9 października 2014

Wielka postmodernistyczna powieść wiktoriańska

Początkowo nic nie zapowiadało sukcesu. „Wszystko, co lśni” zebrało w Nowej Zelandii przeciętne recenzje, równie przeciętna była sprzedaż drugiej powieści 28-letniej pisarki Eleanor Catton. A potem Catton otrzymała Bookera, zostając najmłodszą laureatką w historii nagrody, a także autorką najdłuższej wyróżnionej powieści. Czytelniczy świat oszalał. 

 

The_Rehearsal_front_cover_imageDebiut Catton także nie wskazywał na jej późniejszy spektakularny sukces. Powieść „The Rehearsal” („Próba”), utrzymana w zupełnie innym niż „Wszystko, co lśni”, stylu i zdecydowanie mniej imponująca rozmiarami (wydanie angielskie liczy nieco ponad 300 stron) to osadzona we współczesności historia zakończonego skandalem romansu uczennicy szkoły średniej i nauczyciela muzyki. Catton przedstawia w niej za pomocą nielinearnej, wielogłosowej narracji skutki owego romansu. Książka została dobrze przyjęta przez krytyków, wskazywano przy tym zwłaszcza na dojrzały, dobrze ukształtowany styl debiutantki. Jednak dopiero w drugiej, wydanej pięć lat później powieści Catton pokazała, na co ją stać, tworząc imponującą swym rozmachem opowieść o czasach nowozelandzkiej gorączki złota i łącząc ze sobą w prawdziwie postmodernistycznej mieszance stylów powieść realistyczną, detektywistyczną, powieść grozy i język rodem z utworów wiktoriańskich.

W warstwie fabularnej „Wszystko, co lśni” to skomplikowany kryminał z wątkiem nadprzyrodzonym. Mamy więc zwłoki byłego poszukiwacza złota, w którego domu odnaleziono fortunę w złotych sztabkach niewiadomego pochodzenia, próbę samobójczą prostytutki o niejasnej przeszłości oraz niewyjaśnione zniknięcie lokalnego bogacza. Wszystkie te wydarzenia wydają się ze sobą w jakiś sposób powiązane, a ilość zamieszanych w nie osób rośnie w tempie geometrycznym. Każdy z dwunastu bohaterów – uczestników tajnego spotkania, na które trafia nowoprzybyły do miasta Hokitika Walter Moody – przedstawia inną wersję wydarzeń. Wszystkie wersje, złożone w całość, powinny dać rozwiązanie zagadki. Catton stopniowo odsłania przed czytelnikiem misterny splot powiązań pomiędzy bohaterami, ich większe i mniejsze grzechy i słabości, całość zaś przenika blask złota – obietnica lepszego życia.

 

W poszukiwaniu szczegółu, czyli przepisywanie powieści wiktoriańskiej

 

Eleanor_CattonPisarski notatnik George Eliott, autorki jednych z najwybitniejszych powieści wiktoriańskich, ujawnia, jak wiele badań musiała przeprowadzić przed napisaniem swojego najsłynniejszego dzieła, „Miasteczka Middlemarch”. Dowodem na ich niezwykłą szczegółowość niech będzie fakt, że Eliot studiowała m. in. dzienniki meteorologiczne z okresu, w którym osadziła swą ksiażkę, by dokładnie odwzorować realne warunki, jakie wówczas panowały. Dwa wieki później, kiedy – jak wydawało się przynajmniej do czasu „Szkarłatnego płatka i białego” Michela Fabera – powieść realistyczna w jej wiktoriańskiej odmianie dawno przestała istnieć, Eleanor Catton wyznaje, że jej notatki do powieści obejmowały setki plików tekstowych, a ona sama pilnie studiowała mapy nieba z opisywanego okresu za pomocą programu Stellarium.

Catton nie tylko naśladuje styl powieści wiktoriańskich, ona przywołuje ten styl, wykorzystując go nie tylko w sposobie narracji, ale i w samym myśleniu o powieści i procesie jej powstawania. Każdy rozdział poprzedzony jest stylizowanym, pisanym kursywą krótkim streszczeniem zawartych w nim wydarzeń. Wszechwiedzący narrator, jakby wyjęty z lamusa literatury sprzed ery Flauberta, nie tylko chętnie ujawnia się w tekście, ale wyraźnie prowadzi czytelnika za rękę, tłumacząc mu zawiłości fabuły i poddając ocenie wydarzenia i bohaterów. Sama powieść jest wreszcie zasiedlona niezliczonymi przedmiotami, z pietyzmem opisywani są bohaterowie, wnętrza, drobne detale, które w założeniach przydają powieści wiktoriańskiej efektu realności. Dowiadujemy się więc, że fajkę naczelnika więzienia zdobi bursztynowy kołnierzyk, natomiast ta należąca do pośrednika handlu nieruchomościami ma obgryziony ustnik, dalej, że w palarni hotelu, w którym zatrzymuje się Moody, wisi mizernej jakości portret małżonka królowej, a także jakie towary zamówił jeden z bohaterów z okazji przyjazdu pewnego polityka (gruszki, ser pleśniowy oraz kandyzowany imbir). Powieści realistycznej odpowiada też szeroko zarysowane tło kryminalnej zagadki, które ukazuje przekrój społeczeństwa Nowej Zelandii z okresu gorączki złota. Mamy zatem mniejszości etniczne: Chińczyków i Maorysów, biedotę, drobnych przedsiębiorców, prostytutki, przestępców, wreszcie swego rodzaju szlachtę – tych, którzy zdobyli upragnioną fortunę. Przedstawiciele każdej z tych grup tworzą ze sobą sieć powiązań o wiele ściślejszą, niż zapewne chcieliby przyznać.

Realizm powieści wiktoriańskiej zderza Catton z innym XIX-wiecznym gatunkiem – powieścią grozy. Już na początku narrator sugeruje, że Walter Moody przeżył niesamowite i przerażające zdarzenie podczas swojej podróży do Hokitika. Kolejne rozdziały przynoszą więcej nadnaturalnych zagadek: pojawia się widmo, seans spirytystyczny, romantyczne w swoim rodowodzie pokrewieństwo dusz, przepowiednie i niewyjaśnione przeczucia. Elementy te, umieszczone w utworze wyraźnie spełniającym założenia realizmu działają dużo silniej niż w powieści grozy. Catton nie daje przy tym żadnych wskazówek, co do prawdopodobieństwa i sposobu interpretacji nadprzyrodzonych elementów w swojej powieści, przedstawiając je zawsze oczami innych bohaterów i traktując z zaskakującą powagą.

Studiując niebo. Miesiąc, w którym nie było pełni

 

Catton_Wszystko co lsni_m„Wszystko, co lśni” jest podporządkowane nie tylko regułom wiktoriańskiej powieści realistycznej, ale w większym nawet stopniu – regułom astrologii. Widać to na każdym poziomie tekstu, od podziału na rozdziały począwszy, a skończywszy na wydarzeniach i relacjach między bohaterami.

Akcja książki rozpoczyna się 27 stycznia 1866 roku, a zatem tuż przed rzadkim zjawiskiem, jakim jest miesiąc synodyczny, a wiec taki, w którym nie występuje pełnia księżyca. Kolejny taki miesiąc będzie dopiero w roku 2066. Księżyca ubywa, nadchodzi miesiąc mroku, a wraz z nim coraz mroczniejsza staje się fabuła. Ubywa także samej powieści, jej kolejne rozdziały odpowiadają fazom księżyca od pełni do nowiu, stopniowo zmniejszając swoją objętość, podobnie jak z każdą kolejną nocą sierp ziemskiego satelity staje się coraz węższy. Pierwsza z dwunastu części ma zatem w wydaniu angielskim 360 stron, każda następna zaś jest o połowę mniejsza od poprzedniej. Zanikanie powieści wraz z kolejnymi fazami księżyca to jednocześnie zanikanie tego, co jest w niej wiktoriańskie. Nagromadzenie przedmiotów, dokładne opisy i wszechwiedzący narrator zajmują stopniowo coraz mniej miejsca, na końcu zaś pozostaje właściwie tylko czysty dialog, niezakłócony żadnym opisem. Rozdziały stają się coraz krótsze, ich opisy zaś – coraz dłuższe. W ten sposób ten charakterystyczny element zaczyna świadomie parodiować sam siebie – mówi o faktach, które nie pojawiają się w streszczanych rozdziałach, w końcu zaś staje się dłuższy niż sam rozdział, wypierając go tym samym i zastępując. Księżyc skrywa się za cieniem Ziemi, narracja znika w ciemności. A czytelnikowi pozostaje czekać na to, aż światła znowu zacznie przybywać.

Dwunastu bohaterów, którzy spotykają się na tajnej naradzie to postacie, które Catton nazywa gwiezdnymi. Odpowiadają oni dwunastu znakom zodiaku. Pozostałych siedmiu ważnych bohaterów to postacie planetarne. Wszystkich łączą wzajemne zależności, podporządkowane m. in. tzw. oddziaływaniom (Rozum, Pożądanie, Władczość) oraz przemieszczaniu się gwiazdozbiorów i planet po nieboskłonie, skrupulatnie odnotowywanym w tytułach kolejnych rozdziałów. Catton, opierając psychologię swoich bohaterów na ich astrologicznych odpowiednikach rysuje charaktery niezbyt skomplikowane. Nie próbuje wnikać w ich umysły, czy wyjaśniać ich motywacji, jakby w istocie kierowani byli przez nieustanny ruch gwiazd i realizowali dawno zapisany plan. Przeznaczenie wydaje się nieuniknione, wydarzenia – od dawna ustalone. To nie zarzut – Catton nie tworzy archetypów czy marionetek, pokazuje natomiast, że mimo usilnych prób, mimo walki, jaką podejmują bohaterowie jej powieści, pewne rzeczy muszą się wydarzyć i nie od wszystkiego można uciec.

 

Czy oparta na astrologii konstrukcja przekłada się w widoczny sposób na odbiór książki? Dla znakomitej większości czytelników odpowiedź będzie brzmiała: nie. Ci, którzy, w przeciwieństwie do Catton, nie znają się na ruchach ciał niebieskich, nie będą mieli możliwości dostrzeżenia misternych połączeń pomiędzy poszczególnymi znakami i planetami, nie zrozumieją też tytułów rozdziałów, które w innym wypadku mogłyby wnieść do interpretacji dodatkowe informacje. Być może astrologia była dla Catton spoiwem, dzięki któremu udało jej się utrzymać w ryzach skomplikowaną intrygę i wielość bohaterów, zachowując przy tym narracyjną dyscyplinę.

Postmodernizm? Tak! Renesans realizmu? Tak! Literacka gra? Nie tylko.

Wszystkie te elementy – kryminał, grozę, astrologię i realizm Catton łączy w misterną całość, tworząc w ten sposób rzecz zupełnie oryginalną. Co więcej, przy całym tym pomieszaniu i wielowarstwowości powieść zdaje się emanować pewną dyskretną ironią. Naśmiewa się z własnych bohaterów, wskazuje na szwy konwencji, którymi się posługuje. Choć Catton elementami powieści realistycznej posługuje się niezwykle naturalnie – nie mamy do czynienia z parodią czy pustym naśladownictwem – to trudno nie dostrzec w jej książce sarkastycznego, odautorskiego uśmiechu. „Wszystko, co lśni” puszcza do czytelnika oko: z jednej strony, gra z nim w grę „rozpoznaj konwencję, której używam w danym momencie”, z drugiej, traktuje każdą z nich zupełnie serio, co sprawia, że powieść jest czymś więcej niż tylko literacką zabawą. Staje się nową jakością, korzystającą ze starych wzorców, których wykorzystywanie jest, jak można by sądzić, co najmniej nietaktem. To renesans powieści realistycznej – udany dlatego, że udało się ją pożenić z zupełnie innymi, pozornie niepasującymi pomysłami. A przy tym powieść Eleanor Catton jest doskonałą rozrywką, oferującą wysmakowany styl, frapującą zagadkę i działający na wyobraźnię, fascynujący obraz czasów nowozelandzkiej gorączki złota. Strach pomyśleć, co Catton napisze następnym razem.