24 maja 2013

Dziecięca klasyka mniej znana

„Kłopoty rodu Pożyczalskich”, pierwsza część serii Mary Norton, ominęła mnie w dzieciństwie. Tym przyjemniej było po nią sięgnąć teraz, w nowym, eleganckim wydaniu Dwóch Sióstr, z przepięknymi ilustracjami Emilii Dziubak.

 

Zastanawialiście się czasem, gdzie się podziały te wszystkie drobne przedmioty, które wydawało wam się, że odłożyliście dokładnie w TYM miejscu? Zniknęły bez śladu wbrew wszelkiej logice? Otóż nie do końca.

 

Dominika, Strączek i ich córka Arietta prowadzą spokojne i szczęśliwe życie w pięknym mieszkaniu. Dominika jest przykładną panią domu, gotuje i sprząta. Arietta z zapałem uczy się czytać i pisać w ślicznym pokoiku, o którym marzy każda mała dziewczynka. A Strączek utrzymuje rodzinę… pożyczaniem.

 

Wszyscy mają nie więcej niż kilkanaście centymetrów wzrostu i żyją pod drewnianą podłogą w domu wielkoludów. Ojciec rodziny co jakiś czas wybiera się na „pożyczanie” – trudni się podbieraniem jedzenia i drobnych przedmiotów istotom znad podłogi. Nie, nie ma mowy o kradzieży! Przecież ludzie są dla Pożyczalskich tym – jak wyjaśnia rezolutna Arietta – czym masło dla chleba. W ten sposób rodzina Pożyczalskich urządziła sobie schludne mieszkanko z obrazami ze znaczków pocztowych, dywanem z bibuły i łóżkami z tabakierek oraz innymi przedmiotami, które radykalnie (ludzkim okiem rzecz mierząc) zmieniły swą funkcję. Jedynie mebelki z domku dla lalek są w odpowiednim rozmiarze.

 

Życie bohaterów było proste i spokojne, choć reszta rodzin rodu Pożyczalskich się wyprowadziła, a kontakt z nimi się urwał. Nie zaburzało to jednak nigdy harmonii ich życia. Dalej systematycznie gromadzili przedmioty, jedynie pani domu odczuwała pewien żal, że nie ma się komu pochwalić swym dorobkiem, pięknym salonem i porcelanową zastawą. Przestała też zawijać włosy na papiloty.

 

Na górze nic im nie zagrażało. Mieszkała tam bowiem tylko Ona, starsza pani Zofia, która prawie w ogóle nie wstawała z łóżka, a po kilku kieliszkach madery (no cóż, nie wszystkie bajki są dydaktycznie poprawne) chętnie opowiadała Pożyczalskim wszystkie swoje życiowe przygody z czasów, gdy była piękną i młodą arystokratką. Służąca i ogrodnik nigdy nie traktowali poważnie jej zwierzeń na temat widzianych przez nią małych ludków. Z politowaniem kiwali głowami nad starszą, schorowaną kobietą, dolewając jej wina.

 

Wszystko zmieniło się, gdy pewnego dnia Strączek, po uzgodnieniu z Dominiką, postanawił zabrać córkę na górę. Ariettę od dłuższego czasu męczyło krecie życie pod podłogą. Marzyła o ogrodzie pełnym zieleni i kwiatów, który widziała przez kratę, o promieniach słońca i śpiewie ptaków. Rodzice postanowili rozweselić ukochaną jedynaczkę. Pech chciał, że oddaliła się zbyt daleko, a do domu olbrzymów wprowadził się właśnie nowy mieszkaniec – Chłopiec. Ku nieszczęściu rodziców Arietta zaprzyjaźnia się z nim, czyta mu na głos książki, a on w zamian przynosi im coraz piękniejsze i cenniejsze upominki. Oboje z konfrontacji swych odmiennych światów wiele się od siebie uczą, otwierają na to, co nieznane, inne i nowe.

 

„Przygody rodu Pożyczalskich” to lektura piękna i cenna, lecz dla małego odbiorcy bez pomocy zaprawionych w sztuce czytania dorosłych, mimo ładnej, dużej czcionki i uroczej oprawy graficznej, raczej zbyt skomplikowana i nieprzystępna. O ile można jeszcze przeskoczyć bariery obyczajowe i zaakceptować fakt, że Chłopiec na co dzień mieszka w Indiach, a po rekonwalescencji przyjeżdża do domu w Wielkiej Brytanii, o tyle „bawialnia” i „pokój szkolny” mogą wzbudzić pewne wątpliwości. Na małego czytelnika (czy raczej słuchacza) czekają językowe zagwozdki typu: „naparstek”, „serwantka”, „ornament”, a także „inkrustowany”, „giemzowe rękawiczki” i wiele innych… Do tego dochodzi jeszcze przedziwna konstrukcja z cyferkami wplątanymi w tekst i drobnym maczkiem u dołu strony – przez rodziców zwana przypisami.

 

Jak w tym staroświeckim, literackim świecie – pozbawionym wartkiej akcji, nasyconym za to przydługimi opisami – odnajdują się dzieci? Wbrew pozorom całkiem nieźle! Podobnie jak w dynamicznych animacjach 3D, w rodzaju „Kung Fu Pandy”, wyłapują to, co dla nich interesujące. Dodatkowo konstrukcję opowieści wyznacza rytm niezbyt długich rozdziałów, z których każdy – jak w serialu – kończy się pełną napięcia sceną, zachęcającą do natychmiastowego przeczytania kolejnego fragmentu.

 

Zresztą, które dziecko nie chciałoby mieć w domu, poza kotkiem i ewentualnie wężem boa, fantastycznych małych człowieczków, którym można by powierzyć na ucho tajemnice i sekretne plany? Pożyczalscy mogliby stać się poważną konkurencją nawet dla Piotrusia Pana.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także