Artykuł
Bunt się nie starzeje
Jacek Podsiadło skończy w tym roku 50 lat. Brzmi jak zdanie w rodzaju: „Wojtek Smarzowski ekranizuje powieść Kalicińskiej”. Praktycznie niemożliwe. Przyjmujemy ze zrozumieniem, że Świetlicki „utył, spuchł i posiwiał”, niczym stworzony przez niego Mistrz. Że inni poeci, jak przystało na poważnych panów w sile wieku, zajęli się karierą medialną, polityczną lub… kościelną. Ale nie Podsiadło. To przecież „dziwne dziecko” z tytułu jego książki o Pippi, to wieczny chłopiec, outsider i buntownik, który bez przerwy powtarzał swoje desinteressement wobec usankcjonowanych form istnienia w społeczeństwie i kulturze. A tacy nigdy nie dorastają. A jednak to prawda – potwierdza ją choćby przygotowany na tę rocznicę przekrojowy wybór wierszy „Być może należało mówić”. Jego lektura pokazuje kim był i kim jest Jacek Podsiadło. W wierszach i poza nimi.
Kultowy i wyautowany
W „Parnasie Bis. Słowniku literatury polskiej urodzonej po 1960 roku” Pawła Dunin-Wąsowicza i Krzysztofa Vargi, książce opublikowanej w 1995 roku (a więc na żywo relacjonującej epokę „Brulionu”), obszerne hasło Jacek Podsiadło rozpoczyna się złożonym z dwóch słów równoważnikiem zdania: „Poeta kultowy”. W tamtych czasach – a był to, znaczony świetnymi tomami „Arytmia” i „Języki ognia”, najlepszy chyba dla Podsiadły moment – tego sformułowania właściwie nie trzeba było tłumaczyć. Jacek Podsiadło był dla czytelników poezji postacią rzeczywiście kultową. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że razem z Marcinem Świetlickim byli wtedy „dwa na słońcach przeciwnych – Bogi”. I choć początek lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku obfitował w poetów oryginalnych i wyznaczających trendy literackie, na szczycie było ich dwóch.
O Świetlickim znów jest głośno – po wydanych na pięćdziesięciolecie wierszach zebranych, po nowej, wreszcie dorównującej wczesnym tomom książce poetyckiej „Jeden”, po serii dobrze przyjętych kryminałów i po świetnej płycie Świetlików „Sromota”, autor „Zimnych krajów” ponownie jest na topie. A Podsiadło? Właściwie jest tam, gdzie zawsze – na uboczu. Bo poeta ten, nawet jeśli był w centrum zainteresowania, zawsze uparcie pozostawał na marginesie. A od momentu (rok 1999), gdy tom „Wychwyt Grahama” zakończył czas jego poetyckiej płodności – wcześniej wydawał średnio jedną książkę na rok – ten margines stawał się coraz bardziej marginalny.
Podsiadło publikował już tylko tomy wierszy wybranych, felietony, książki dla dzieci i tom prozy, który udowodnił, że lepiej realizuje się jednak w mowie wiązanej. A i z tą było krucho – „Kra” nie wzbudziła już takich emocji jak wcześniejsze o dekadę zbiory (dodajmy – całkiem niesłusznie), zaś tom „Pod światło”, opublikowany najpierw jako e-book, a później wydany w formie książkowej własnym sumptem, trafił jedynie do najbardziej zagorzałych czytelników, którzy wciąż wierzą w kultowość Podsiadły. Czy takowa jednak jeszcze istnieje? Jubileuszowe wydanie wierszy wybranych (już czwarte – ale jest przecież z czego wybierać!) udowadnia, że o Podsiadle nie należy zapominać. Więcej – że to właśnie Podsiadło, jako jeden z niewielu twórców identyfikowanych niegdyś z „Brulionem”, pozostał wierny swoim artystycznym ideałom. Czy dlatego – w czasach, gdy od artystów domaga się ciągłej obecności, najlepiej popieranej nieoczekiwanymi zmianami stylistyki – Podsiadło został zepchnięty (zepchnął się sam?) na boczny tor?
Jot Pe widziany pod światło wierszy
Czytając „Być może należało mówić”, widać wyraźnie, jak ewoluowała poetyka Podsiadły. Od juweniliów, które sam autor nazywa „dorodnymi okazami grafomanii”, od młodzieńczych protest songów i zachłannych spowiedzi afirmatywnego naturszczyka do kunsztownych literackich form, bogatych znaczeniowo i jakościowo, do kulturowych dialogów o szerokich horyzontach filozoficzno-literackich, do metafizycznych peror. Widać też, jakie motywy najwyraźniej się w tej twórczości odznaczały. Spróbujmy je wytropić.
PRAWDA
Podsiadło konsekwentnie stosuje pisownię słowa Prawda z wielkiej litery (wersalikami pisze też inne słowa – Przyjaźń, Droga, Ojciec, Matka, Chleb). Nie bez przyczyny w intrygującym poemacie „Jadąc do Ciebie” kilkukrotnie powtarza poetyckie zaklęcie: „Nie mogę okłamać Cię w wierszu”. Podsiadło realizuje bowiem strategię „życiopisania”. Jego wiersze są właściwie fragmentami lirycznego dziennika, obowiązkowo datowanego (w ostatnich tomach Podsiadło zarzucił tę praktykę), rozpisanego niekiedy wręcz co do minuty. Ta potrzeba zdania relacji z życia konstytuuje twórczość Podsiadły. Żyć równa się tutaj pisać („Dałem rękom zajęcie, czyli wiersz(…). Największy wróg maszyny do pisania, kurz, osiada na czcionkach. To wszystko napełnia mnie takim przerażeniem!”). Pisać o wszystkim. Jak w wierszu „Pestka, pustka”:
Rano czytałem treny Kochanowskiego. Do południa uczyłem się pływać, pracowicie zagarniałem rękami
wodę, nicość. Odpychałem się nogami od czegoś, co nie dawało oparcia.
Odprowadziłem Lidkę, zanotowałem w pamięci numery „okazji”, którą się zabrała
(okazja czyni złodzieja). Wróciwszy do domu włączyłem telewizor,
nic nie znalazłem. Przeczytałem charakterystykę nowego lekarstwa na katar. Rozłupałem śliwkę, znalazłem robaka.
Banalizm w czystej postaci? O’haryzm? Postulowane przez resztę Brulionowców odejście od poezji mówiącej wyłącznie o ważnych sprawach? Niby tak – Świetlicki pisał „Ząb mnie boli”, Podsiadło pisze „Rozłupałem śliwkę” – ale na szczęście dalszy ciąg wiersza nieoczekiwanie przenosi czytelnika dzięki sprytnie użytym metaforom w rejony dalekie od prostego katalogowania opisów. Ekshibicjonizm służy refleksji.
„TAK”
Służy też afirmacji życia. Przymus opowiedzenia o świecie, zachłyśnięcie się nim, bycie wobec niego na tak („Tak” to tytuł jednego z arkuszy Podsiadły) świadczy o afirmatywnej funkcji tej poezji. Obecne w wielu wierszach Podsiadły zespolenie z naturą, a przede wszystkim miłosne uniesienia, opisywane prostolinijnie, a jednocześnie niezwykle emocjonująco, są wyrazem poetyckiej zgody na świat. Jest coś uroczo naiwnego w tym, że zwłaszcza we wczesnych wierszach Podsiadły tak często pojawia się przysłówek „cudownie”. Że litanijny wiersz „Chciałbym dać Ci to” kończy dwuwers:
Czystą wodę, zieloną trawę i błękitne niebo.
Wolność, pokój, Miłość i radość.
„ODMOWA WSPÓŁUDZIAŁU”
Rewers tego młodzieńczego zachwytu nad światem stanowi równie młodzieńczy dystans wobec wszelkich form zinstytucjonalizowanej opresji – politycznej, społecznej, kościelnej. Trudno mówić tutaj o buncie (choć Podsiadło jest nader często określany mianem buntownika). To raczej „uporczywa kontestacja”, czy (znów tytuł arkusza) „odmowa współudziału”. I raczej wycofanie niż walka. Stąd też większość wczesnych wierszy Podsiadły dzieje się w Drodze – ten „post hippie” powtarzał gest amerykańskich bitników i Stachury (od którego jednak się poetycko odcinał). Bycie w drodze było dla niego równoznaczne z zerwaniem z obowiązującym modelem społecznej stabilizacji. Ucieczka jest tu rozumiana jako bunt:
pozbawiony wszystkiego
co widzę po tamtej stronie
szklanej ściany:
weekendu i małego fiata
jeziora i lasu
windsurfingu i spaceru wzdłuż kłamstwa
występującego z brzegów
kolorowego telewizora
LISTY
Z czasem jednak owo niezadowolenie ukonkretniło się w wierszach o znacznie pogłębionej świadomości estetycznej, ale też historiozoficznej. Cykl „Wierszy przeciwko państwu”, poetyckie listy do Czesława Miłosza czy Jana Pawła II świadczą o próbie przekroczenia osobistej perspektywy i zajęcia stanowiska w sprawach najważniejszych. Coraz częściej odzywa się w wierszach Podsiadły potrzeba duchowości, realizująca się w zagarnianiu różnych porządków wiary, a jednocześnie opierająca się formom instytucjonalnym:
Częściowe odkupienie, ulga. Poza tym,
przecież wierzę. Wierzę w Mudrę Mądrości, wyciąg z gruczołu bobra
i korzeń arcydzięgla, wierzę w święte refreny
bhaktów i starowierów; dopóki nie widzę, wierzę.
Wzbogacenie rejestrów dotyczy także konstrukcji językowej. Podsiadło, od zawsze zdradzający predylekcję do językowych zabaw, z upodobaniem stosujący homonimy, anagramy czy akrostychy, zaczął zwracać się ku coraz bardziej kunsztownym formom, przypominającym pod względem wersyfikacyjnym utwory Barańczaka (klarownym przykładem jest zaopatrzona w motto z „Widokówki z tego świata”).
LIRYKA ROLI
Historycznoliteracka świadomość Podsiadły daje o sobie znać także w tekstach, w których porzuca on moment autobiograficzny i próbuje wtłoczyć osobistą perspektywę w wyimaginowane listy swoich literackich mistrzów (Hölderlin, Apollinaire, Thoreau, von Kleist). Dialog z przeszłością idzie ręka w rękę z dialogiem z teraźniejszością. W „Wierszu dla Andrzeja Sosnowskiego” Podsiadło zapowiadał swoją polemikę z twórcami poezji hermetycznej, w której stawiał się w roli obrońcy poezji sensu. W tym momencie, występując samotnie przeciw Sosnowskiemu, Sendeckiemu, Biedrzyckiemu, Wiedemannowi, Piórze czy Gutorowowi, odciął się zupełnie od tzw. środowiska.
KRA. I DALEJ
Jeśli punktem wyjścia całej twórczości Podsiadły było afirmatywne poezjowanie, to „Kra” jest jej punktem dojścia. Tym cienkim tonem rządzi pesymizm, poczucie śmiertelnego wyobcowania. Jakby nie czytać tytułu – czy jako skrawek lodu, czy jako złowrogie krakanie – nad całością unosi się końcowy wers jednego z wierszy: „Masz jeszcze jakąś rozpacz do opowiedzenia?”. To właśnie w „Krze” znajduje się najbardziej przejmujący wiersz Podsiadły – „Brother Death Blues”. „Wszystko się zmieniło” – mówi poeta w ostatnim wierszu z tego tomu. Ale już w tomie „Pod światło” – który paronimicznym tytułem zapowiada powrót do własnego, dobrze rozpoznawalnego stylu – Podsiadło pisze jak dawniej:
Jest zatem niebo nad nami, piękne i puste, trochę
rozbebeszone, jak po przejściu zwycięzców.
Znów je na pół sekundy przecina pionowa szrama.
I stary, zepsuty, liczony między tych, co zdradzili gwiazdy,
jak gdybym znowu odnalazł w sobie dawną muzykę,
gdy córka gryzipiórka wypowiedziała to zdanie,
to niemożliwe żądanie; i zgodziłem się na nie.
Fragment ten mógłby równie dobrze pochodzić z wcześniejszej o 20 lat „Arytmii”. A zatem powrót starego, dobrego Podsiadły? Ale dlaczego niby miałby wracać? Przecież tak naprawdę nigdzie nie odchodził. Po prostu my patrzyliśmy gdzie indziej.
GNIAZDO
Jest w tomie „Pod światło” świetny, króciutki wiersz:
Dopiero przed zimą widać,
gdzie który ptak miał gniazdo.
Wybór wierszy „Być może należało mówić” jest próbą odnalezienia poetyckiego gniazda Podsiadły. Nie należy jednak zapominać o tym, że jest to poeta, który swoją outsiderską i niepokorną postawę twórczą realizuje także poza tekstem. Dosłownie kilka dni temu Jacek Podsiadło zażądał usunięcia jego nazwiska z listy nominowanych do tytułu Opolanina dwudziestopięciolecia, plebiscytu organizowanego przez lokalny oddział „Gazety Wyborczej”. Powód? Obecność na tej liście polityków. „Protestowałem przeciwko umieszczeniu mojego nazwiska na tej liście. Bo gdy się nie protestuje, to ludzie mogą pomyśleć, że się z tym zgadzam” – tłumaczył.
Dunin-Wąsowicz i Varga nie wyjaśniają w „Parnasie Bis”, dlaczego Podsiadło kultowym poetą jest (był). „Być może należało mówić” tłumaczy to po części, pokazując poetę wiernego wypracowanej stylistyce. A plebiscytowa „odmowa współudziału” rozszerza definicję kultowości Podsiadły o ważną cechę – obowiązującą także w jego poezji – niezłomność ideałów.