2 sierpnia 2013

Wieczna zabawa

W „Kiedy będę duży, to zostanę dzieckiem” tekstu jest tyle, co kot napłakał. Jednak właściciele kotów dobrze wiedzą, że łzy takie potrafią być cenne.

 

W książeczce Maćka Blaźniaka co dwie strony dostajemy dystych, który stanowi rozwinięcie tytułowego tematu. Bohaterem i jednocześnie narratorem jest mały Franek, który zachwala bycie dzieckiem. W końcu to okres w życiu, kiedy beztroska połączona z – często nieograniczoną – wyobraźnią potrafi człowiekowi dostarczyć naprawdę wiele radości. Skakanie po kałużach, gra w piłkę, turlanie się z górki… „Życie dzieciaka to wieczna zabawa” – rzuca Franek i trudno mu nie przyznać racji.

 

Książeczkę z czystym sumieniem można polecić dzieciom, które jeszcze nie zgłębiają same tajników literatury, ale czynią pierwsze nieśmiałe próby czytelnicze pod okiem dorosłego opiekuna lub po raz pierwszy próbują odkryć świat, jaki kryje się za literami. Pozornie niewielka ilość tekstu okaże się w tym wypadku dużym plusem. W końcu nikt z nas nie rzucał się w dzieciństwie w maraton, najpierw pokonywaliśmy przestrzenie między kanapą a stołem. Podobnie sprawa ma się z czytaniem.

 

Rymowany tekst – z przystępnym, bywa kolokwialnym, słownictwem – nie powinien dziecka odstraszyć, chociaż trzeba przyznać, że są miejsca, które stanowią dla młodego adepta czytelnictwa wyzwanie. Co zrobić z „awangardowym malarstwem”? Pamiętajmy jednak, że literatura nie tylko bawi, ale także pozwala się rozwijać. Uczy także – szczególnie ta mówiąca wierszem – słowotwórstwa. Maciek Blaźniak wprowadza np. słowo „misięniechcenie”, które łatwo skojarzyć z „tumiwisizmem”.

 

Na uwagę zasługuje także graficzna oprawa. Udało się uciec od cukierkowego, disnejowskiego kiczu, który do nie dawna dominował nie tylko w literaturze dziecięcej, ale i we wszystkich dedykowanych dzieciom artykułach. Jakby dziecinny i dziecięcy na powrót miały stać się tożsame. „Kiedy będę duży, to zostanę dzieckiem” to książka wyjątkowa. Warto ją czytać, Najmłodsi/najmłodszym.