7 listopada 2013

Komu książkę, komu?

Muszę przyznać, że jestem fanką książek, których autorzy – autorytety w swoich dziedzinach – wybierają dialog po to, aby przybliżyć czytelnikom wybrane przez siebie tematy czy zagadnienia. To, że decydują się na dyskusję, nie zaś naukową rozprawę, sprawia, iż wydają się bardziej otwarci – bo gotowi do rozmowy także z nami. Z wielką nadzieją podeszłam więc do lektury „Płynnej inwigilacji”. Niestety, z kolejnymi przeczytanymi stronami nadzieja coraz bardziej ustępowała pytaniu: do kogo właściwie skierowana jest ta książka?

 

Sama forma zdaje się bowiem mówić o chęci dotarcia do jak największej grupy odbiorców. Zwłaszcza że tematyka i ważna, i chodliwa: Bauman i Lyon pod lupę biorą różne współczesne narzędzia inwigilacji – od mediów społecznościowych i telefonów komórkowych, przez wszechobecne kamery i innowacyjne działania reklamowo-marketingowe, po oficjalne strategie rządowe – narzędzia, którym, chcąc nie chcąc, podlegamy przez samo uczestnictwo w strukturach społecznych. Autorzy udowadniają, że choć owe mechanizmy działają na różnych poziomach, prowadzą w istocie do tego samego: zacierania granic między sferą prywatną i publiczną oraz ograniczenia bezpośredniego kontaktu między ludźmi, a co za tym idzie – coraz silniejszego poczucia zagubienia i zagrożenia jednostki. Badając uświadomione i nieuświadomione reakcje współczesnego człowieka na procesy inwigilacji oraz konsekwencje, jakie płyną z nich dla funkcjonowania grup społecznych, autorzy wykorzystują teorie wielu współczesnych filozofów i socjologów, a także sięgają do dzieł literatury i sztuki.

 

W „Płynnej inwigilacji” poruszono zatem sprawy ciekawe, bo dotyczące nas wszystkich, i przynajmniej w teorii nadano im kształt, który powinien być atrakcyjny dla w miarę zorientowanego i wykształconego czytelnika. I teraz – być może narażę się na lincz lub blamaż – wyznać muszę, że coś tu się niestety nie udało. Naprawdę bowiem trudno mi wyobrazić sobie innego w pełni zadowolonego czytelnika „Płynnej inwigilacji” niż adept socjologii. I to nie z powodu rewolucyjnych wniosków, ponieważ te – jak sądzę – choćby intuicyjnie wyczuwamy, obserwując rzeczywistość i poddając ją samodzielnej refleksji, ale z powodu hermetyczności zapisu: stosowanego języka i nie zawsze treściwych i dobrze wytłumaczonych odniesień (znajdujących się na końcu tekstu, co tym bardziej utrudnia lekturę). Choć David Lyon we wstępie poinformował, że pracując nad książką, z pomocą kilku zaprzyjaźnionych osób starał się oswoić pierwotny tekst, aby stał się on klarowny nie tylko dla specjalistów, to mówiąc wprost – jako niesocjolog czułam się jak nieproszony gość, mimo że starałam się sprostać intelektualnym wymaganiom autorów.

 

Puentując – skoro przed formami inwigilacji uciec się nie da, to na pewno warto chociaż zdawać sobie sprawę z ich istnienia i ze sposobu ich oddziaływania na nasze życie. Mam jednak wątpliwości, czy naprawdę w zrozumieniu tego pomoże nam „Płynna inwigilacja”. Mnie kompetencji zabrakło. Ale wszystkim chętnym życzę powodzenia!

Książki, o których pisał autor