Recenzja
Kolejny raz Hłasko
Przy okazji wznawiania kolejnych dzieł Marka Hłaski warto zrobić coś więcej niż tylko zachwycać się legendą pisarza. Czy coś oprócz owej legendy jest jeszcze warte uwagi? Czytać w ogóle to?
Kolejny krok w chmurach
Są takie miejsca w historii literatury, przy powrocie do których za każdym razem zadajemy sobie pytanie, czy wytrzymały próbę czasu. Jakby o wiele bardziej od innych zrosły się z momentem własnego powstania. Niemożliwym zdaje się czytelnikowi przesiedlanie ich, zabieranie w nową rzeczywistość, gdyż tam mogłyby robić wyłącznie za ciekawostkę lub dziwactwo. Niech tkwią sobie we własnym czasie i przez pryzmat tego czasu są czytane oraz oceniane.
Czy ten los spotkał również prozę Marka Hłaski? Czy swoim tekstom nie stawia sobie sam diagnozy, wkładając w usta jednego z bohaterów „Pijanego o dwunastej w południe” owe – trącające lekko patosem – słowa: “Wszystko, co było dawniej, wydaje się dziwne”(?)
Zbiór opowiadań „Pierwszy krok w chmurach” można określić jako trafny opis wczesnego PRL-u. Można również potraktować jako socrealizm à rebours. Wszystko tu brzydkie, brudne, zniszczone. Prawie każdy bohater albo jest krętaczem, albo przez krętaczy zostaje wykorzystany. Nic w świecie Hłaski nie może się udać. Przyjaźń umiera, a miłość zalały ścieki nienawiści. Zawsze znajdzie się ktoś, kto zniszczy człowieka. Nawet jeżeli człowiek miałby zniszczyć sam siebie.
Od dna nie można się odbić. Najlepiej wie to bohater ostatniego opowiadania w tomie – Kuba z „Pętli”. Wie o tym również kochająca go kobieta. Mówi wprost: „Życia nie można zacząć na nowo, to bajki”, ale ona będzie się starać, aby chociaż odbudować to, co już zniszczone. U Marka Hłaski oczywiście jej próby muszą zostać skazane na porażkę. Czyżby te opowiadania były niczym okrutne dowcipy? Tak zapewne jawią się człowiekowi współczesnemu, otaczanemu hasłami motywacyjnymi, atakowanemu perspektywami lepszego jutra. Dla człowieka z nową mitologią pisaną przez wiecznie młodych aktorów i ilustrowaną przez Photoshopa.
Do tego świata nie pasują ludzie, którzy uważają, że zawsze w niedzielę pada deszcz. Bohaterowie Hłaski żyją bez marzeń i bez wiary. Co więcej – niczym mężczyźni z tytułowego opowiadania – zabijają ją także w innych. Czym dla nas może być więc „Pierwszy krok w chmurach”? „Czasem wydaje się, że tego w ogóle nie było. Czasem wydaje się to wszystko stracone, czasem śmieszne, czasem głupie. Ale nie takie, jakie było naprawdę.”
Samospełniająca się przepowiednia? Czy o czasach, w których po czubki każdej strony zanurzone są obrazki Hłaski, nie chciałoby się powiedzieć właśnie słowami z jego twórczości zaczerpniętych? W opowieści nie jest jednak ważne jak mocno, jak kurczowo trzyma się prawdy historycznej. Ważniejsze jest to, co o wiele bardziej skomplikowane, co głębiej ukryte. Sam Hłasko miał tego świadomość tworząc „prawdziwe zmyślenia” w „Pięknych dwudziestoletnich”. Chodzi o to, co zza momentu historycznego się wydobywa. O opowiedzenie z przerażającą szczerością prawdy o emocjach. Uderzająca jest ona szczególnie dla tych, którzy czytelniczy krok w literackich burzowych chmurach zrobią po raz pierwszy. Ci, którzy zrobią go po raz kolejny, mogą mieć wrażenie, że to historyjki naiwne. Ale może po prostu inne niż te, które otaczają nas dziś. Bohaterowie Hłaski żyją bez marzeń i bez wiary. Ale także bez złudzeń. Gdy tworzył, kazano grać według radykalnych zasad komunizmu. Dzisiaj gramy w innym filmie. Ale gramy…
Kolejne zabicie psa
Ale gramy. Przynajmniej tak na relacje między ludzkie zaczyna patrzeć starszy Hłasko, ten piszący „Drugie zabicie psa”, „Nawróconego w Jaffie” czy „Sowę, córkę piekarza”.
Dwie pierwsze minipowieści łączy para żyjących w Izraelu oszustów matrymonialnych, którzy naciągając kolejne kobiety, tworzą przedstawienie. W całym tym spektaklu odbywającym się zgodnie z wszelkimi zasadami dramaturgii – znanej bohaterom głównie z amerykańskich filmów – rzeczywista jest wyłącznie śmierć psa. Osobiste przeżycia, prawdziwe wydarzenia z życia pisarza mieszają się ze zmyśleniem. Po raz kolejny. Po raz kolejny opowieść to nie tylko odbicie rzeczywistości. Po raz kolejny odbywa się gra. Wraca dylemat z Dostojewskiego: wybrać Jezusa czy prawdę.
Człowiek XXI wieku dobrze realizuje filmowość swojego losu, wieczne odgrywanie siebie. Stawanie się kopią wzorców. Niczym bohaterowie „Drugiego zabicia psa”, którzy raz za razem odtwarzają zaplanowane wcześniej uwodzicielskie sceny, aby naciągnąć odwiedzające Izrael kobiety. Melodramatyczność ich działania stanowi efekt analiz. Rozmieszczają akcenty, układają dialogi, wykorzystują oczywistości w zachowaniu swych ofiar. Niczym specjaliści od marketingu wmawiają, że warto pożądać oferowany przez nich produkt. Zadanie ułatwiają im kobiety, które Marek Hłasko czyni klientami idealnymi, to znaczy działającymi zgodnie z założonym przez podrywaczy wzorcem. Nie sprzedają usług, ale powodują, że klienci pożądają usługi. Bohaterom „Następnego zabicia psa” na początku wydaje się, że wykorzystują schemat. Później – w „Nawrócony w Jaffie” – sami mu ulegają. „Nikt nie ma własnych słów. Wszyscy powtarzają te same świństwa od tysięcy lat.”
Jedni powtarzają słowa uwodzonych, a drudzy uwodzących. Jedni udają, że nawracają, a inni udają, że zostali nawróceni. Bycie sobą dla Hłaski okazuje się więc efektownym, ale nic nieznaczącym, frazesem.
W tak przedstawionym świecie odnajdują się postacie z „Sowy, córki piekarza”. Pewna kobieta proponuje głównemu bohaterowi odegranie roli swojego męża, który za służbę w RAF trafił do więzienia. Grają wszyscy. I nie tylko kogoś innego, ale także siebie zgodnie z regułami opowieści. Główny bohater, a jednocześnie narrator, czasami jest zły na innych ludzi, gdy ci postępują niezgodnie z wymaganiami, gdy nie potrafią postępować tak, „aby historia była dobra”.
Scenografia się zmieniła. Izrael to nie Polska okresu stalinizmu. Polska okresu stalinizmu to nie Polska XXI wieku. Czy zmieniło się coś poza otoczeniem, czy nadal odgrywamy ten sam schemat zgodnie z regułami filmowego dramatyzmu? Człowiek XXI wieku dobrze realizuje filmowość swojego losu, wieczne odgrywanie siebie. Czy ową filmowość rozumie?
Może po wczytaniu się w emocje nagromadzone w prozie Hłaski stwierdzimy, że to co było dawniej, wcale nie jest dziwne. Reinterpretacja tej literatury każe ją traktować jako nadal aktualną. Nadal zabijamy psy, aby dodać dramatyzmu wydarzeniom? Lektura pod rozwagę.