Recenzja
Czy Antychryst nadal straszy – „Omen” Davida Seltzera
„Omen” z 1976 roku w reżyserii Richarda Donnera to film kultowy. I jako taki nie potrzebuje żadnych rekomendacji i zachęt do obejrzenia go. Obraz Donnera stał się legendą, która nie gaśnie nawet mimo upływu lat. Wraz z „Dzieckiem Rosemary” Romana Polańskiego stał się topowym horrorem wykorzystującym motywy satanistyczne i postać dziecięcego Antychrysta. Oba filmy do dzisiaj stanowią inspirację dla innych twórców (widać to doskonale chociażby na przykładzie najnowszego sezonu „American Horror Story: Apocalypse” czy grze „Lucius”). Ale czy „Omen” w wersji książkowej wypada tak samo dobrze jak film?
Jak film?
Zdecydowanie tak. Co ciekawe, gdyby nie film powieściowa wersja „Omenu” nigdy nie ujrzałaby światła dziennego. Zwykle wygląda to tak – mamy dobrą książkę, która cieszy się dużą popularnością, więc ktoś postanawia przenieść ją na ekran. Tutaj było odwrotnie. David Seltzer, autor scenariusza filmu, napisał na jego podstawie powieść, która była jednym z elementów promocji wchodzącego do kin obrazu. Z tego względu książka nie różni się od filmu prawie w ogóle. Pogłębia za to charakterystykę postaci i rzuca nowe światło na niektóre wątki – to doskonałe uzupełnienie kinowej historii.
Ważna decyzja
Jeremy Thorn to mężczyzna wpływowy i spełniony prawie na każdym polu. U swojego boku ma piękną, kochającą zonę Katherine, a jego kariera rozwija się w zawrotnym tempie. Jedyne czego mu brakuje do pełni szczęścia to potomek. Niestety pani Thron w przeszłości dwukrotnie poroniła – jej trzecia ciąża jest ostatnią szansą. Kobieta zaczyna rodzić. Kiedy Jeremy dociera na miejsce jest już po wszystkim. Od ojca Spilletto dowiaduje się, że dziecko nie przeżyło, jednak nie wie o tym nikt oprócz ich dwóch. Duchowny proponuje politykowi adopcje noworodka, którego matka zmarła przy porodzie. Thor wiedząc, że informacja o śmierci kolejnego dziecka zniszczyłaby Katherine zgadza się. Nie wie jeszcze, że ta decyzja zmieni bezpowrotnie całego jego życie i zamieni je w istny koszmar.
Źródło w Piśmie Świętym
„Omen” jako horror sprawdza się znakomicie. Z jednej strony bazuje na podstawowych elementach religii i Piśmie Świętym (przede wszystkim na Apokalipsie), ale również odnosi się do pierwotnych instynktów drzemiących w każdym człowieku. I właśnie to przede wszystkim buduje atmosferę lęku i zagrożenia jaka towarzyszy czytelnikowi od początku książki aż do wielkiego finału. W wielu miejscach wykorzystano także zamieszczone w Biblii informacje o ponownym przyjściu na świat Jezusa Chrystusa i mające temu towarzyszyć pojawienie się Antychrysta. Filmowy „Omen” rozpowszechnił liczbę 666 jako szatański symbol, który współcześnie już na dobre zagościł w kulturze popularnej.
Gęsia skórka
Mimo, że „Omen” nie szokuje już tak jak dawniej, nadal potrafi przyprawić o gęsią skórkę, przede wszystkim dzięki niesamowitemu klimatowi klasycznej grozy. Akcja toczy się tutaj bez pośpiechu, autor nie podaje czytelnikowi wszystkiego na tacy – wiele zależy od interpretacji samego odbiorcy, który znacznie częściej niż w filmie będzie zadawał sobie pytanie czy Damien naprawdę może być Antychrystem?
Przy lekturze powieści nie można ominąć komentarza autora, Davida Seltzera, oraz eseju Mateusza Zimmermana. Oba teksty dużo wnoszą do odbioru zarówno książki jak i filmu oraz rzucają nowe światło na niektóre wydarzenia. Pokazują jak mocno obraz był zakotwiczony w kulturze lat 60. oraz jak celnie komentowano w nim współczesną rzeczywistość. Świetnym dopełnieniem całości są ciekawostki jakie o procesie tworzenia filmu przytacza autor scenariusza.
Próba czasu?
„Omen” wydany przez wydawnictwo Vesper w tłumaczeniu Lesława Halińskiego to nie lada gratka dla fanów klasycznej grozy. Powieść bardzo dobrze zniosła próbę czasu. Książka nie przeraża w oczywisty sposób, ale to nie jest jej zamiar. Zamiast tego tworzy niesamowitą atmosferę pełną rosnącego napięcia. Nawet przed tymi, którzy doskonale znajda filmową wersję tej historii otwiera na nowo pole do interpretacji opisanych wydarzeń i zostawia czytelników z pytaniem czy Damien naprawdę był dzieckiem samego Szatana czy może wszyscy dorośli wokół chłopca popadli w zbiorową histerię.