Recenzja
Echo serca
W najnowszym tomie Bohdana Zadury refleksję nad przemijaniem i śmiercią, która „zagląda w oczy”, równoważą dystans i zgryźliwa ironia wobec siebie i współczesnego świata. Zadura po raz kolejny podkreśla, że nie jest poetą spoglądającym na ziemię z wysokości Parnasu, ale opowiada o rzeczywistości zwyczajnie – co nie znaczy, że w sposób pozbawiony znaczenia.
Autor „Starych znajomych” z jednej strony jawi się tutaj jako poeta dojrzały, odczuwający potrzebę postawienia tytułowej kropki nad i nad swoją twórczością, a z drugiej – w żywy sposób reaguje na aktualne problemy: kreowanie rzeczywistości przez mass media („Dlaczego kłamią”), absurdy codzienności („Formalizm”, „Zabrania się”), komunikację w dobie Twittera („Wyznania młodej katechumenki”). Poeta przygląda się ludziom i zdarzeniom z dużą dozą sceptycyzmu i nieufności. Nie chce jednak stać z boku bieżących wydarzeń, dlatego zabiera też głos w sprawie konfliktu na Ukrainie („Hotel Ukraina”). Kontekst ten, w przypadku tłumacza książek Andruchowycza, ma również znaczenie osobiste.
Autentyczne doświadczenie odgrywa zresztą w „Kropce nad i” rolę szczególną. Relacja z pobytu w szpitalu po przebytym zawale to główny temat dwóch długich „poematów szpitalnych”: „Pierwszy od 1963 roku wiersz bez papierosów” i „Doktorzy”. Reporterskie rejestrowanie doświadczenia choroby, czarny humor w obliczu spraw ostatecznych, a także nieustanne wyczulenie na język („czyż to nie piękna nazwa echo serca”) zbliża te teksty do wierszy Białoszewskiego z tomu „Oho”. W przywołanym cytacie ujawnia się nie tylko wrażliwość na wszechobecność metafor w naszym życiu, ale również nieustanne przenikanie się spraw ducha i ciała. Zamiast powtarzać gesty naturalistów, autor „Małych muzeów” uwydatnia szczegóły z życia, w których soma graniczy z psyche.
Zadura znajduje równowagę między refleksją na serio – jak w świetnym, minimalistycznym traktacie o umieraniu „[śmierć]” – a przekornym, choć nie cynicznym żartem („krematorium to/ na staruszka iskiereczka/ z popielnika mruga”). Kieruje nim nie tylko niechęć do patosu, ale też konieczność zmierzenia się ze zjawiskiem trywializacji śmierci, które zawdzięczamy tabloidom. Śmierć jest dla poety wielkim tematem, ale też – jak niegdyś dla Miłosza – małym, osobistym końcem świata.
W „Kropce nad i” autorski głos słychać bardzo wyraźnie również w wierszach wspomnieniowych („Moje osiemnastki”, „Podryw”). Zadura płynnie przechodzi między sennymi wizjami ze szpitala a lekko onirycznymi scenami z dzieciństwa, ujawniając przy tym, że początek i koniec życia w jakiś sposób się ze sobą łączą. Widać to szczególnie w wierszu „Doktorzy”, gdzie poeta mówi: „świat jest powtórnie mały/ potwornie mały”.
Autor przywołuje kolegów po piórze i ujawnia się jako reprezentant określonego środowiska, a nie poeta „osobny”. Gdy sąsiad ze szpitalnej sali przypomina mu bohatera powieści Wiesława Myśliwskiego, Zadura wskazuje, jak trudno wyjść poza myślenie w kategoriach literatury. A może szerzej – w kategoriach kultury, również tej popularnej, bo lekarz to dla poety z jednej strony „Hipokrytes”, a z drugiej serialowy dr House.
Czytelnicy rozpoznają w tym tomie dobrze znany, mocno ustawiony głos jednego z najważniejszych autorów na polskiej scenie poetyckiej. Choć Zadura jest poetą dojrzałym (debiut w roku 1968), nie sili się na moralizatorstwo i nie kreuje na jednego ze Starych Mistrzów. Jego wiersze otwierają się na czytelnika, szczególnie tego, którego odstrasza hermetyczność współczesnej poezji. „Kropka nad i” pozostawia jednak cień niejednoznaczności, podobnie jak zamykająca tom ilustracja – czy autor patrzy na świat spod półprzymkniętych powiek, czy może puszcza nam oko?