Recenzja
Macierzyństwo – wieczny stan wyjątkowy
Wydawnictwo Książkowe Klimaty po raz kolejny podarowało nam świetną słowacką powieść – tym razem to „Matki” Pavola Rankova z rewelacyjną okładką autorstwa Magdaleny Kocińskiej.
Rankov jest w Polsce znany jako laureat Literackiej Nagrody Europy Środkowej „Angelus”, autor książki „Zdarzyło się pierwszego września (albo kiedy indziej)”, która cieszyła się, mniej więcej rok temu, bardzo ciepłym przyjęciem ze strony polskich czytelników.
„Matki” są książką przekorną i zaskakującą. Po pierwsze ze względu na nietypowy temat – opowiadają historię młodej kobiety słowackiego pochodzenia, która nie tylko przetrwała zesłanie do Gułagu, ale również urodziła w nim syna. Po drugie – pokazują macierzyństwo z trochę innej perspektywy. W świecie stworzonym przez Rankova jest ono przede wszystkim ślepym, właściwie zwierzęcym instynktem, który sprawia, że krzywdzenie innych w imię dobra własnego dziecka nie jest niczym szczególnym. Wręcz przeciwnie – takie zachowanie urasta do rangi zasady.
Kolejne matki w powieści potwierdzają swoim zachowaniem tę regułę: matka głównej bohaterki – donosząc Niemcom na rosyjskiego kochanka córki; sama Zuzana – wtrącając do więzienia matkę, aby odzyskać wychowanego w ZSRR syna; rosyjska matka zastępcza dziecka Zuzany – będąc dobrą wyłącznie dla chłopca. Ale także matka drugiej głównej bohaterki – Lucii, która namawia córkę do aborcji. Symbolem wszystkich matek jest w powieści wilczyca, wahająca się pomiędzy zaatakowaniem ofiary czyli zdobyciem pożywienia, a obawą pozostawienia wilczątka na chwilę samego. Matka to kobieta, która w każdej sytuacji nieustannie walczy o przetrwanie, jest odważniejsza, obojętna na świat poza dzieckiem i gotowa na wszystko.
Co ciekawe, tak ostre przedstawienie, może nawet przejaskrawione, a na pewno usytuowane w wyjątkowo nieludzkich warunkach wojny i komunizmu, nie umniejsza piękna i poświęcenia matek zaślepionych swoją szaloną miłością. Jednak Rankov pokazuje je nie używając wzniosłych słów, w pełni niedoskonałości, takie jakimi są i okazuje się, że to wystarczy. Poprzez swoje bohaterki, podkreśla również odważnie, że macierzyństwo to nie tylko hormony w czasie ciąży, a dziecko nie jest wyłącznie „zmianą w organizmie”, o co nieustannie kłóci się Lucia ze swoją matką. Miłość matki trwa dłużej niż ciążowa chemia, a dziecko zawsze pozostaje w centrum. Warto zauważyć, że ojców nie ma w tej powieści wcale.
Książka Rankova jest dobrze napisana i bardzo poruszająca, a zabieg narracyjny oparty na dialogu dwóch bohaterek, które dzieli duża różnica wieku – ciekawy (Lucia pisze o Zuzanie pracę magisterską – o macierzyństwie w trudnych warunkach). Efekt psuje jednak trochę fakt, że we fragmentach wypowiedzi Lucii Rankov interpretuje sam siebie – jakby nie ufał czytelnikowi, nie pozwala mu samemu szukać scen symbolicznych i dookreślać znaczeń. Warto poddać się temu kierownictwu, bo i tak wciąż jesteśmy zaskakiwani. A najważniejszy wniosek z lektury brzmi następująco: bez względu na wiek, tryb życia, czasy w których żyją czy wykształcenie – większość matek jest taka sama.