Felieton
Być jak Todd Hido
Światła w mroku. Jakieś zagubione w przestrzeni osady, samotnie stojące domy. Zmierzchanie. Różnobarwne poświaty sączące się z okien. Zabójcza tęsknota za nie wiadomo czym. Powolne pławienie się w tym wyobcowaniu. Śnieg, deszcz, rzadko słońce. Patrzenie i myślenie. Fotografowanie.
Oglądanie fotografii Todda Hido to przeżycie wręcz mistyczne. Zwłaszcza tych, które wykonał błąkając się po kalifornijskich pustkowiach. Pisałem o nich już jakiś czas temu TUTAJ, teraz nadarza się okazja by napisać coś więcej. Hido używa aparatu fotograficznego jak malarz pędzla. Fotografowaną rzeczywistość wykorzystuje by opowiadać o sobie. Zabiera odbiorców w świat zbudowany z melancholii i ciszy. Jego zdjęcia są przyjemnie odrealnione, wyrwane z kontekstu, poetyckie, metaforyczne. Nie noszą w sobie dokumentalnej intencji, w tym sensie są niepotrzebne, ale jednocześnie mają w sobie tyle piękna, że stają się absolutnie niezbędne.
Fotografia Todda Hido urzeka tym bardziej, że nie wydaje się być dość prosta do wykonania. Nie ma tu ani spektakularnej scenerii wymagającej dalekich podróży, nie ma fotograficznej technologii, która zniechęcałaby początkujących. Jest jednak chirurgiczna precyzja, obecna w działaniu ale dająca efekt wystudiowanej (teraz to wiemy) niedbałości. Zwłaszcza w cyklu Road Divided Todd Hido fotografując przez mokrą szybę samochodu sprawia wrażenie, jakby zdjęcia robił przy okazji i od niechcenia. Jest jednak zupełnie inaczej.
Dowiadujemy się tego ze wspaniałej książeczki „Todd Hido on Landscapes, Interiors and the Nude” wydanej w serii The Photography Workshop przez Aperture. Składa się ona z kilkudziesięciu fotografii Todda Hido, które zostały opatrzone autorskimi komentarzami. Wysłuchał ich, a potem spisał Gregory Halpern, uczeń Todda Hido. Ta niewielka z pozoru publikacja daje wgląd do niemal całej fotograficznej kuchni fotografa. Mówi on tu o motywach jakie kierowały nim przy wykonywaniu poszczególnych zdjęć oraz o procedurze dochodzenia do odpowiedniego kadru i atmosfery budującej moc jego zdjęć. Z jego słów wynika jasno, że każda niemal rozmyta plama i każdy świetlny refleks to starannie wypracowana sytuacja, w której nie ma miejsca na przypadkowość. Hido odsłania się tutaj na tyle, że pokazuje nawet kolejne ujęcia poprzedzające TO konkretne, publikowane później w albumie czy prezentowane na wystawach. Mało który fotograf jest gotowy na aż taką nagość.
W książce omówione są nie tylko krajobrazowe fotografie z cyklu Road Divided, ale także zdjęcia pogrążonych w mroku domów z serii House Hunting czy portrety kobiet z książki „Between the two”. Wszystkie objaśnione w prosty i klarowny sposób. Proces twórczy zostaje tu rozbity na części pierwsze – jasno zdefiniowane są tu momenty, którymi rządzi intuicja i te, w których nie ma na nią miejsca. Co jednak najciekawsze, książkę tę czyta się jak wspaniały, pełen anegdot dziennik z podróży do krain starannie wykreowanych przez Todda Hido. Każda kolejna strona przynosi nowe zaskoczenia i oczarowania, nie tylko te związane z obrazem. Gdy docieramy do końca mamy ochotę wszystko powtórzyć raz jeszcze. Ale to akurat w przypadku twórczości Todda Hido normalne.