1 września 2014

Rusza się

Wszyscy kręcą, gdzie się człowiek nie obejrzy. Kręcą jak najęci.

header - poniedzialek ze springerem

O tak, czeka nas przyspieszenie. Jeśli wydawało Ci się, że Twoje życie pędzi, że nie nadążasz wrzucać najważniejszych wydarzeń ze swojego życia na Facebooka, jeśli nie dajesz rady sfotografować wszystkich swoich posiłków, by wrzucić je na Instagrama (bo doba ma niestety tylko 24 godziny), jeśli natłok powiadomień sprawia, że nie masz już czasu na życie poza fejsem… Jeśli to wszystko prawda, to zapnij pasy. Bo właśnie przyspieszamy.

 

Gdy kilkanaście lat temu zaczęły się pojawiać pierwsze ogólnodostępne aparaty cyfrowe fotograficzni puryści i ortodoksi wieszczyli, że oto nastaje zmierzch „prawdziwej” fotografii, a za chwilę to wręcz nastąpi koniec świata. Jak wiemy, nic takiego się nie wydarzyło, choć fotografia stała się jeszcze bardziej demokratyczna. Zalały nas miliardy bezwartościowych zdjęć, a serwisy społecznościowe tylko pomogły im zainfekować nasze głowy. Jak tu dziś nie powtórzyć wyświechtanej niemożebnie statystyki, że każdego dnia powstaje na świecie więcej zdjęć, niż ich zrobiono od czasu wynalezienia fotografii do upowszechnienia się fotografii cyfrowej. A może to chodziło o godzinę? Tak czy inaczej – apokalipsa się dokonała, wszyscy są cali i zdrowi. Bo oczywiście w tej całej masie zdjęć, powstaje też masa dobrych fotografii. Jednym z dobrodziejstw tej rewolucji jest bowiem przyspieszenie procesu uczenia się. Aby zobaczyć jaki efekt daje przymknięcie przysłony w obiektywie bądź wydłużenie czasu ekspozycji, nie trzeba już naświetlać całej rolki, biec do laboratorium, a potem czekać na wywołanie odbitek, zapominając w międzyczasie o które zdjęcia nam chodziło. Ja uczyłem się w ten sposób. Dziś wystarczy spojrzeć na ekran aparatu.

 

Oto jednak dzieje się na naszych oczach kolejna, nieco cichsza rewolucja. Zaczynamy kręcić. Pomyślałem sobie ostatnio, że fotografia przestała nam już chyba wystarczać, nagle okazało się bowiem, że wielu moich znajomych fotografów zajmuje się kręceniem filmów – dokumentalnych, reklamowych, fabularnych albo rodzinnych. Fotografia w ich działalności i budżetach zaczęła zajmować poślednie miejsce. Ja sam, zapisując się ostatnio na warsztaty dla fotografów dokumentalnych, dowiedziałem się od ich organizatorów, że jednym z zadań jakie będę musiał w ich trakcie zrealizować jest nakręcenie krótkiego filmu.

 

W 2011 roku w libijskiej Misracie zginął znakomity fotograf i filmowiec Tim Hetherington, laureat World Press Photo, ale też autor znakomitego filmu dokumentalnego „Restrepo”. Miesięcznik Press zapytał go kiedyś o to, po które z urządzeń sięga, gdy dzieje się coś ważnego – kamerę czy aparat. Hetherington odpowiedział bez wahania, że po kamerę, bo z filmu zawsze może wyciąć jedną z klatek i użyć jej jako klasycznego zdjęcia. Fotografii wykonanej aparatem już jednak nie ożywi. Ta brutalna prawda dziś jest jeszcze prawdziwsza, dziennikarz nie musi już bowiem wybierać – wiele doskonałych filmów dokumentalnych powstaje przy pomocy cyfrowych lustrzanek, zaopatrzonych w zaawansowane funkcje filmowe. Wystarczy wcisnąć odpowiedni przycisk.

 

Rzecz jednak dotyczy nie tylko świata profesjonalistów. Coraz częściej relacja z wycieczki z psem po lesie trafia dziś na YouTube’a zamiast na Picassę.

 

W ubiegłym tygodniu należący do Facebooka portal Instagram udostępnił bez rozgłosu, za to za darmo, aplikację Hyperlapse for Instagram, dzięki której filmowanie i wrzucanie krótkich klipów do sieci będzie jeszcze łatwiejsze. Program działa niezwykle prosto – nagrywamy film, a potem decydujemy, o ile przyspieszyć jego odtwarzanie. W ten sposób banalne ujęcie ulicy i snujących się po niej ludzi nabiera atrakcyjności – nagle wszyscy po niej pędzą, pojawiają się i znikają, zatrzymują na mikrosekundę przy sklepowych wystawach, a potem jak roboty ruszają dalej. Ach jaka piękna metafora życia w ciągłym pośpiechu – chciałoby się rzucić. Trzy kliknięcia i już nasze dzieło pęcznieje „lajkami”. Sam bawię się tymi filmami od kilku dni i nabawić się nie mogę. Takie to proste i przyjemne – bez mozolnej obróbki i ślęczenia godzinami przed komputerem.

 

 

Patrząc na jeden z wykonanych przez siebie filmów, zacząłem się jednak zastanawiać, skąd pomysł, że to przyspieszenie życia na ekranie może być dla odbiorcy tak atrakcyjne. Oczywiście, aplikacja daje nam możliwość spojrzenia na świat z innej perspektywy, jej użycie można by porównać do działania mikroskopu. Wystarczy spojrzeć i pozwolić się oczarować. Z drugiej jednak strony efekt oferowany przez program działa trochę jak filtry, którymi Instagram zainfekował świat fotografii kilka lat temu. Dzięki nim nawet najbardziej marne zdjęcie wydaje się „takie artystyczne” (uwielbiam to sformułowanie) i ładne. Teraz to samo dzieje się z filmem. Wystarczy użyć niewielkiego suwaczka na ekranie i nudna jak flaki z olejem sekwencja filmowa zaczyna nas uwodzić. Aplikacja ta, jak i wiele jej podobnych, to oczywiście tylko narzędzie w rękach człowieka. Od tego, czy użyje on przy okazji mózgu zależy, czy powstaną dzięki niej rzeczy wartościowe.. Tak czy inaczej, oto masowy odbiorca otrzymuje proste i łatwe w obsłudze narzędzie do kondensowania świata. Wkrótce stanie się ono pewnie także modne. Kiedyś tę funkcję pełnił aparat fotograficzny. Dziś okazuje się, że chyba przestał nam wystarczać. Będziemy więc kondensować – jedni pustkę, inni coś więcej. Efektów można spodziewać się wkrótce na naszych „wallach”.

 

Książki, o których pisał autor