Brooklyn, ulewa, która kąpie przechodniów i ulice zamienia w bystre rzeki. Krajobraz apokaliptyczny dla butów, ubrań i zawartości plecaków, a jednak piękny, aż chciałoby się wypłynąć w te kałuże i pluskać jak dziecko. Ale w bystrych rzekach ulic nie bawią się bystre dzieci, bystre dzieci bawią się zupełnie inaczej.
Najpierw nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Klikałem jak szalony w tę i z powrotem i nic! Ani jednego! Pomyślałem, że to musi być jakaś pomyłka i postanowiłem sprawdzić raz jeszcze.
Za oknem temperatury coraz wyższe, więc ubrania coraz mniej i coraz więcej ciała na widoku. I wtedy się zaczyna. Otóż rasizm najczęściej dopada mnie latem. Oto historia, która powtarza się niemal co roku, zmieniają się lektury, ale przy tej warto było spalić plecy.
„Mania pisania o jedzeniu, kręcenia programów o jedzeniu, recenzowania jedzenia, wrzucania do internetu zdjęć tego, co się właśnie zjadło, cała ta wielka kuchenna rewolucja zatacza w sposób przerażający coraz szersze kręgi” – narzekał w jednym z felietonów Krzysztof Varga, absolutnie nieczuły na obowiązujące trendy społeczne, a co za tym idzie, także wydawnicze.
Czytniki oferują nam możliwość przewracania kartek, możemy włączyć dźwięk imitujący szelest stron. Miejsce, gdzie trzymamy wirtualne książki, przypomina półkę lub bibliotekę. Zakładamy zakładkami i podkreślamy niczym kolorowymi długopisami. I choć wszystko można spersonalizować, a dane przechowywać w chmurze czy na wirtualnym dysku, to jednak sam tekst książek wygląda bardzo ubogo i zgrzebnie.