9 marca 2014

Człowiek z węgla o ludziach z węgla

„Chodząc z aparatem zawsze szukam ludzi, o których mógłbym opowiedzieć. Rzadko naciskam spust migawki, kiedy w kadrze nie widzę postaci”.

 

Tak pisze we wstępie do swojego albumu „Ludzie z węgla” śląski fotograf Arkadiusz Gola. „I chwała Bogu” – chciałoby mu się odpowiedzieć.

zdjęcie 1

Gola to na Śląsku ikona. Od dwudziestu pięciu lat wytrwale fotografuje przemiany, jakie dokonują się w tym umęczonym regionie. W 2010 roku efekt tej pracy opublikował w albumie „Ludzie z węgla” (wyd. Pro Futuro/ M Studio). Album dość szybko stał się białym krukiem. Trzy lata później ten sam materiał, wzbogacony o kilka nowych fotografii, został wydany w formie elektronicznej. Wystarczy tablet i dwadzieścia złotych, by zagłębić się w przejmującą opowieść o śląskiej transformacji. Dla miłośników klasycznego fotoreportażu to lektura absolutnie obowiązkowa.

 

Śląsk to region niezwykle fotogeniczny, ale jednocześnie szalenie dla fotografa wymagający. Pogmatwana historia, silna tradycja, przemysłowy (a później poprzemysłowy) krajobraz, ciężka praca i ekonomiczna zapaść po 1989 roku wytworzyły specyficzną dla tego miejsca ikonografię. Składają się na nią między innymi górniczy mundur, hałda, familok, szyb albo dymiący komin i spracowane dłonie, najlepiej na pierwszym planie. Stały zestaw wizualnych kodów budujących śląską tożsamość powinien ułatwiać pracującym tu fotografom pracę. Często dzieje się jednak inaczej. Fotografowanie Śląska dość łatwo może zakończyć się fotografowaniem utrwalonych stereotypów, a z tego nic dobrego wyjść nie może.

 

Ma też Śląsk swoją melancholię, lokalną odmianę Pamukowskiego hüzün, która jak zauważa wielu śląskich fotografów, wywiera silny wpływ na tamtejszą fotografię.

– To mieszanka nostalgii za tym co było, przywiązania do tradycji i rodziny, zdegradowanego krajobrazu, bliskości wynikającej z gęstości zaludnienia, poczucia krzywdy za bolesną transformację – mówił mi kilka lat temu sam Gola – plus te kopalniane szyby i kominy, nawet jeśli nieczynne, widoczne z każdego miejsca. To musi na człowieka działać – dodawał.

 

Na śląską melancholię składa się jednak jeszcze jeden element, który można by roboczo nazwać ekstremalnością. Wiele zjawisk takich jak degradacja krajobrazu, bieda, wiara, tradycja czy wykluczenie przybiera tam swoją skrajną formę. Na Śląsku ekstremalna jest praca, ekstremalny musi być też wypoczynek, o czym sam Gola opowiadał już wcześniej w doskonałym cyklu „Riwiera”. Na jego zdjęciach widzimy ludzi wypoczywających na kopalnianych hałdach i dzieci pluskające się beztrosko w opuszczonych basenach przeciwpożarowych czy zalanych wyrobiskach. Kilka z tych fotografii weszło do „Ludzi z węgla”.

 

Gola, Ślązak z urodzenia, zdaje sobie doskonale sprawę z tych wszystkich śląskich komplikacji. Po tamtejsze ikony sięga często, ale zawsze świadomie, umiejscawiając je w kontekście, który nadaje im nowych znaczeń i wymiarów. W tym działaniu nigdy nie idzie na skróty, posługiwanie się tu tak znaną wszystkim ikonografią Śląska u Goli jest zawsze środkiem, a nie celem samym w sobie. Melancholię swoich fotografii przełamuje natomiast często życzliwym humorem, rzadziej ironią, najczęściej zaś czułością i empatią wobec fotografowanych problemów. Jest przy tym genialnym obserwatorem. A węgiel na jego fotografiach jest osią, wzdłuż której rozpięte zostają wszystkie emocje.

 

Z kamienia musi mieć serce ten, kto nie wzruszy się choćby skrycie przy tych zdjęciach. Weźmy zdjęcie numer 89. Zabrze Makoszowy, rok 2012, a więc zaledwie chwilę temu. Pusta szosa, z jednej strony rząd niewielkich półciężarówek czekających pod kopalnią na załadunek. W tle majaczą wieże wyciągów szybowych. Na szosie wóz zaprzężony w dwa konie. Stoi, bo woźnica zeskoczył na drogę, by schylić się po bryłę węgla leżącą na asfalcie.

zdjęcie 3

Albo trochę wcześniej, kadr numer 57. Ruda Śląska Bielszowice, rok 2007. Kopalniana hałda po horyzont, a na środku mężczyzna z niewielkim wiaderkiem wyszukujący wśród skalnych odłamków mniejszych bryłek czarnego złota. Kawałek dalej zaś podobna sytuacja, podobne wiaderko, tyle, że pełne grzybów i człowiek nurkujący z poświęceniem pod niewielką choinkę. Mając z tyły głowy wszystkie inne zdjęcia Goli, czujemy, że w tym poświęceniu sporo jest desperacji, że grzybobranie nie jest formą zabicia czasu, a raczej sposobem na zarobek. Takim samym jak spacerowanie z wiaderkiem po hałdzie.

 zdjęcie 2

„Staram się robić dokument uczciwy i prawdziwy. Może trochę nostalgiczny, ale wynika to z tego, że moja rodzina żyje tu od pokoleń, przez co jestem tymi historiami wypełniony” – pisze jeszcze Arkadiusz Gola. Jakby usprawiedliwiał swoją fotograficzną wszechobecność. Fotografuje bowiem zawsze i wszędzie. Za górnikami rusza do kopalni, jest z nimi w łaźni po szychcie, jest w szpitalu, gdy zdarzy się wypadek. Jest też w ich domach, na podwórkach między ich dziećmi. Spędza z nimi weekendy i najważniejsze święta. „Ludzie z węgla” to dzieło monumentalne, opowieść totalna o miejscu i związanymi z nim ludziach. W każdym zdjęciu tego zestawu widać czas i wysiłek włożone w jego powstanie. To były 24 lata, być może najważniejsze dla tego regionu. Gola fotografuje dalej. I to jest wspaniała wiadomość.

 

Fotografie: Arkadiusz Gola / //www.arekgola.com/

 

Arkadiusz Gola „Ludzie z węgla”

wersja papierowa: Pro Futuro/ M Studio 2010

wersja elektroniczna: 5shots / www.5shotsmagazine.com 2013

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także