Recenzja
Thriller ledwie poprawny
„Więzienny prawnik” Johna Grishama jest jak nakręcany zegar: sprężyna słabnie z każdą stroną, a powieść ledwie dociera do finału.
Zostajemy wrzuceni nie w jedną, lecz w dwie intrygujące sprawy. Z jednej strony mamy morderstwo sędziego federalnego, z drugiej zaś ukaranego za przekręty finansowe prawnika. Obecnie więzień, a niedawno przedstawiciel władzy, pragnąc uniknąć dalszego odbywania kary, utrzymuje, że nie tylko wie, kto zabił, ale też jakim kierował się motywem. Swobodna narracja początkowych rozdziałów powoduje, że kilkadziesiąt stron przewracamy właściwie nieświadomie. Porozrzucane gdzieniegdzie wskazówki nie dają jeszcze wyjaśnienia, a ciekawość czytelnika zostaje silnie pobudzona.
W książce Grishama początkowo wszystko dzieje się w zawrotnym tempie. Intryga napędza cały powieściowy mechanizm nadzwyczaj udanie. Niestety, z każdą kolejną stroną napięcie słabnie, fabuła zdaje się nie tyle zagmatwana, ile raczej nadmiernie wydumana, pod koniec zaś najzwyczajniej brakuje całości siły. Historię opowiada tytułowy prawnik, który z niewyjaśnionych przyczyn czasami oddaje głos wszechwiedzącemu narratorowi. Można odnieść wrażenie, że Grisham idzie na łatwiznę, jakby nie chciało mu się zastanawiać, jak opowiedzieć o niektórych wydarzeniach z przyjętej początkowo perspektywy. Problemem jest także finał: o ile samo wyjaśnienie zagadki jest dość interesujące, o tyle zdawkowe zakończenie wypada blado.
Nowa książka Grishama nie wejdzie do kanonu prawniczych thrillerów. To rzecz ledwie solidna. Autor “Firmy” lepsze powieści pisał już wielokrotnie.