7 maja 2014

W obliczu tragedii

Michał Cetnarowski portretuje polskie społeczeństwo, przedstawiając życiorysy kilku osób, nad którymi los niestety nie chciał roztoczyć parasola ochronnego. Sam autor postawił zresztą swoje postaci wobec jeszcze większej tragedii, każąc im przyglądać się bezsensownemu rozlewowi krwi.

 

Bohaterów „I dusza moja” tak naprawdę nic nie łączy. Poza Wioletą i Jerzym. Od początku można odnieść jednak wrażenie, że ojcostwo najwyraźniej nie udało się Jerzemu, więc córka planuje udać się w ślady matki i polecieć do Anglii. W jej oczach ojciec jest bezrobotnym nieudacznikiem. Ich relacja jest więc czysto powierzchowna. Poza nimi znajdziemy tutaj młodego policjanta, który trochę inaczej wyobrażał sobie życie w wolnej Polsce, kiedy jeszcze studiował historię, dziennikarza, pragnącego za wszelką cenę nagrać rewelacyjny materiał stanowiący trampolinę w karierze, a także młodą nauczycielkę języka polskiego, której wyobrażenie o pracy w szkole nie wytrzymało starcia z rzeczywistością. Wokół nich wszystkich kręcą się bohaterowie drugoplanowi, równie ważni dla rozwoju akcji i dla tego, co tak naprawdę interesuje Cetnarowskiego. A interesuje go wystawienie bohaterów na próbę. Przetestowanie ich dotychczasowych światopoglądu w sytuacji granicznej. Polska rzeczywistość, o której pisarz opowiada przy okazji, jawi się niczym smutny, zaniedbany ogród. Wypadałoby wreszcie w nim posprzątać, popielić, zasadzić nowe rośliny, a starym przywrócić życie, ale właściwie nikt nie wie, kto miałby się tym zająć. Nawet tragedia, będąca w „I dusza moja” punktem kulminacyjnym, nie przynosi oczyszczenia.

 

Powieść Cetnarowskiego czytałoby się naprawdę dobrze, gdyby nie kilka małych potknięć. Kardynalnym grzechem prozaika jest bijąca z niektórych sytuacji sztuczność. Widać ją najlepiej w scenach rozgrywających się między nastolatkami. Niby wszystko pięknie, nawet język prawie współczesny, a jednak całość razi brakiem autentyzmu. Drobniejszy defekt, choć także wybijający z czytelniczego rytmu, to efekciarskie frazy, które – niestety – przede wszystkim śmieszą. Gdy bohater próbuje „wyegzorcyzmować” nadchodzący ból głowy lub kiedy czyjeś „serce uderzyło o podstawę czaszki, adrenalina prysnęła na mózg”, a „w żyłach rozlał się ogień”, trudno nie okazywać zdziwienia. Niestety, niezbyt pozytywnego.