29 listopada 2013

Ulżyć zgnębionym

Piękna, wzruszająca opowieść o marzeniu na przekór wszystkiemu.

 

W PRL-u, ale nie tym zabawnym z Barei, tylko brzydkim, nieprzyjaznym – mieszka Marcin, chłopiec owładnięty wielką ideą: ulżenia ludziom zgnębionym. Ma na to prosty sposób: ze złomu i śmieci na podmiejskim podwórku konstruuje prawdziwy samolot, by móc wzbić się ponad niedolę, ubeków i szarość. W kolejnych podróżach, w których towarzyszą mu kumple i wspaniała koleżanka Gośka, spotyka się z prezydentami nieosiągalnych krajów, staje się bożyszczem tamtejszych społeczeństw – i uzyskuje pomoc dla bliskich i dla uciemiężonej Polski. A przynajmniej taką ma nadzieje, choć i ta wyśniona rzeczywistość skrzeczy. Brzmi tandetnie? Ot, i skaza streszczeń. Książka jest genialna, co docenili artyści z grupy Mumio, czytając ją w odcinkach w radiu. „Samo-loty”. Czytelniku, masz pozwolenie na start…

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także