26 czerwca 2014

Nie ma idealnego tekstu, czyli debiut Murakamiego

Lektura debiutanckich „Słuchaj pieśni wiatru” i „Flippera roku 1973” Harukiego Murakamiego jest jak powrót do literackiej przeszłości pisarza i próba rozgryzienia jego prostego, ale kunsztownego stylu.

 

Sięgnięcie po „Słuchaj pieśni wiatru” i „Flippera” jest dziś czymś na kształt użycia opcji „odśwież”, bo przecież ich bohaterowie – Bezimienny, Szczur czy Jay są już doskonale znani z kolejnych książek Murakamiego. W 1995 roku ukazała się u nas „Przygoda z owcą”, tworzącą w połączeniu z „Słuchaj pieśni wiatru” i „Flipperem roku 1973” tzw. „Trylogię Szczura”. Co znamienne dla prozy Japończyka, pogłębianie wiedzy o motywach działań czy charakterach postaci wcale nie wzrasta z kolejnym spotkaniem. Owszem, utwory nawiązują do tych samych motywów, ale wcale nie gwarantują lepszego ich poznania.

 

Radość z identyfikowania znanych już wcześniej bohaterów prozy Murakamiego zwiększa poczucie komfortu lektury. Tym razem postaci więcej piją, bezmyślnie palą papierosy i ciągle niewiele o sobie mówią. Ich myśli z reguły zostają wciśnięte gdzieś między słowa, a refleksjom towarzyszy ciągłe niedopowiedzenie. I choć sformułowanie realizm magiczny wydaje się dla tej prozy zdecydowanie za ciasne, nieźle oddaje klimat, jaki funduje nam pisarz.

 

„Flipper” i „Słuchaj pieśni wiatru” to przede wszystkim nostalgiczne powroty do przeszłości. Bezimienny wspomina czasy pierwszych randek, przyjaźni i przygód. Trudno jednoznacznie określić, czy robi to z sentymentu, poczucia mijającego czasu, czy tęsknoty. Motyw powracania do młodości przewija się przez narrację nieustannie, mimo że bohater ma zaledwie dwadzieścia kilka lat. Jest młodym, spokojnym człowiekiem, rozmyślającym leniwie o sensie istnienia. Takie właśnie czasem można odnieść wrażenie, jakby refleksje o przemijaniu snute były trochę od niechcenia. Bezimienny nie twierdzi, że czegoś mu brakuje, nie marzy o rzeczach wielkich ani nie skarży się na los. Jedyne, co zdarza mu się często podkreślać, to że „wszystko jest wciąż tak samo, nic nowego się nie zdarzy. Niekończące się déjà vu”. Nie widać w jego podejściu przesadnej afirmacji. Może życie ma toczyć się naturalnym rytmem, a nam wypada, bez względu na wszystko, zachować spokój? Bo jaki możemy mieć wpływ na to, co się zdarza?

 

W utworach Murakamiego najbardziej zadziwiają rzeczy zwyczajne. W jego prozie studnia czy kot potrafią mieć, mimo pozornej bierności, wpływ na losy ludzi. Zaskakujące, jak w codziennych działaniach pisarz potrafi dojrzeć coś na kształt cudu istnienia. Często przeraża go, że dni są jedynie „kopią wielu innych dni, a jeśli tylko człowiek nie zrobi czegoś nieodwracalnego, może bez trudu pomylić je z innymi”. Te obawy prowokują próby doszukiwania się wyjątkowości we wszystkim, co narratora otacza. W ten sposób broni się przed zabójczą monotonią. Efektem tego sposobu myślenia jest wniosek, że „aby żyć, trzeba się ciągle nad czymś zastanawiać”.

 

Murakami stał się mistrzem krótkiej, nasyconej treścią frazy. „Słuchaj pieśni wiatru” zaczyna się od słów: „nie ma idealnego tekstu, tak samo jak nie ma idealnej rozpaczy”. Tak powiedział kiedyś narratorowi pewien pisarz. Bezimienny zrozumiał, co to dokładnie znaczy, kiedy sam zabrał się za pisanie. Co więcej, było to dla niego bardzo pocieszające. Przekonanie, że idealny tekst nie istnieje, pozwoliło mu odważyć się na sięgnięcie po pióro, choć wiedział już wtedy, że „pisanie nie jest formą autoterapii, a jedynie niewielką próbą, krokiem w tym kierunku”.

 

Lekturze „Pieśni” czy „Flippera” towarzyszyć może wrażenie obcowania z tekstem pisarza niedojrzałego, ale pozwala też prześledzić długą drogą, jaką przeszedł Murakami. Drogę, która pozwoliła mu stworzyć tak dobre powieści, jak „Kronika ptaka nakręcacza” czy „Kafka nad morzem”.

Książki, o których pisał autor