Recenzja
Do piekła i z powrotem
Powieściowy debiut Grzegorza Kozery doczekał się już wielu recenzji i opinii czytelników, którzy – niezależnie, czy problem alkoholowy ich dotyczy, czy nie – wciąż chętnie po tę powieść sięgają. Ukazała się pierwszy raz w 2004 roku, a jej poczytność zaskoczyła samego autora. Po dziesięciu latach „Biały Kafka” znów trafił na półki księgarń.
Pisano już wielokrotnie, że to powieść o walce z nałogiem, o człowieku, którego alkohol ciągnie na samo dno, a także o tym, że książka odbija w krzywym zwierciadle środowisko dziennikarskie. W głównym bohaterze rozpoznano już Everymana i podkreślano adekwatną do trudnego tematu poetykę szczerego aż do bólu wyznania. Zgadza się, to książka dla każdego i w pewnym stopniu o każdym. Sądzę jednak, że jej wartość wynika przede wszystkim z tego, że historia alkoholika przechodzi w bardziej uniwersalną opowieść o ludzkiej słabości, której alkoholizm jest tylko jednym z możliwych przejawów.
Dzieje się tak dzięki sprawnemu zarysowaniu postaci, szczególnie głównego bohatera, który pozostaje właściwie anonimowy, mimo że wiemy, gdzie pracuje i w których knajpach pije. A jednak intuicyjnie jako czytelnicy wyczuwamy, że jego historia nie jest blagą, że taki scenariusz realizuje się wielokrotnie, niezależnie od czasu i miejsca. Ten zapijaczony dziennikarz to człowiek z krwi i kości, co sprawia, że mu wierzymy – a w konsekwencji na przemian mu współczujemy i potępiamy go, litujemy się nad nim i patrzymy, ile głupstw jeszcze zrobi, zanim wyjdzie na prostą.
Wydawałoby się, że „Biały Kafka” to powieść, w której niezwykle oszczędna forma jest podporządkowana treści, stąd nie ma sensu szukać w niej stylistycznych fajerwerków. Według mnie forma jest tutaj jednak sprawą kluczową – uporządkowana, jak gdyby minimalistyczna, dyskretna narracja to celowy zabieg. Dzięki niemu to, co najważniejsze w tej powieści zostaje jeszcze silniej uwydatnione i zyskuje na autentyczności. Choć opowieść jest prowadzona w pierwszej osobie, bohater skutecznie broni się przed histeryczną „mową uczuć” czy ekshibicjonizmem, jakkolwiek znajdziemy tu sporo mocnych fragmentów. Realizm scen, w których bohater stacza się po równi pochyłej staje się uderzający właśnie dlatego, że nie jest przerysowany.
Jedna rzecz mnie w tej historii zastanawia. Co stanie się dalej z bohaterem, z “zaleczonym” alkoholikiem, na którego drodze pojawiła się wymarzona kobieta? Będą żyli długo i szczęśliwie? Autor na szczęście nie funduje nam przesłodzonego happy endu, pozostawia otwarte zakończenie. A jednak gorzka (auto)ironia, która przewija się przez całą opowieść wykolejonego dziennikarza nie pozwala tak łatwo uwierzyć, że Weronika zostanie zbawiającym bohatera aniołem, a on zacznie życie zupełnie od nowa, wymazując swoją przeszłość. Mówi przecież: „Mogę to wszystko opowiedzieć, bo podniosłem się z upadku, choć całkowitej pewności przecież nie mam, że się z upadku dźwignąłem”. I chyba niestety tak ma być, w końcu to również historia człowieka, który po latach fascynacji literaturą dochodzi do wniosku, że nie jest ona i nigdy nie będzie prawdziwym życiem. Dlatego w jego opowieści nie ma miejsca na ubarwienie i autokreację.
Kozera realizuje w swym prozatorskim debiucie to, co zalecał artystom słowa Zbigniew Herbert w przywołanym tu zresztą bezpośrednio wierszu „Dlaczego klasycy”. Właśnie dlatego tematem „Białego Kafki” nie jest “mała rozbita dusza/ z wielkim żalem nad sobą”, a przekonująca, pełna gorzkiej prawdy historia o wędrówce do piekła i z powrotem. Ale autor nie pozostawia czytelnika bez nadziei, bo ostatecznie – jak dowiadujemy się z poetyckiego epilogu – „z powodu miłości nie pójdziemy do piekła”.
Książka kieleckiego pisarza i poety to oryginalne ujęcie problemu, który łączy takie teksty jak „Pętla” Hłaski czy „Pod Mocnym Aniołem” Pilcha. Można ją czytać jako powieść o sobie czy o kimś bliskim, można też potraktować jako przestrogę dla tych, którzy są pewni, że mają nad sobą pełną kontrolę, lecz przede wszystkim – jako książkę pomagającą lepiej zrozumieć słabość, będącą niestety nieodłącznym elementem ludzkiej natury.