Recenzja
Szaleństwo, czyli literatura
Dzieło Gérarda de Nervala okazało się podatne na mniej lub bardziej zawłaszczające interpretacje. Symboliści inspirowali się poezjami z pierwszego okresu twórczości, a Nervalowskie przekłady Heinego były podobno źródłem koncepcji wiersza wolnego. Proust uważał opowiadanie „Sylwia” za arcydzieło odgadujące mechanizmy działania pamięci. Surrealiści zaś sławili „Aurelię” za prekursorskie zastosowanie metody propagowanego przez nich „pisania automatycznego”. Pisma Nervala wydawano już w Polsce kilkakrotnie, ale nigdy dotąd w tak obszernym wyborze i starannej edycji.
Nerval, poważany przez współczesną sobie publiczność m.in. za tłumaczenia „Fausta” i Heinego, przeżył pierwsze załamanie nerwowe w 1841 roku. Okres szaleństwa, z którego pisarz wydobywał się przez kilka miesięcy spędzonych w zakładzie psychiatrycznym, nie powtórzył się przez ponad 10 lat. Wreszcie jednak choroba powróciła i od tej pory pojawiała się falami, przerywając momenty wzmożonej aktywności twórczej. Na początku 1855 roku – dwa lata przed publikacją „Kwiatów zła” Baudelaire’a i „Pani Bovary” Flauberta – Nerval popełnił samobójstwo, wieszając się na ulicznej latarni.
Jak wskazuje we wstępie do „Śnienia i życia” Tomasz Swoboda, Francuz w swojej późnej twórczości zawarł wątki na wskroś dwudziestowieczne, rezonujące np. w myśli Foucaulta. To pierwszy nowoczesny pisarz, który świadomie ujawnił swoje szaleństwo, uznając je za niezbywalną część procesu twórczego. Samo pisanie staje się tutaj obłędem i zarazem medytacją nad granicami prawdy i fikcji, wspomnienia i kreacji. Ostatni utwór Nervala, „Aurelia”, to przejmująco osobisty zapis historii szaleństwa. Od trzymanej w ryzach opowieści przeplatającej dwie rzeczywistości – realną i opartą na chorobliwych majakach – pisarz przechodzi w pełną wizyjność, mnożącą poziomy i symbole. Nie rezygnuje zarazem z ich zakulisowej interpretacji, poprzez którą przeskakujący po różnych planach narrator szuka w sztuce ostatecznego stopienia tytułowych sfer życia i śnienia.
Swoboda podkreśla również pokrewieństwa z dziełem W. G. Sebalda. Wspólna obu pisarzom melancholia objawia się w próbach utrwalenia wszystkiego, co w zasięgu wzroku – zwłaszcza tego, co rozpada się i zanika. Ten trop najwyraźniej widać w nietłumaczonych dotąd w Polsce tekstach, stanowiących jądro tego zbioru. „Noce październikowe” czy „Przechadzki i wspomnienia” to utwory hybrydyczne, zbudowane z fragmentów, niejednolite gatunkowo. Mieszają się tutaj esej ze wspomnieniem, felieton z reportażem, a całość spaja autobiograficzne tworzywo, wciąż na nowo przepisywane i organizowane.
Nervalowskie włóczęgi po Paryżu i jego okolicach to oczywisty prolog do literackiej nowoczesności, z Baudelaire’em i Benjaminem na czele. Pojawia się jednak pytanie, czy zawsze to, co jednoznacznie istotne, zachowuje artystyczną świeżość. Zdarzają się tu bowiem wyraźne dłużyzny, widoczne zwłaszcza w najobszerniejszych – i interesujących skądinąd – „Przemytnikach”. Gorączka dokumentowania prowadzi nieraz autora do opisów zbyt nużących swoją skrupulatnością. Wątpliwości potęguje dyskusyjna budowa tomu, która największe i najpóźniejsze dzieła, „Sylwię” i „Aurelię” – teraz na nowo spolszczone – umieszcza na samym początku wyboru. Mimo to „Śnienie i życie” pozostaje książką arcyważną i znakomicie się ze swojej wagi tłumaczącą, choćby w starannych przypisach Ryszarda Engelkinga.