Recenzja
Lekko i subtelnie
Zbiór trzynastu opowiadań kanadyjskiej pisarki stanowi w pewnym sensie spójną opowieść. Dzieje się tak nie tylko dlatego, że przez książkę przewija się kilka stałych motywów. W Coś o czym chciałam ci powiedzieć Alice Munro zbudowała pewien wspólny dla wszystkich opowiadań nastrój spokojnej, subtelnej refleksji nad skomplikowanym światem ludzkich emocji.
Jeśli spodziewacie się porywających fabuł, to u Munro raczej ich nie znajdziecie. Od splotu wydarzeń, w jaki uwikłani są jej bohaterowie ważniejsza wydaje się dla pisarki obserwacja ich zachowań, uczuć i motywacji. Autorka okazuje swoim postaciom mnóstwo ciepła i czułości. Towarzyszy im w zmaganiach z przeszłością, w podejmowaniu ważnych życiowych decyzji, w dojrzewaniu i starości. Skupienie na świecie wewnętrznym sprawia, że otoczenie, w którym żyją postaci Munro nie zostaje wyeksponowane, a jednak spokój kanadyjskich krajobrazów w dyskretny sposób współtworzy klimat książki. Choć czytelniczkami tego typu prozy najczęściej są kobiety, to czytając Coś o czym chciałam ci powiedzieć, nie odnosi się wrażenia, że Munro skupia się wyłącznie na kobiecych przeżyciach i emocjach. Postaci męskie są u niej równie intrygujące i dobrze zbudowane (np. w opowiadaniach Materiał, Spacer po wodzie).
Oczywiście autorka wiele miejsca poświęca zawiłym relacjom damsko-męskim, ale nie są one wysunięte na plan pierwszy. Znajdziemy tu poruszające fragmenty o miłości macierzyńskiej, o skomplikowanych relacjach pomiędzy rodzeństwem, o przyjaźni i trudnej sztuce zdobywania zaufania. Munro przygląda się swoim bohaterom na różnych etapach ich życia, a przenikanie się narracji wspomnieniowej z pamiętnikarskim opisem aktualnych przeżyć pozwala jej ująć punkt widzenia zarówno dziecka, jak i dojrzałego bohatera.
Zapewne każde z zamieszczonych w tym tomie opowiadań może zapaść w pamięć na dłużej. Dla mnie będzie to z pewnością Przebaczenie w rodzinie – historia o tym, jak doświadczenie choroby zmienia sposób, w jaki patrzymy na najbliższych. Odnoszę wrażenie, że niezależnie od tematyki opowiadań w każdym z nich przewija się niezwykle głęboka refleksja nad macierzyństwem, co znajduje wyraz dopiero w epilogu ostatniego z opowiadań. W poruszającym zakończeniu Doliny Ottawy – będącym kropką nad i całego zbioru – w słowach narratorki dostrzegamy na moment głos samej autorki: „Jedynym problemem jest moja mama. A to, rzecz jasna, przecież o nią tu chodziło; wyprawiłam się w tę podróż, żeby właśnie do niej dotrzeć. W jakim celu? Żeby ją oznaczyć, opisać, oświetlić, żeby ją czcić i żeby się jej pozbyć, ale się nie udało, bo – jak zawsze – jest zbyt blisko mnie. (…) To znaczy, że – jak zawsze – trwa przy mnie i nie chce odejść i mogłabym tak pisać i pisać, wykorzystując wszystkie swoje umiejętności i stosując wszystkie znane sobie sztuczki, ale i tak nic by to nie zmieniło”.
Wydany w zeszłym roku tom opowiadań był moim pierwszym spotkaniem z twórczością laureatki Nagrody Nobla z 2013 roku. Atrakcyjna, pastelowa okładka doskonale oddaje klimat opowiadań – czytało się lekko, spokojnie, bez wypieków na twarzy, ale i bez przykrych niespodzianek. Jednak mniej więcej w połowie zbioru czytelnik przeczuwa, że Munro niczym już go nie zaskoczy. Idealna książka na leniwe popołudnie z kubkiem kawy, ale jeśli macie ochotę na soczystą, oszałamiającą lekturę, która wywróci wasz świat do góry nogami, lepiej zostawcie sobie Munro „na deser”.