26 marca 2014

„Babciu, zazdroszczę ci wojny”

Od kilku tygodni koleżanki i koledzy rozmawiają o Ukrainie i Rosji. Piszą posty na Facebooku. Ach, czego oni temu Putinowi nie zrobią! Ach, gdzie oni tych rosyjskich żołnierzy nie wyślą! Te wszystkie „gróźbki” (proszę nie mylić z relacjami poważnych korespondentów i realnym zaangażowaniem wielu osób) wypowiadane przy club-mate albo publikowane na portalach społecznościowych przypominają mi poszczekiwanie jamnika za płotem.

header - bylSobieCzlowiek_A

Ostatnio rozmawiałem o tej histerii z warszawską powstanką. Jesteśmy sąsiadami, ona ma piskliwego jamnika, czasem na siebie wpadamy na osiedlu. Powiedziała mi tak:

– Mój wnuk Tomek ma 24 lata i niedługo ukończy Politechnikę. Jest szansa, że będzie projektował urządzenia elektryczne. Bardzo mi na tym zależy. Tylko żeby mu ta jego apatia nie przeszkadzała. Wie pan, co on mi ostatnio powiedział? „Babciu, ja ci zazdroszczę Powstania. Ja też bym tak chciał – podziałać w istotnej sprawie”. Mówię panu, uderzyłam go w twarz i nie żałuję.

 

Czy jestem w błędzie, jeśli przypuszczam, że Tomek za dużo gra na komputerze? Czy jestem w błędzie, jeśli uważam, że to facebookowe „szczekanie” na Putina jest niczym innym jak odruchem stadnym, histerycznym kaprysem „podziałania w istotnej sprawie”?

 

Skutkiem ubocznym takiej wojenki przez szybę może być spadek realnego zaangażowania.

 

Z zaciekawieniem przyglądałem się relacjom telewizyjnym. Z niedowierzaniem słuchałem Piotra Kraśki, który na Majdanie dawał do zrozumienia, że być może znajduje się na linii strzału: „Tam, proszę państwa, jeszcze chwilę temu stali snajperzy”.

 

– Sprzeciw musi mieć stosowną formę – uważa moja sąsiadka – powstanka.

Skąd to nieznośne podniecenie (proszę nie mylić z zaangażowaniem), udzielające się niektórym z nas? Czy jest potrzebą przeżycia wspólnotowego, jeszcze płytszą niż ta, która zawiera się w zbitce słów „Nasza Borussia Dortmund”?

 

Dlaczego powstanka mówi o Ukrainie ze współczuciem, ale jednak powściągliwie, podczas gdy jej wnuk widzi siebie idącego na czołgi z parasolką?

 

Być może jedną z przyczyn jest niepewność. Nowa odmiana niepewności, o której pisał Bauman („Ponowoczesność jako źródło cierpień”): „Nie postrzega się jej już jako przykrości chwilowej, którą przy odpowiednim staraniu można będzie złagodzić lub nawet usunąć bez śladu. Świat ponowoczesny przymierza się do ewentualności życia z niepewnością na stałe; do warunków na zawsze już niepewnych, i to taką niepewnością, jakiej zredukować żadną miarą się nie da”.

 

– Wojna jest prosta – tłumaczył babci Tomek – Wiadomo kto z kim i przeciw komu.

 

Ja nie daję sobie prawa mówić o wojnie. Czytałem o niej w reportażach pani Krall, w opowiadaniach Borowskiego i we wspomnieniach Herlinga-Grudzińskiego. Szczególnie utkwiła mi w pamięci emocja, którą uchwycił francuski noblista Jean-Marie Gustave Le Clézio („Wojna”):

 

„Historia kota idioty.

To był bardzo głupi kot.

Pewnego dnia zasnął na balustradzie balkonu.

Potem się obudził. Ziewnął i przeciągnął się, więc stracił równowagę i spadł z trzeciego piętra.

Nigdy nie widziałam nic bardziej głupiego niż mina tego kota, kiedy zaczynał spadać”.

 

*

 

Był sobie człowiek, pseudonim „Mirosław”. Wyprowadził z Warszawy czterdziestu harcerzy. Rozbili obóz w Osiecku. Było to w lipcu 1944 roku.

– W sierpniu mieliśmy do niego żal: co ten „Mirosław” nam zrobił! Dlaczego on nas tu trzyma?! Inni walczą, a my lekcje odrabiamy, za kartoflami w pole chodzimy – opowiadał mi Wojciech Wolski, przewodniczący Stowarzyszenia Szare Szeregi.

 

Profesor Wolski ukończył po wojnie Politechnikę Warszawską. Jest wybitnym geotechnikiem, konsultantem obiektów geotechnicznych w Polsce, Iraku, Algierii, Tunezji, we Włoszech i na Cyprze. Wykładał gościnnie m.in. na Oxfordzie, na uniwersytetach we Włoszech, w Belgii, Finlandii, Szwecji, Danii, Boliwii, Nigerii i Kanadzie. Przez czterdzieści pięć lat uczył studentów w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Wielu z nich jest cenionymi specjalistami na świecie.

 

*

 

– Jak można pomóc Ukraińcom? – spytałem Anię, znajomą wolontariuszkę, która opatrywała ludzi z Majdanu, a teraz, na własny koszt, jedzie do Ługańska, zbierać relacje ludzi i pospierać się z pro-rosyjskim aktywistą, który oblepił miasto plakatami „Spasiba Putinu za mir”.

– O, jest wiele sposobów. Możesz popytać w Fundacji Edukacji dla Demokracji, w Komitecie Obywatelskim Solidarności z Ukrainą, w kościele grekokatolickim przy Miodowej, w Kolegium Europy Wschodniej, w Fundacji Solidarności Międzynarodowej. Są też ludzie, którzy oferują tymczasowe lokum. Tomasz Horobowski napisał krótki apel, chciał zebrać kilkoro wolontariuszy. Zgłosiło się ponad sześćset osób.

 

*

 

W sobotę spotkałem sąsiadkę:

– Co słychać u Tomka?

– Proszę pana, telefon mu ukradli. Dwóch łobuzów podeszło. Dołożę mu do nowego.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także