29 czerwca 2015

Zapis miasteczka. Felieton Filipa Springera

Gdzieś pomiędzy Koninem a Poznaniem jest jedno z najważniejszych miejsc dla polskiej fotografii.

fot. Katarzyna Majak

fot. Katarzyna Majak

Przez całe lata to była dla mnie tylko stacja kolejowa. Na wschód od Poznania jest dość dużo lasów, szwendaliśmy się tamtędy w tę i z powrotem w podstawówce i liceum. Września była tylko dworcem, na którym wsiadaliśmy i wysiadaliśmy z pociągu, niczym więcej. Przez miasto przechodziliśmy niespecjalnie nim zajęci. Tak było zanim zacząłem interesować się fotografią. Bo potem Września stała się czymś na kształt punktu odniesienia.

Takich inicjatyw jest jak na lekarstwo, więc każdą trzeba hołubić, chuchać na nią i dmuchać, żeby broń boże nie zgasła. No bo wyobraźmy sobie taką sytuację. Gdzieś tam w środku Polski jest takie miasteczko, które nie ma nawet 30 tysięcy mieszkańców i dla większości Polaków jest znane jako jedna ze stacji na ważnej magistrali kolejowej. Niektóre pociągi się tam zatrzymują, ale wiele z nich mija je obojętnie zwalniając tylko trochę. Takich miasteczek są w Polsce dziesiątki i od lat, często niesprawiedliwie są uznawane za miejsca, z których można tylko wyjechać. To jedno konkretne miasteczko jest jednak wyjątkowe. Września to bowiem niezwykle ważny punkt na mapie i w historii polskiej fotografii. Tak, miasto między Koninem a Poznaniem kojarzą chyba wszyscy polscy fotografowie. A jak nie kojarzą, to jednak trochę obciach.

fot. Katarzyna Majak

fot. Katarzyna Majak

Zdarzyło się jakoś tak, że miała Września niezwykłe szczęście do fotografów. To tutaj urodził się, mieszkał i tworzył Ireneusz Zjeżdżałka, znakomity dokumentalista, który umarł przedwcześnie w 2008 roku. To także tutaj działa Waldemar Śliwczyński i jego wydawnictwo Kropka, które przez całe lata wydawało znakomity Kwartalnik Fotografia, jedną z najważniejszych jeśli nie najważniejszą gazetę fotograficzną w naszym kraju. To wreszcie tutaj od 2009 roku działa inicjatywa o nazwie Kolekcja Wrzesińska. I doprawdy wśród narzekań na niedofinansowanie i mizerię panująca w polskiej kulturze aż trudno w to co tu się dzieje uwierzyć.

Idea jest prosta i ujmująca, co roku zaproszony przez miasto artysta dokumentuje przy pomocy aparatu fotograficznego aktualny „stan miasta”. Swoje obserwacje prezentuje w postaci książki fotograficznej i wystawy w centrum miasta. Od początku istnienia Kolekcji Wrzesińskiej pracowały tu takie tuzy polskiej fotografii jak Bogdan Konopka, Andrzej Jerzy Lech, Mariusz Forecki, Nicholas Grospierre i Zbigniew Tomaszczuk. Kilkanaście dni temu zaprezentowano wystawę „Kapitał” i efekty pracy Katarzyny Majak, fotografki, która pracowała nad kolekcją w 2014 roku. Teraz swoją pracę we Wrześni zaczyna Adam Lach związany z agencją Napo Images, którego książka Stigma (wydana razem z Katarzyną Dybowską) była jedną z najważniejszych książek fotograficznych minionego roku. Do tej pory kuratorską opiekę nad Kolekcją sprawował wspomniany już Waldemar Śliwczyński, teraz pałeczkę przejął od niego młody fotograf Karol Szymkowiak.

fot. Katarzyna Majak

fot. Katarzyna Majak

Fotografie już dziś składające się na Kolekcję Wrzesińską to nie jest sztuka najprostsza w odbiorze bo i zapraszani twórcy nie chodzą w swoich fotograficznych opowieściach na żadne skróty. A mimo to za całe to przedsięwzięcie płacą lokalne władze. Udało się bowiem je przekonać, że jest wielka wartość w samym dokumentowaniu, które dzięki Kolekcji co roku tu się odbywa. Bo to właśnie w tym przedsięwzięciu jest najważniejsze – zapis, który za kilkanaście już lat być może, a za kilkadziesiąt – z pewnością będzie absolutnie bezcenny, unikatowy i jedyny w swoim rodzaju.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także