Artykuł
Chłopak
Fotografia o byciu młodym w wieku starczym, czyli chwilę po trzydziestce.
Kilka tygodni temu do portalu Gazeta.pl trafił list, który nie wiedzieć czemu redakcja zdecydowała się opublikować. Już dawno powinienem przestać się dziwić, że portale internetowe publikują bzdury, a jednak ciągle się dziwię. Napisała go tajemnicza Joanna K. a ja zacytuję jedynie jego fragment:
„Chcę się wydurniać na ulicy. Jak zawsze. Wstawiać głupoty na fejsie i tańczyć w tramwaju do swojej ulubionej piosenki lecącej ze smartfonu. Chcę chodzić na imprezy, poznawać nowych ludzi i nie mieć świadomości, że zbyt szeroki uśmiech wygeneruje zmarszczkę wymagającą botoksu.
Nie chcę czuć presji, że powinnam pracować, zarabiać, kupować. Zmienić się. Spoważnieć. Nie chcę czuć, że jestem dorosła, nie chcę być jak moi rodzice. Dorosłość źle mi się kojarzy. Nie jest fajna, zabija spontaniczność, a życie skoncentrowane na robieniu pieniędzy i odbębnianiu ośmiu godzin w robocie przestaje zaskakiwać i ekscytować.”
Czytałem to dzieło z rosnącym zażenowaniem. Jeden z moich znajomych postanowił nawet na nie publicznie odpowiedzieć. Napisał, że wydurniać można się bez względu na metrykę, co więcej, jest to nawet trochę wskazane, jeśli chce się zachować zdrowie psychiczne. W niczym to jednak nie przeszkadza we wzięciu się za bary z dorosłością, która w jego przypadku przyniosła mu rozliczne radości, w tym podwójne ojcostwo (teraz może się wydurniać z dzieciakami i też jest fajnie). Rozmyślając nad marnością świata doszedłem do wniosku, że gdyby chciało mi się cokolwiek tłumaczyć Joannie K. pokazałbym jej po prostu zdjęcia Kuby Dąbrowskiego.
Przedstawiać w zasadzie go nie trzeba. Ci, którzy polską fotografię obserwują, z pewnością go znają. Być może zresztą robią to dzięki niemu, bo to on przez kilka dobrych lat prowadził w świętej pamięci “Przekroju” rubrykę poświęconą historii fotografii. Z wykształcenia socjolog, ukończył też świetny Instytut Fotografii Twórczej w czeskiej Opavie. Jego zdjęcia publikowała większość tytułów prasowych w Polsce którym zależy (regularnie lub od czasu do czasu) na jakościowej, autorskiej fotografii. Jego blog zaś jest jednym z najciekawszych prowadzonych przez polskich fotografów. Reasumując jest Kuba Dąbrowski utalentowany, oryginalny i , nie bójmy się tego słowa, nadal młody, choć trzydziestka już mu stuknęła (Joanna K, w tym wieku pewnie wyrwie sobie z głowy ostatni włos zamartwiając się, że oto młodość odeszła bezpowrotnie).
To, co mnie zawsze w fotografiach Dąbrowskiego poruszało, to przede wszystkim dzika radość życia. W swoich projektach fotograficznych pozostaje on zawsze chłopakiem. W każdym rozumieniu tego słowa. Przede wszystkim w tym podwórkowym, który ze swojej chłopackości, mimo sędziwego wieku nigdy nie wyrósł – na zdjęciach Kuby (nie Jakuba) Dąbrowskiego pełno jest deskorolek, huśtawek, szalonych skoków, piłek (głównie do koszykówki) i ogólnie zabawy. Ale nie takiej, która zastępuje „normalne” życie dorosłego człowieka, tylko tej, która może toczyć się równolegle. Jest jednak Dąbrowski także (a może przede wszystkim ) chłopakiem dla swojej dziewczyny i w tym wymiarze jego zdjęcia są intymne i pełne czułości. Nadal jest w nich radość, beztroska ustępuje trosce rozumianej jako wzajemna opieka, a nie zmartwienie i utrapienie.
Chłopak Dąbrowski lubi fotografię i lubi się nią bawić. W każdym jego projekcie widać, że robienie zdjęć sprawia mu po prostu frajdę, że jest fajne. Patrząc na jego zdjęcia można odnieść wrażenie, że jego życie nie odbyłoby się bez fotografii, bez dokumentowania każdej, najbardziej banalnej, ale dającej radość, czynności. Nawet bilet tramwajowy położony w ciepłym słońcu na jakimś blacie czy parapecie jest tematem do zdjęcia. Ta afirmacja jest poruszająca, tym bardziej, że pozbawiona jakiejkolwiek pretensjonalności. Dąbrowski banalne rzeczy fotografuje w banalny sposób, nie dopisuje znaczeń, jest dzięki temu szczery i ujmujący. Dzieje się tak nawet gdy jedzie do Afganistanu i fotografuje tam walki psów czy zakazaną miłość. Oprócz mocnych dokumentalnych kadrów przywozi stamtąd zresztą także nostalgiczne górskie pejzaże. Nie boi się przekazać ich włoskim projektantom, którzy umieszczą je w kolekcji swoich ubrań. Trzeba mieć sporo dystansu do tego, co się robi, by scenerię jednego z najbardziej krwawych i tragicznych konfliktów ostatnich dziesięcioleci potraktować tak instrumentalnie.
Fotograficzną zabawą są też książki Dąbrowskiego, niewielkie i wydane w niewielkich nakładach, dość prowizorycznie, sprawiają wrażenie fotograficznych notatników. Są jednak do bólu przemyślane i konsekwentne, bo Dąbrowski to przecież nie przypadkowy pstrykacz, a wytrawny fotograf. Właśnie ukazuje się kolejna, pod tytułem „113,604 Stray Dogs” . Będzie opowiadała mniej o życiu fotografa, a więcej o jego zabawie fotografią. Dziś o 20:30 będę z Kubą Dąbrowskim rozmawiał o niej w ramach Dnia Otwartego warszawskiej Zachęty. Można przyjść i posłuchać.
Pod koniec stycznia zostanie tam zaś otwarta wystawa Kuby Dąbrowskiego „ Film obyczajowy produkcji polskiej”. Może przyjdzie na nią Joanna K. Dobrze by było.