Felieton
Kolejny etap
W najnowszym numerze „Herito” polska dyskusja o powojennym modernizmie zostaje osadzona na środkowoeuropejskim tle.
Otóż okazuje się, że nie byliśmy wyspą. Jest to odkrycie nieco późne, dobrze jednak, że w ogóle nastąpiło. Nie wchodząc w jakieś historyczne detale można powiedzieć, że polska publiczna dyskusja o powojennym modernizmie rozpoczęła się gdzieś około roku 2006 kiedy to Paweł Giergoń rozkręcił w Warszawie falę protestów i apeli przeciwko burzeniu Supersamu na Placu Unii Lubelskiej.
Od tamtego czasu sporo się wydarzyło, zniknęło kilka kolejnych, bezcennych zabytków tej epoki ale modernizm na stałe zadomowił się już chyba w debacie. Każde kolejne wyburzenie czy choćby ingerencja architektoniczna w istniejącym obiekcie, takim choćby jak warszawski Smyk, sprawia, że oczy dziennikarzy, pasjonatów i miejskich aktywistów skupiają się na rękach inwestora. To oczywiście nie znaczy, że ten zamiera ze strachu. Jeśli ma wystarczająco dużo pieniędzy może z takim budynkiem nadal zrobić właściwie wszystko. Publiczna atencja sprawia jednak, że nie jest mu już tak łatwo jak w latach dziewięćdziesiątych. Upraszczając – dziś inwestor musi mieć naprawdę dużo pieniędzy i grubą skórę by pozwolić sobie na całkowitą arogancję wobec takich obiektów. Oczywiście tacy ciągle się znajdują, można mieć jednak nadzieję, że będzie ich coraz mniej.
Dyskusja o tych budynkach w Polsce przeszła swoje naturalne fazy – najpierw musieliśmy przekonać samych siebie, że tkwi w nich jakakolwiek historyczna i architektoniczna wartość. Jakoś się to udało choć nieprzekonanych nadal jest cała rzesza. Potem trzeba było się rozejrzeć co rzeczywiście w kraju mamy i czy wszystko wymaga ochrony. Dalej sprawą najpilniejszą stały się kwestie samej ochrony – jej form prawnych i technicznych. Konieczne stało się też znalezienie odpowiedzi, czy chronić trzeba wszystko. W między czasie modernizm stał się modny, hipsterski, wzięty. Rzecz jasna daleka jeszcze droga do tego by w Polsce zapanował powszechny konsensus, że obiekty te są dobrami kultury. Jednak wszystkie powyższe etapy już rozpoczęliśmy, zadaliśmy niezbędne pytania, ciągle szukamy odpowiedzi i można mieć nadzieję, że w końcu ją znajdziemy.
W uzasadnianiu wartości, w tych niekończących się dyskusjach i debatach zwykliśmy używać odniesień do krajów mitycznego Zachodu. Chcieliśmy w ten sposób umiejscowić polską socarchitekturę na mapie „cywilizowanej” Europy. Udawało nam się to z lepszym lub gorszym skutkiem. Lata siermięgi sprawiły, że niewiele mamy tak naprawdę obiektów, które dorównują światowym czy europejskim realizacjom. Co gorsze kilka z tych, które w tym konkursie mogły startować skutecznie sobie wyburzyliśmy. To porównanie z Zachodem miało jednak przekonywać nieprzekonanych.
W tej walce, często gorączkowej, zapomnieliśmy się rozglądać dookoła siebie. Patrzeliśmy na Francję, Niemcy, Skandynawię. Zaglądaliśmy do Brasilii Niemayera i Chandigarhu Le Corbusiera, ale zielonego pojęcia nie mieliśmy co się działo w tym temacie u naszych najbliższych sąsiadów. Bo niby co się mogło dziać? W najlepszym wypadku to samo co u nas?
Okazuje się, że rzeczywistość była bardziej złożona. Jej niuanse wyjaśnia właśnie najnowszy numer kwartalnika „Herito”. Polski modernizm powojenny zostaje tu osadzony nie na zachodnim, ale na środkowoeuropejskim tle. W kolejnych, znakomitych tekstach poznajemy tu nazwiska architektów, którzy tworzyli w Czechosłowacji, na Węgrzech czy w Jugosławii. Poznajemy szalonego w swym realizacyjnym rozmachu Bogdana Bogdanovica, który znalazł sobie niezwykłą niszę i przez całe lata budował osadzone w krajobrazie obiekty upamiętniające jugosłowiańskich antyfaszystów. Dowiadujemy się o słowackiej grupie architektonicznej VAL, której rozmach, wizjonerstwo i utopijność sprawiają, że nasz Oskar Hansen wydaje się być całkiem logicznym i racjonalnym człowiekiem, który twardo stąpa po ziemi. Takich odkryć jest tu jeszcze kilka. Obok nich znalazło się miejsce dla tekstów poświęconych architektonicznym przemianom polskich miast – Tychów, Katowic czy Warszawy. Jest też przegląd wydawnictw poświęconych tematyce modernizmu ukazujących się u naszych najbliższych sąsiadów. W Polsce wydaje się na ten temat ogromnie dużo, być może najwięcej w regionie, jednak to nie znaczy, że nie powinniśmy podglądać jak do tej tematyki podchodzą autorzy z całego regionu.
Co jednak cieszy szczególnie, jest nowe „Herito” także ucztą wizualną. Kolejne teksty zobrazowane są wspaniale osadzonymi fotografiami i szkicami. Weźmy chociaż cykl zdjęć Herthy Hurnaus wykorzystany do zilustrowania tekstu poświęconego Słowacji (//www.eastmodern.com ). To najwyższej próby fotografia architektoniczna, która tutaj stanowi osobną, autonomiczną część opowieści o tych budynkach.
Trzysta dwadzieścia stron lektury nowego „Herito” zostawia czytelnika z wrażeniem, że oto być może rozpoczyna się nowy etap w polskim myśleniu o powojennej modernie. Po latach rzezi i gorączkowej krzątaniny, by ocalić co się da trzeba nieco zwolnić i rozpocząć rzeczową, systematyczną pracę. To co mamy warto osadzić w kontekstach nam najbliższych, a dopiero potem porozglądać się szerzej. ”Herito” zaczęło, teraz czas na innych. Wątków z pewnością wystarczy dla wszystkich.