Recenzja
Jest jeden Bóg
Z pewnością Bóg nie jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze. Co najwyżej może być stwórcą, inżynierem i administratorem mechanizmów wszechświata. José Saramago w swojej ostatniej przełożonej na polski powieści prócz prawd wiary nie zawaha się podważyć również dekalogu oraz wszelkich zasad, które nakazuje przestrzegać tak zwane boskie prawo. Prawo, które z Bogiem nie ma nic wspólnego.
Nie po raz pierwszy autor mierzy się z chrześcijańskimi wartościami. Po głośnej “Ewangelii według Jezusa”, za którą został wykluczony z grona kandydatów do Europejskiej Nagrody Literackiej, przyszedł czas na obrazoburczego “Kaina”, powieść, w której krytyce poddany został tym razem Stary Testament.
Cięty, kolokwialny, a często nawet wulgarny język buduje silny kontrast między przypowieścią, a sposobem jej przedstawienia. Siła wyrazu jest niezwykła, gdy historie starotestamentowe z nieodłącznym stylem biblijnym stają się częścią rzeczywistości obyczajowo, ale i językowo uwspółcześnionej. Saramago nie przebiera w środkach, za pomocą ironii i czarnego humoru nie waha się nazywać rzeczy po imieniu, by opowiedzieć dzisiejszym odbiorcom Biblii, jak sprawy miały się “naprawdę”. Mianowicie, Adam i Ewa to eksperyment dokonywany przez „nieodpowiedzialnego twórcę”, któremu „za grosz nie można zaufać”. Podróżujący w czasie i zagubiony w rzeczywistości Kain, naczelny boski krytyk, to przed wszystkim „wielki specjalista w kwestii wzwodów i wytrysków”. Izaak „oprócz tego, że był skurwysynem, był też wytrawnym kłamcą, gotowym oszukać każdego swoim wężowym językiem”. A zbrodnie i kazirodztwo są czymś „pospolitym i niewymagającym kary”. Pan stworzony przez noblistę to istota przerażająco ludzka, zarówno w swoim okrucieństwie, jak i całej naturze. Saramago zrzuca z piedestału wraz z Bogiem cały otaczający go patos. Dla autora nie ma świętości, ale przecież i dla tego, z którym mierzy się Kain takiej nie było.
Portugalski pisarz bawi się z czytelnikiem, nie tylko słowem, ale i formą. Dla tych, którzy nie spotkali się jeszcze z twórczością Saramago jego styl będzie wyzwaniem. Zdania wielokrotnie złożone pozbawione kropek, często przerywane tylko przecinkami i długie ciągi słów bez wyróżnionych dialogów czy wielkich liter w nazwach własnych zmuszają do kilkukrotnego zapoznania się z niezrozumiałymi początkowo fragmentami. Gra z odbiorcą na tym jednak się nie kończy, narrator bowiem jest w pełni świadom obecności publiki, a nawet zwraca się do niej bezpośrednio z prośbami, ostrzeżeniami i zapewnieniami o prawdziwości jego podania.
“Kain” przeskakuje po najważniejszych tematach biblijnych, by przedstawić zdemitologizowaną i subiektywną wersję starotestamentowych wydarzeń. Saramago w kpiący sposób obnaża absurd jednego z najważniejszych fundamentów ludzkości i kultury. Zdaje się przy tym całkiem dobrze bawić, opowiadając „historię ludzi”, czyli „historię ich niezrozumienia z bogiem”.