Artykuł
Tosiek
Lubię wracać do książek Korczaka. Szczególnie do „Jak kochać dzieci”, a już najbardziej do opisu korespondencji między ośmioletnim chłopcem z Domu Sierot a jego opiekunką.
„Ja bym chciał być stolarzem” – napisał chłopiec. – „Bo jak się będę szykował do podróży, to będę mógł zrobić skrzynię i do skrzyni położyć różne rzeczy i ubranie i jedzenie, i kupię szablę i strzelbę. Jeżeli dzikie zwierzęta napadną, to się będę bronił. Gorąco kocham Helę, ale nie ożenię się z dziewczynką z domu sierot”.
Opiekunka odpowiadała mu rzeczowo: „Hela też cię lubi, ale nie bardzo gorąco, bo jesteś łobuz. Dlaczego nie chcesz się ożenić z dziewczynką z naszego zakładu?”
„Bo się będę wstydził”.
Dalej wymieniali myśli. W pewnym momencie chłopiec zmienił zdanie: „Jak wrócę z podróży, to się ożenię. Proszę mi poradzić, czy ja się mam ożenić z Dorą, Helą, czy Manią? Bo nie wiem, kogo wziąć na żonę?”.
„Dora powiedziała, że jesteś smarkacz, Mania się nie zgadza, a Hela się śmiała”.
„Przecież ja nie prosiłem, żeby się pytać, tylko napisałem kogo kocham. Teraz się martwię i się wstydzę”.
„Jak one się nie wstydzą, to i ty się nie wstydź”.
Ot, czuła i być może warta jedynie wspomnienia korespondencja. W każdym razie nie byłaby nadzwyczajna, gdyby nie wyjaśnienie Korczaka: „Chłopiec miał lat dziewięć, opiekunka – dwanaście”.
Dwa miesiące temu dostałem wiadomość. Pewien mężczyzna z Białegostoku poprosił mnie o zaaranżowanie spotkania z bohaterem książki, nad którą pracuję. To był lapidarny, żeby nie powiedzieć – arogancki – komunikat. Nie napisał mi kim jest i dlaczego mu zależy na tym spotkaniu. Pomyślałem, że jest dziennikarzem. Dodam w tym miejscu, że mój bohater – pan Tosiek – znalazł domy zastępcze dla czterdzieściorga sierot. Było to wiosną 1973 roku. Miał wtedy jedenaście lat.
Ostatnio spędziłem z panem Tośkiem sporo czasu. Jest kierowcą tira i najłatwiej złapać go w trasie. Rozwoziliśmy po Polsce „Kroplę Beskidu”, a potem ogrodzenia, siatki i drzwi antywłamaniowe.
– Ja jestem tylko szoferem, ale ten facet od ogrodzeń to nowosądecki Carrington. On prywatnym helikopterem lata – westchnął Tosiek znad kierownicy. – Całą Unię Europejską ogradza!
Zatrzymywaliśmy się w Krakowie, we Wrocławiu i w Poznaniu – tam wciąż jest duże zapotrzebowanie na drzwi antywłamaniowe. W międzyczasie poznawałem język użytkowników CB radia: „Dyskoteka na siódmym słupku!”, „Przyczepności!”, „Zjedź na margines! Erka jedzie na bombach” – dlaczego kierowcy są milsi dla siebie przez CB radio niż przez szybę? Na południu Polski zapisywałem nazwy miejscowości, do których niebawem wrócę: Białawoda, Tęgoborze nad Dunajcem, Kurów. W Nowym Sączu na drodze w kierunku Krynicy mieszkają nietoperze, a na wysokości Witowic Dolnych znajduje się ujście rzeki Łososiny – i gdyby nie obecność drzew, to można by w pagórach Witowic dostrzec podobieństwo Wysp Owczych, do których coraz bardziej tęsknię.
W Nowym Sączu zrobiliśmy postój, czekaliśmy na dyspozycje. Pan Tosiek gotował wodę na kawę (niektórzy kierowcy parzą kawę na coli, bo taka mieszanka daje podobno mocniejszego kopa).
– Kacper, masz dla mnie jakiś ładunek? – spytał przez radio pan Tosiek.
– Pizda blada – odpowiedział dyspozytor, dwa razy młodszy od pana Tośka.
– Nie ma problemu, Kacper. Czekam.
Minęła godzina. Potem druga i trzecia.
– A może bym do Tylicza pojechał, Kacper?
– Nie.
– Nie ma problemu.
Minęły cztery godziny a my wciąż staliśmy z pustą naczepą. Pan Tosiek postukiwał palcami o kierownicę:
– Nie potrzebuję wiele, wiesz? Byleby webasto działało. Nagrzeję, bo mi już śmierć po plecach chodzi. I chcę jeszcze, żeby żona była zdrowa. Nic więcej. Jak miałem jedenaście lat, to odwagi mi nie brakowało. Co o mnie myślisz?
Po powrocie do domu sprawdziłem skrzynkę pocztową. Mężczyzna z Białegostoku ponaglał mnie w sprawie spotkania:
„Wyśle mi pan namiar na tego Tośka?”
„A w jakim celu?”
„Jestem jednym z tych dzieciaków. On mi życie odmienił”.