Recenzja
Piękno ludowych opowieści
National Geographic oddało w roku 2012 w ręce czytelników nową serię – „Baśnie etniczne”. Do tej pory ukazały się tomy poświęcone opowieściom arabskim, afrykańskim, afroamerykańskim, japońskim i latynoamerykańskim. Dzięki temu ostatniemu zbiorowi możemy dowiedzieć się, jakie historie inspirowały Maria Vargasa Llosę i Gabriela Garcię Marqueza.
John Bierhorst jest badaczem języka i literatury azteckiej oraz autorem słownika nahuatl-angielskiego. Zadanie, którego się podjął w przypadku „Baśni latynoamerykańskich”, było z gruntu niełatwe, by nie powiedzieć, że niemożliwe. Jednak sposób, w jaki podszedł do realizacji tego przedsięwzięcia, sprawia, że efekt końcowy, fascynuje i całość czyta się jednym tchem.
„Większość opowieści zgromadzonych w tym tomie (…) została podyktowana lub nagrana podczas sesji sam na sam folklorysty i opowiadacza” – zauważa Bierhorst we wstępie do książki. Ta dość typowa forma dla tego typu badań usuwa zbędne bariery między opowieścią a jej odbiorcą. Bo chociaż z pozoru treść większości tych historii jest prosta i przewidywalna, to jednak ich korzenie hiszpańsko-indiańskie lub wręcz europejsko-indiańskie są bardzo złożone i często nieoczywiste.
Podczas lektury Baśni latynoamerykańskich czytelnik z dowolnej części świata dostrzeże fragmenty przywołujące bezpośrednio opowieści znane mu z dzieciństwa, czy nawet – konkretniej – bajki Ezopa, Baśnie tysiąca i jednej nocy etc. Z drugiej strony odkryć można w książce Bierhorsta wątki, które niegdyś zainspirowały takich pisarzy, jak chociażby Mario Vargas Llosa, Gabriel Garcia Marquez czy Miguel Asturias. Jednak wśród tej całej różnorodności tematów (np. dobrych i złych ludzi, możnowładców i biedaków, bóstw przyjmujących różne widzialne formy, mówiących zwierząt i innych dziwnych istot) najciekawiej prezentują się niekanoniczne wersje Księgi Rodzaju i Ewangelii. Znajdziemy w nich: Adama, który nie chciał żony, lecz kucharza, wyjaśnienie skąd się wzięli Indianie, św. Łukasza i św. Franciszka przechadzający się po Raju wśród pierwszych ludzi, Noego jako praktykującego katolik czy w końcu Jezusa uciekającego przed oprawcami i zdradzonego przez ślimaki. Wszystkie te apokryficzne opowieści są obrazami wyjątkowo plastycznymi i na długo zapadają w pamięć.
Osobnym zagadnieniem pozostaje kwestia, na ile przez ponad 500 lat tradycji historie te przeszły ewolucję oraz w jakim stopniu zaprezentowane wersje są miejscową odmianą lub wynikiem inwencji własnej opowiadacza. Część z tych wątpliwości wyjaśniają rozbudowane przypisy, które podają też genezę opowieści i wyjaśniają kwestie niejasne dla ludzi nieznających meandrów kultury latynoamerykańskiej.
Podania ludowe zostały przedstawione tutaj w formie velorio, czyli swoistego czuwania nad zmarłym, które było pretekstem do snucia baśni, opowieści i opowiadania zagadek. Miało to uniemożliwić zaśnięcie, gdyż wierzono, że duch zmarłego może wtedy wejść w ciało danej osoby. Tradycja ta w XX wieku, wraz z powstawaniem zakładów pogrzebowych, została zmarginalizowana i nieuchronnie zaczęła odchodzić w zapomnienie. Zastosowanie tej formy w książce Bierhorsta paradoksalnie przekształca ją w swoiste velorio nad dawnymi czasami. Aż się chce za jednym z opowiadaczy powtórzyć:
“Wiatr porwał mą opowieść,
Wywiał na najdalszy brzeg.
Niechaj wracając do mnie,
Tysiąc ich zechce nieść”.