czytanie jest męką i nawet w dziedzinie literackiej pornografii ciężko o coś równie topornego. Z kolei trylogia Millenium skomponowana jest wbrew regułom thrillera. Powieści przeładowane niepotrzebnymi wątkami, punkty zwrotne nieprzekonujące, a całość zdaniem wielu po prostu nudna (tego poglądu nie podzielam), a jednak spodobały się milionom czytelników na całym świecie. A skala sukcesu była taka, że od lat trwa poszukiwanie nowego Larssona. Jako że Millenium wywołało światowy boom na skandynawski kryminał to właśnie pod kołem podbiegunowym prowadzone są prace poszukiwawcze. Bez skutku, bo choć Camilla Laeckberg czy Jo Nesbo z pewnością można dziś nazwać gwiazdami europejskiego kryminału, to trudno tu mówić o skali globalnej. Pojawia się więc pytanie, czy „nowego Stiega Larssona” nie należałoby szukać gdzie indziej. A skoro wszyscy właśnie się bawią w proroctwa na Nowy Rok to może i my się zabawmy. Bo mam kandydata.
Od razu uprzedzam, że nie jestem znawcą kryminału jako gatunku, ale, przyznają państwo, że trudno o większego speca w tej dziedzinie niż Zygmunt Miłoszowski. I właśnie niedawna radiowa rozmowa z autorem „Bezcennego” podsunęła mi ten trop. Naszym wspólnym kandydatem na „nowego Larssona” jest Pierre Lemaitre. Pisarz, o którym z pewnością mało kto w Polsce słyszał, choć dwa miesiące temu tu i ówdzie pojawił się news, że dostał Nagrodę Goncourtów za powieść “Au revoir la-haut”, o której zgoła nic nie wiem. Zdaje się, że jest to po prostu powieść obyczajowa z czasów międzywojennych. Bo Lemaitre ma za sobą ciekawą historię (trochę jak Larsson, który zanim został pisarzem był bezkompromisowym reporterem). Francuski autor zaczął pisać grubo po pięćdziesiątce, dziś ma lat 62, a wcześniej zajmował się różnymi rzeczami, głównie pisaniem scenariuszy.
U nas ukazały się już trzy jego książki, mnie na razie udało się przeczytać jedną i jestem pod jej wielkim wrażeniem. Dawno żadna fabuła nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak historia opowiedziana w „Alex” – opowiedziana po prostu po mistrzowsku. To się nazywa punkty zwrotne! Za wiele zdradzić państwu nie mogę, ale dwukrotnie następuje w tej książce szokująca wręcz zmiana perspektywy, a sama Alex, bo to imię kobiece, jakoś bardzo przypomina mi Lisbeth Salander. I może stąd to skojarzenie z Larssonem. Pewne jest, że Lemaitre na wielki sukces zasługuje. Czy go odniesie, zdecydują jednak czytelnicy.