Recenzja
Fragmenty i odpryski
Varujan Vosganian napisał powieść piękną i przerażającą jednocześnie. Subtelnym językiem opowiada o tym, o czym dotychczas można było tylko szeptać: tragiczną historię tułaczki Ormian, prześladowanych kolejno przez Turków, faszystowskie Niemcy i Sowietów.
Czym jest „Księga szeptów”? To nie tyle powieść Varujana Vosganiana, co swego rodzaju rezerwuar zbiorowej pamięci Ormian: zestaw opowieści o ludziach, bohaterach i historii ormiańskiej tułaczki, opowieści nie do końca dotąd zwerbalizowanych. Księga szeptów nie istnieje materialnie, a jednak dla Ormian jest równie realna jak każda inna książka. To fragmenty wspomnień, rozproszone zdjęcia, pojedyncze zdania, które trzeba poskładać na nowo w jedną całość. „Opowiedzieć księgę znaczy przeczytać księgę” – pisze Vosganian, jednocześnie pierwszy czytelnik i nie tyle pisarz, co skryba, spisujący to, co zasłyszał lub odkrył. Opowiadanie zaś staje się doświadczeniem scalającym nie tylko rozproszoną pamięć Ormian, ale i ich tożsamość.
Vosganian spisuje „Księgę szeptów” w rytmie wspomnień i skojarzeń, w zaburzonej chronologii, jakby jedynym czasem był czas teraźniejszy, a wszystkie miejsca i czasy istniały jednocześnie, w jednym planie toczącej się nieustannie opowieści. Niewyobrażalne cierpienie, zbrodnie i tułaczkę bohaterów Vosganian opowiada sennym, nieco odrealnionym językiem, jakby to, co rzeczywiste uległo przesunięciu w stronę mitu, który jednak wciąż boli. „Księga szeptów” oscyluje właśnie między tymi dwoma biegunami: z jednej strony fakty stają się coraz odleglejsze, historie wojennych bohaterów zamieniają się w eposy, tułaczka zmienia się w symbol, z drugiej zaś o wszystkich tych wydarzeniach wciąż mówi się szeptem lub nie mówi się wcale, ponieważ ich trauma nigdy właściwie nie została przepracowana.
Po „Księgę szeptów” warto sięgnąć z dwóch powodów. Po pierwsze – dla przemilczanej historii Ormian, o której wiemy wciąż niewiele bądź nic. Po drugie zaś – dla pięknego języka, za pomocą którego Vosganian snuje swoją opowieść.