Recenzja
Wniebowzięte. O stewardesach w PRL-u
Z okładki książki Anny Sulińskiej uśmiechają się do mnie dziewczyny, w dopasowanych mundurach, toczkach na głowach i białych rękawiczkach. Są nimi bohaterki książki Wniebowzięte. O stewardesach w PRL-u. Za chwilę wejdą na pokład samolotu i ruszą w kolejną podróż, a może dopiero co zeszły na płytę lotniska.
Za sprawą Wniebowziętych, nie tylko przenosimy się w czasie ale przede wszystkim poznajemy historię i kulisy pracy pierwszych polskich stewardes. W roku 1945 jest ich zaledwie sześć, a szefuje im Zofia Glińska sanitariuszka z Powstania Warszawskiego. Początki nie należały do najłatwiejszych, dziewczyny same organizowały prace, ustalały standardy. Kandydatkom na stewardesy stawiano wysokie wymagania. Wykształcenie, znajomość języków to za mało aby dołączyć do zespołu. Kandydatki musiały przejść szereg testów, rozmów kwalifikacyjnych, wykazać się inteligencją, empatią. Po zatrudnieniu przechodziły kurs na którym min. poznawały budowę samolotu, zasady nawigacji, podstawy meteorologii. W okresie PRL-u stewardesy należały do elity, pomimo niskich zarobków każda dziewczyna marzyła aby do nich dołączyć. Podróżują, zwiedzają świąt. Mogą robić zakupy w zachodnich sklepach. Zdobią okładki czasopism, są na plakatach. Zawsze uśmiechnięte, zadbane, modnie umalowane i uczesane, w uniformach szytych przez Modę Polską. Są na uprzywilejowanej pozycji, co wykorzystują nie tylko dla swoich korzyści. Poproszone o pomoc nigdy nie odmawiały. Często dokładając z własnej kieszeni kupowały na zachodzie leki, materiały dla zakładów krawieckich, albo oddawały swoje zakupy.
Dla większości zazdrosnych stewardesa to nie zawód, tylko zajęcie polegające na roznoszenie kanapek i uśmiechaniu się. Często nazywane podniebnymi kelnerkami czy modelkami. Nikt nie dostrzega chronicznego zmęczenia, problemów z pasażerami, służbami bezpieczeństwa, celnikami. O strachu o swoje życie mówią tylko najbliższym. Najtrudniejsze momenty przemilczają, bo jak powiedzieć, że nie chce się należeć do partii czy planuje się ucieczkę z kraju? Nie mówi się także o fali porwań samolotów, a winą za katastrofy lotnicze obarcza się załogę.
Wniebowzięte. O stewardesach w PRL-u Anny Sulińskiej to nie tylko historia pierwszych polskich stewardes ale również historia polskiego lotnictwa pasażerskiego oraz linii lotniczych LOT. Książka nie jest także pomnikiem, ale oddaniem należnego stewardesom miejsca w historii polskiego lotnictwa. Jak zauważa autorka, pomimo wielu wysiłków i poświęceń jakie wniebowzięte włożyły w pracę, trudno wśród muzealnych eksponatów tj. mundury pilotów czy uniformy nawigatorów oraz mechaników odnaleźć te należące do stewardes.
Sięgając po książkę z Wydawnictwa Czarne wiedziałam, że dobrze spędzę czas i nie będzie to czas zmarnowany. Polecam książkę nie tylko miłośnikom reportaży ale każdemu kto chciałby przenieść się w czasie, poczuć atmosferę PRL-u i poznać pierwsze podniebne dziewczyny.