Recenzja
W poszukiwaniu świętości
Najnowszy zbiór opowiadań Wojciecha Chmielewskiego to kolekcja prostych historii nieuciekających przed najtrudniejszymi tematami – konsekwentny i rzetelny projekt, który przy niewątpliwych ograniczeniach może przynieść satysfakcję przychylnemu czytelnikowi.
Wojciech Chmielewski, warszawski pisarz i publicysta, nominowany w przeszłości m.in. do Angelusa i Nagrody im. Józefa Mackiewicza, porusza się w swojej twórczości po ściśle wytyczonym szlaku – tematycznym i stylistycznym. Pierwsze opowiadanie z „Najlepszej dentystki w Londynie” z powodzeniem może posłużyć za rodzaj uwertury. W skromnym szkicu „Modlitwa” autor przygląda się ruchliwym ulicom centrum Warszawy i jej zabieganym mieszkańcom, zajętym porannymi obowiązkami. Skala obrazu stopniowo się zmniejsza i w ślad za narratorem docieramy w końcu do wyciszonego wnętrza Kościoła Wszystkich Świętych na placu Grzybowskim, gdzie na moment skrył się pogrążony w modlitwie człowiek w mundurze maszynisty.
Już w tym krótkim fragmencie otrzymujemy skupione jak w soczewce podstawowe składniki pisarskiego świata Chmielewskiego: pełen sprzecznych uczuć obraz stolicy, zwyczajni, na pozór idealnie przeciętni bohaterowie, surowy, choć nie stroniący od czułości styl. Przede wszystkim zaś – poczucie tęsknoty za czymś trwalszym, za jakąś duchową wartością, może nawet za błyskiem świętości, której obietnica przeświecałaby pod powierzchnią codziennego cynizmu i bezmyślnej, zautomatyzowanej krzątaniny.
Podczas lektury drugiego, tytułowego opowiadania wydaje się jeszcze, że bohaterem ustawiającym głos tej prozy będzie młody, inteligentny, ale pozbawiony szans i pogrążony w beznadziejnej pasywności nieudacznik, w którego monologach zaciera się granica między trafną obserwacją a żałosnym użalaniem się nad sobą. Chmielewski ma jednak większe ambicje i każe swojej postaci wybić się z marazmu przez krok może naiwny i niezbyt przemyślany, ale ukazujący jakąś furtkę w tym płaskim, wyjałowionym świecie.
Podobnej furtki szukają inni bohaterowie: pracownicy korporacji, którzy po założeniu rodzin borykają się z brzemieniem odpowiedzialności, właściciele zapyziałych barów, zrezygnowani nauczyciele niepotrafiący przebić się przez barierę obojętnej tępoty swoich uczniów. Ale także katolicki misjonarz w Chinach czy niemiecki emeryt o nazistowskiej przeszłości, odwiedzający rodzinne Mazury. Wreszcie, w ostatnim opowiadaniu „Deventer”, mężczyzna, który szukając duchowych wskazówek, zawiązuje wyobrażoną przyjaźń z Geertem Groote i Florensem Radewijnsem – XIV-wiecznymi założycielami religijnych społeczności zwanych Braćmi Wspólnego Życia. Różnie bywa z naturalnością rysunku tych postaci – po jakimś czasie ta rozmaitość sprawia wrażenie ćwiczeń z pisania na zadany temat.
Utwory Chmielewskiego to zazwyczaj opowieści stonowane, zestawiające bohaterów w banalnych sytuacjach, które jedynie sugerują czytelnikowi – czasem mniej, czasem bardziej umiejętnie – swoje głębsze znaczenie. Większość tych historii jest naznaczona śmiercią i poczuciem straty – konfrontacja z kruchością i skończonością ludzkiego losu to zadanie, które nie omija właściwie żadnego z bohaterów. Chmielewski posługuje się zwykle prostym, realistycznym opisem (wzorem wydaje się tu Marek Nowakowski, któremu zadedykowano jedno opowiadanie), urozmaiconym czasem dość zachowawczymi wycieczkami w stronę realizmu magicznego. W upodobaniu do zbliżenia i fabularnego konkretu należy upatrywać zalet tej poprawnej prozy, która poza tym nie oferuje zbyt wielu niespodzianek – jej paradoksy bywają nieco wysilone, a przesłanie oczywiste.