Recenzja
Dobra książka. Być może
W kolejnej odsłonie przygód doktor Proktor wraz ze swoimi młodymi towarzyszami – Lisą i Bulkiem – próbują uratować świat przed atakiem księżycowych kameleonów, a przy okazji zapewniają swym miłośnikom czytelniczą frajdę.
Jo Nesbø znany jest głównie z powieści kryminalnych, ale warto także zwrócić uwagę na szaloną serię dla młodszych czytelników. Przepełniona humorem trzecia odsłona cyklu z doktorem Proktorem w roli głównej nie ustępuje miejsca wcześniejszym przygodom. Fabuła potrafi zaintrygować, ale największym i przy tym miłym zaskoczeniem okazuje się nieskrępowana niczym wyobraźnia autora. Pomysł goni pomysł, dziwactwo ściga dziwactwo. A wszystko to splata się w przyjemną całość.
Otwierając trzecią część nie musimy się martwić nieznajomością poprzednich. Szybko odnajdujemy się w powieściowym świecie i wraz z bohaterami poszukujemy odpowiedzi na jakże banalne pytania: co powoduje, że skarpetki znikają z pralki? Kto ukrywa się za znikającymi literami? Dlaczego ludzie zaczynają mówić z błędami? Czy wielka anakonda ukrywa się w kanalizacji? I wreszcie: Czy nastąpi koniec świata?
Nastąpi koniec świata? Być może. Być może uda się świat uratować, jeśli tylko bohaterowie znajdą sposób na pokonanie Zwierząt, Których Istnienia Być Sobie Nie Życzył.
„Doktor Proktor i koniec świata. Być może” to książka – jak i cały cykl – przewidziana dla najmłodszych, ale zapewne ubawią się przy niej także starsi czytelniczy. To niezła propozycja do wspólnego czytania. Być może. Tym bardziej, że powieść Jo Nesbø zapewne stanie się także impulsem do wielu pytań zadanych dorosłym. I to – być może – największa zaleta tej książki, która nie moralizuje, ale porusza… Porusza ciekawe tematy.