Recenzja
Bezwonne Bałkany
„Zapachowi deszczu na Bałkanach” poświęciłam więcej czasu niż dziesiątkom książek, które bardziej nań zasłużyły. Powieść Gordany Kuić nie wzbudza większych emocji. Ani dobra, ani zła, ani porywająca, ani nudna. Nie zachwyca, ale nie irytuje.
„Zapach deszczu…” to typowa saga rodzinna, którą można osadzić także pośród tzw. literatury kobiecej. Choć zwykłam unikać tej kategorii, to w tym przypadku trudno uniknąć podobnego skojarzenia. Mimo że losy bohaterów oparte są na faktach i odchodzą od szablonu stosowanego w powieściach popularnych kierowanych do pań, to sposób obrazowania, język, dobór faktów, a i samych postaci jest bardzo stereotypowy.
Losy najważniejszych bohaterek powieści – sióstr Salom, nowoczesnych przedstawicielek społeczności sefardyjskich Żydów – wyznaczają dwie wojny światowe. Akcja zaczyna się w dniu zamachu na arcyksięcia Ferdynanda, kończy się zaś tuż po wyzwoleniu Belgradu spod hitlerowskiej okupacji. Na kartach powieści Kuić pokazuje upadek starego świata, który wykańczają nie tylko kolejne wojny, lecz także coraz silniejsze ruchy emancypacyjne. Wszystkie bohaterki – mimo różnic charakterologicznych – przekraczają granice obyczajowe i dążą do samorealizacji. Nina osiąga sukces jako właścicielka pracowni modystycznej, Klara na własną rękę szuka swojego miejsca z dala od domu, a przy tym obie poślubiają innowierców. Blanki, przez lata żyjąc w niezalegalizowanym związku z zamożnym Serbem, łamie zasady obu społeczności, Riki zostaje gwiazdą baletu i kochanką pisarza w stolicy, a Buka – choć najbliższa tradycji – także obiera samodzielną drogę: artystki ludowej.
Na lekturę wpływa z pewnością nieprzezroczysty, charakterystyczny język powieści. Uwagę zwracają częste wtrącenia z języków hiszpańskiego i serbskiego, z pewnością pomagające autorce w zbudowaniu nastroju (liczne przypisy znajdziemy, niestety, na końcu). Kuić prowadzi narrację w sposób specyficzny – miesza gawędę z językiem przypominającym XIX-wieczne powieści panoramiczne, co ma swój urok, ale budzi również wątpliwości. Sposób patrzenia na świat bohaterek wydaje się chwilami po prostu niedorzeczny, zwłaszcza, że ich czyny – jakby na przekór ich przemyśleniom – są szalenie odważne i nowoczesne. Choć rytm „Zapachu deszczu na Bałkanach” przypomina huśtawkę, na której czujność i logikę łatwo uśpić, to czytelnik odczuwa pewien dysonans.
Realia historyczno-społeczne – czyli to, co nadałoby tekstowi większej uniwersalności, gdyby zostało dogłębnie sportretowane – są tutaj jedynie tłem opowieści. I to chyba główny problem. Trudno nie odnieść wrażenia, że autorka momentami „prześlizguje się” po trudnych tematach, przez co „Zapach deszczu na Bałkanach” – ekranizowany zresztą – stracił szansę na stanie się czymś więcej niż solidną powieścią, na bazie której można nakreślić scenariusz wciągającego serialu.