25 lipca 2014

Powinność i wdzięczność

Joanna Jagiełło, tworząca do tej pory głównie powieści dla młodzieży, wraca do świata literatury tym razem jako autorka książki dla nieco starszych odbiorców. W „Hotelu dla twoich rzeczy” podejmuje nieśmiałą próbę odpowiedzenia na pytanie, kim jest człowiek w świecie pełnym masek i czy wyjście poza społeczne role jest w ogóle możliwe.

 

Kobieta, matka, żona i pisarka – najłatwiej mówić o sobie w kontekście ról, w które musimy się wcielać w dorosłym życiu. Zdaniem narratorki, nazywającej samą siebie „kobietą w częściach”, definiowanie się przez ich pryzmat nie daje jednak pełnego obrazu człowieka. Stara się ona więc uchwycić dramatyczne momenty, w których nasze społeczne role okazują się niewystarczające, jak na przykład wtedy, gdy staje przed wyborem między osobistym szczęściem a dobrem dziecka.

 

Kwestie tożsamości i powinności kobiety wydają się w „Hotelu” głównym tematem, ale powieść nie zamyka się wyłącznie w obszarze refleksji o prawie do szczęścia czy macierzyństwie. Narratorka równie wnikliwie bada proces dojrzewania i rozumienia samej siebie, także jako pisarki. Wiele uwagi poświęca obserwacji własnej twórczej drogi, na której ewoluowała od nieśmiałej debiutantki po świadomą własnych możliwości autorkę. Nie ma w tym jednak drażniącej pewności siebie. Jagiełło raczej w subtelny sposób dzieli się z czytelnikiem tym, co Szymborska nazywała radością pisania. Bo też dla narratorki konstruowanie powieści jest nie tylko ciężką pracą; wręcz przeciwnie – jest ono przede wszystkim niekończącą się przyjemnością, dającą szansę zarówno na lepsze rozumienie siebie, jak i możliwość dzielenia się tą frajdą z czytelnikiem. I mimo że w tej opartej na osobistych doświadczeniach powieści wiele jest naprawdę przykrych zdarzeń, siłą „Hotelu” jest bijący z niego optymizm. Nie polega on wyłącznie na tłumaczeniu porażek życiowych i prostym pocieszeniu, chodzi raczej o szczerą chęć akceptacji własnych błędów i złośliwości losu. Rozdrapywanie starych ran i narzekanie na niesprawiedliwość, Jagiełło skutecznie zastępuje wdzięcznością za to, co dostajemy, i próbą zrozumienia.

 

Choć sposób, w jaki stara się żyć narratorka powieści, może wydać się nieco naiwny, z pewnością pozwala zachować w sobie więcej dziecięcej radości. A zaczerpnięte z Bellingera motto rozpoczynające powieść, po lekturze „Hotelu” nabiera nowego znaczenia. Wyczuwalna nawet w opisie przykrych doświadczeń afirmacja rzeczywiście może zarazić wiarą, że „ nie ma nic lepszego, niż to co jest”.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także