Recenzja
Ach, gdzie są niegdysiejsze foldery!
Gdyby Villon żył współcześnie, z pewnością wspominałby „panie minionego czasu” w taki sposób, jaki robi to w tomie Darka Foksa tata, który przedstawia nam katalog swych miłosnych wspomnień.
“Tablet taty” składa się z trzydziestu siedmiu tekstów poetyckich („folderów”) nazwanych imionami kobiet, które przewinęły się przez życie tytułowego bohatera (nie licząc ostatniego tekstu, kończącego „spowiedź”: „Więcej folderów nie pamiętam”). Książka Foksa to interesująca zabawa literacka, tom w zamyśle pełen dosłowności, konkretu, prawdziwego życia, a jednak w szczegółach ujmujący lirycznością.
Jest tu mnóstwo humoru zmieszanego z łagodną nostalgią, a także sugestywna obrazowość, dzięki której za pomocą kilku kresek szkicuje autor nie tylko sytuacje, które zapadły w pamięć, ale i portret każdej z kobiet. We wszystkich przypadkach jest on oczywiście fragmentaryczny – jak nasza pamięć – ale intuicyjnie czujemy, że w jakiś sposób oddaje istotę danej relacji. Stąd skierowanie na detal, rekwizyt, wrażenie – każda z miłości taty pojawia się jak gdyby przez szparę w drzwiach, a to, czego nie widać, odbiorca musi sobie sam domalować. Jeśli erotyzm, to dyskretny, w granicach dobrego smaku i podszyty humorem. Wszystko wydaje się tu raczej uładzone niż „oszlifowane chropawym pumeksem” – pogrywa zatem Foks z czytelnikiem, biorąc Katullusa za swego patrona.
W kwestii formy opowiada się poeta za dobrze wyważonym minimalizmem, ale ujmuje czytelnika dążeniem do ładu i swoistej regularności – jednolite tytuły i początki wierszy informują o „lokalizacji” danej historii miłosnej w pamięci zepsutego tabletu. Choć niektóre z kobiet budzą w tacie silniejsze emocje niż inne (Katarzyna druga, Weronika, Judyta czy Róża), to traktuje je on na równi – każdej z nich przeznacza tylko dwa dystychy. W tak skrojonej szufladce pamięci zmieścić się zatem musi esencja danej znajomości, coś, do czego wraca się we wspomnieniu. Jednak pamięć rejestruje zdarzenia nie tylko wyrywkowo, ale czasem też bez hierarchii ważności, stąd tyle w tym tomie reminiscencji wyglądających na błahe, nieważne czy zbędne. Mimo to bohater tomu Foksa zapisuje je skrupulatnie, chwyta to, co pozostało.
Dlatego też “Tablet taty” składa się raczej z tego, czego nie ma niż co jest. Interesuje poetę to, co uległo zapomnieniu, czego nie da się odtworzyć z zepsutego dysku i czego nie można zapisać w wierszu. Czy „foldery”, „grzechy” czy też „portrety” rysowane przez bohatera można w ogóle nazwać wierszami? Czy nie jest to książka z gatunku tych, które zamiast opisywać świat, raczej każą nam po prostu go oglądać, oderwawszy zwrot od książki? Te niepozorne „niewiersze”, jak nazywa je Justyna Sobolewska, mówią o tym, że poezji być może jest więcej w tym, co widzimy za oknem niż w niej samej – wiersz, jeśli czemuś ma służyć, to jedynie ma tę rzeczywistość wskazywać.