30 października 2013

Carrère, czyli narcyz

Emmanuel Carrère zaistniał na polskim rynku wydawniczym dopiero w ubiegłym roku. Po udanej biografii rosyjskiego rzezimieszka Eduarda Limonowa i bardzo dobrej powieści psychologicznej „Wąsy” opublikowane niedawno „Nie moje życie” mocno rozczarowuje.

 

Słowem kluczem dla tej powieści jest strata. Carrère za swój temat obrał śmierć, starając się opisać wszystko, co dzieje się po odejściu ukochanej osoby. Fala tsunami zabierająca rodzicom dziecko, śmiertelna choroba, która pokonuje młodą kobietę, żonę i matkę trójki dzieci. Im poważniejsza tematyka, tym większe wyzwanie dla autora. Carrère temu wyzwaniu nie podołał.

 

Początek powieści obejmujący katastrofę na Sri Lance to zamknięta część, którą można ocenić naprawdę wysoko. Autor nie wpada w patos, ale także nie porywa i nie wzrusza ponad miarę. Ma w sobie wystarczająco dużo empatii i wrażliwości. Niestety opinia pisarza narcystycznego zostaje podtrzymana. Carrère lubi mówić o sobie, mimo że już w samym tytule sugeruje konieczność usunięcia się w cień. Tragiczne wydarzenia z życia jego bohaterów są ostatecznie pretekstem do napisania kolejnej self-fiction. Jako osoba relacjonująca prozaik wypada irytująco, a sposób w jaki przekazuje rozwój wydarzeń jest co najmniej niezręczny. Carrère stara się bronić tym, że historie są autentyczne, niestety niewiele to zmienia.

 

Książka nie przekonuje także od strony literackiej, jest nierówna i źle skomponowana. Pomiędzy częścią opowiadającą o tsunami a historią kobiety chorej na raka powstaje niezamierzony dysonans. Choć Carrère pisze w sposób rygorystyczny i zdyscyplinowany, całość powinna raczej przyjąć formę zbioru opowiadań. W „Nie moim życiu” zmienność historii i wątki poboczne wyraźnie męczą i nudzą. Druga część, która skupia się na pracy prawników i systemie kredytowym we Francji to fabularne i warsztatowe nieporozumienie. Rozczarowujące tym bardziej, że autor jest przecież także scenarzystą.

 

„Nie moje życie” miało być „przejmującym moralitetem o życiu człowieka XXI wieku”, a stało się tkliwą przypowiastką bez puenty. Według samego autora powieść została napisana „na zamówienie” samych bohaterów. Ale roli terapeutycznej raczej nie spełnia i kilka przejmujących historii tego nie zmieni.

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także