15 marca 2013

Polska reporterska

„Polskich szkół” mieliśmy w ostatnich dekadach wiele – obok reportażu była chociażby „polska szkoła filmowa” czy „polska szkoła plakatu”, do których dziś wzdychamy z tęsknotą i rozrzewnieniem. Reportaż zaś, pomimo przemian obyczajowych, społecznych i politycznych, pozostaje wciąż na wysokim poziomie. Niedawno wznowione teksty Małgorzaty Szejnert (“My, właściciele Teksasu”) są równie doskonałe, co najnowsze książki tej autorki. Co powoduje, że polski reportaż wciąż trzyma się mocno? Dlaczego od lat to, co najlepsze w polskiej twórczości literackiej, nieodmiennie kojarzy się z literaturą faktu? Być może to specyfika narodowa – Skandynawowie mają kryminały, Polacy mają reportaże? Co się jednak za tym kraje? Ciekawość świata, wyjątkowa dociekliwość, otwarcie na innych, empatia? Za odpowiedź niech posłuży subiektywny miniprzewodnik po dziesiątce najważniejszych polskich reporterów ubiegłego wieku. Kolejność chronologiczna.

 

Melchior Wańkowicz

 

Historia (w tym także historia literatury) bywa czasami okrutna, czego przykładem jest choćby Melchior Wańkowicz. Ten świetny pisarz w zbiorowej świadomości pozostaje przede wszystkim autorem hasła reklamowego „Cukier krzepi”. I choć Wańkowicza pamięta się raczej właśnie jako pierwszego polskiego copywritera, to jest on przede wszystkim ojcem polskiego reportażu. Jego pierwszą w pełni reporterską książką była relacja z podróży do Meksyku („W kościołach Meksyku” z 1927). Jeszcze w okresie międzywojennym Wańkowicz opublikował jedną ze swoich najważniejszych książek, czyli „Na tropach Smętka” – reportaż z podróży po Prusach Wschodnich. Książka, będąca obrazem życia mniejszości polskiej na terenach dzisiejszej Warmii i Mazur, spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem w kraju, w Niemczech wzbudziła natomiast protesty. Po wybuchu wojny Wańkowicz stał się z jej powodu osobą poszukiwaną przez Gestapo. Uciekł do Rumunii, gdzie napisał jedną z pierwszych relacji o wrześniu 1939, „Te pierwsze walki”. Później, wraz z żołnierzami II Korpusu Polskiego przemierzył szlak bojowy Cypr-Palestyna-Irak-Iran-Syria-Liban. Z armią Andersa trafił do Włoch, gdzie wziął udział w bitwie o Monte Cassino. Jej efektem był monumentalny, trzytomowy reportaż „Bitwa o Monte Cassino”. Po wojnie Wańkowicz pozostał na emigracji, najpierw w Wielkiej Brytanii, potem w USA, gdzie napisał „Ziele na kraterze”, wspomnieniową książkę, która na długo pozostała jednym z ważniejszych literackich opisów powstania warszawskiego (co ciekawe – Wańkowicz pisał ją opierając się wyłącznie na relacjach z drugiej ręki). Twórczość Wańkowicza, charakteryzująca się afirmacją życia, często miesza reporterskie zacięcie z fabularyzacją. Ogromną zaletą jego książek jest ich język – elegancki, bogaty, a przy tym wykorzystujący całą paletę wyrażeń gwarowych oraz wprowadzający liczne neologizmy.

 

Arkady Fiedler

 

Dziś to nazwisko nie wzbudza już takiego entuzjazmu jak kiedyś, ale dla wielu pokoleń Polaków Arkady Fiedler był tym, który wprowadził do szarej polskiej rzeczywistości powiew egzotycznego świata. Jego książki były biblią dla tych, którzy marzyli o podróżach po całym świecie. Sprawozdania z wypraw do Amazonii („Ryby śpiewają w Ukajali”), Kanady („Kanada pachnąca żywicą”) czy na Madagaskar („Wyspa kochających lemurów”) przez wiele dekad pozostawały tym, czym dla dzisiejszych zwolenników awanturniczych przygód i dzikiej podróży jest National Geographic. O swoistej kultowości Fiedlera w pełni zaświadcza statystyka – autor ten odbył w swoim życiu 30 wypraw i podróży, napisał 32 książki, które ukazały się w 23 językach w przeszło 10-milionowym nakładzie. Jego największym bestsellerem nie jest jednak żadna z książek podróżniczych, lecz „Dywizjon 303”, opowieść o udziale Polaków w powietrznej Bitwie o Anglię przez wiele lat pozostająca w kanonie lektur szkolnych. Książka, jakkolwiek ważna (pisana była na zamówienie generała Władysława Sikorskiego jako tworzony na gorąco utwór „ku pokrzepieniu serc”), wykorzystywana była przez peerelowską politykę kulturalną – obok „Czterech pancernych i psa” i „Stawki większej niż życie” – jako narzędzie antyniemieckiej propagandy.

 

Józef Mackiewicz

 

Józef Mackiewicz jest przykładem pisarza, który mimo tego, iż opublikował kilkadziesiąt książek o dużej rozpiętości gatunkowej (reportaże, eseje, powieści, opowiadania, a nawet sztukę teatralną), kojarzony jest z jednym tematem, a nawet – z jedną książką. Na dodatek jest to książka, która w języku polskim opublikowana została dopiero w roku 1997, niemal pół wieku od jej pierwszego wydania w języku niemieckim i dwanaście lat po śmierci pisarza. Ta książka to „Katyń. Sprawa bez sądu i kary”, pierwsza relacja o dokonanych przez Sowietów masowych morderstwach na polskich oficerach. Mackiewicz znalazł się w Katyniu w maju 1943, tuż po odkryciu przez Niemców grobów polskich żołnierzy. Przebywał tam na zaproszenie strony niemieckiej i za zgodą polskich władz podziemnych jako obserwator ekshumacji zwłok. Po powrocie z Katynia udzielił „Gońcowi Codziennemu” wywiadu zatytułowanego „Widziałem na własne oczy”, za który PPR wydała na niego wyrok śmierci. W styczniu 1945 roku Mackiewicz wyjechał do Rzymu, gdzie opublikował, z przedmową generała Andersa, „Zbrodnię katyńską w świetle dokumentów”. Była to pierwotna wersja reportażu „Katyń. Zbrodnia bez sądu i kary”, której szwajcarskie wydanie w roku 1949 było pierwszym świadectwem o ukrywanej przez Rosjan zbrodni. Kolejne, opublikowane w latach 50., tłumaczenia tej książki (na język angielski, francuski, włoski i hiszpański) pozwoliły zachodniej opinii publicznej poznać prawdę o tych tragicznych wydarzeniach. Zaciekle antykomunistyczne i bezkompromisowe w dążeniu do prawdy pisarstwo Mackiewicza najlepiej oddaje cytat „Jedynie prawda jest ciekawa” (jest to także tytuł filmu dokumentalnego o autorze „Kontry”).

 

Ksawery Pruszyński

 

Pruszyński był człowiekiem walczącym – w każdym z możliwych znaczeń tego słowa. Już podczas studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim dał się poznać jako piłsudczyk, zwolennik konserwatyzmu i zaciekły przeciwnik endecji. Pasja polityczna powoli jednak ustępowała zainteresowaniom dziennikarskim – reporterskie teksty Pruszyńskiego pozostawały wszak w kręgu polityki i historii. Debiutancka książka o znamiennym tytule „Sarajewo 1914, Szanghaj 1932, Gdańsk 193?” w profetyczny sposób prognozowała, że walka o Gdańsk stanie się zarzewiem wojny o co najmniej europejskim zasięgu. Dynamiczna narracja i oszczędny, klarowny język, przy pomocy których Pruszyński opisywał zarówno polską („Podróż po Polsce”), jak również zagraniczną rzeczywistość („Palestyna po raz trzeci”, „W czerwonej Hiszpanii”), przysporzyły mu miana twórcy polskiej szkoły reportażu. Wzorowali się na nim Ryszard Kapuściński i Hanna Krall. Swoje przeżycia wojenne Pruszyński opisał w książce „Droga wiodła przez Narvik”. Po powrocie do kraju szybko zaczął robić karierę dyplomatyczną (był radcą ambasady polskiej w Waszyngtonie oraz ambasadorem w Holandii), poświęcając się jednocześnie dalszej pracy dziennikarskiej. Jednakże ostre pióro Pruszyńskiego oraz jego bezkompromisowy charakter stawały się dla aparatczyków stalinizmu coraz bardziej niewygodne. Dlatego też nagła śmierć autora „Trzynastu opowieści” w wypadku samochodowym w Niemczech, stała się dla różnych środowisk przyczynkiem do snucia teorii spiskowych – jedni widzieli w niej efekt działania Urzędu Bezpieczeństwa, inni obwiniali o nią rząd emigracyjny w Londynie.

 

Ryszard Kapuściński

 

Cesarz polskiego reportażu wsławił się nie tylko „Cesarzem”, ale całą listą książek, które zrewolucjonizowały myślenie o tym gatunku. Twórca o renomie światowej, przez wiele lat wymieniany jako kandydat do literackiej nagrody Nobla. U Kapuścińskiego imponuje przede wszystkim rozległość zainteresowań, połączona z umiejętnością znajdowania intrygujących tematów. Tutaj w sukurs pisarzowi przyszedł wiek XX z całą jego okrutną historią, którą Kapuściński relacjonował na żywo, opisując wojnę domową w Angoli, walki partyzanckie w Ameryce Łacińskiej, upadek Haile Sellasiego w Etiopii, irańskie rewolucje, czy upadek Związku Radzieckiego. Dogłębna znajomość realiów, sensualność doświadczeń oraz niezwykła wrażliwość na ludzi sprawiają, że „Szachinszach”, „Wojna futbolowa” czy „Imperium” stały się pozycjami klasycznymi. Niezwykle ważne jest przy tym, że reportaże Kapuścińskiego, wychodząc od szczegółów, dążyły do syntezy, a przy tym pozostawały czymś znacznie więcej niż tylko doraźnymi relacjami. Czy bowiem „Cesarz” jest książką o obaleniu etiopskiego monarchy? Tak, ale jest również, a może przede wszystkim, przypowieścią o władzy. Ta wielowarstwowość i metaforyczność cechuje całą twórczość Kapuścińskiego, która nierzadko posiada jeszcze dodatkowe znaczenia – chodzi o zaplecze kulturowe jego utworów. Prowadził on bowiem autorską narrację, wplatając nie tylko relacje bohaterów współczesnych, lecz także sięgając po teksty historyczne i literackie. Tę wielość języków najwyraźniej widać w jego ostatniej, ciążącej ku autobiograficznemu esejowi książce, czyli „Podróżach z Herodotem”, gdzie „Dzieje” Herodota są niejako przewodnikiem dla współczesnego podróżnika-reportera. Niezwykle uporządkowana mozaika stylów, narracji, języków i zróżnicowany ogląd świata powodują, że Kapuścińskiego – w odróżnieniu od wielu jego kolegów po piórze – nie można nazwać „jedynie” reporterem. Ryszard Kapuściński był przede wszystkim wielkim pisarzem.

 

Hanna Krall

 

Hanna Krall jest autorką pochodzenia żydowskiego, co zdeterminowało jej twórczość, w znacznej mierze poświęconą właśnie tematyce żydowskiej. Można to zauważyć już w drugiej książce Hanny Krall, która jednocześnie stała się jej najgłośniejszym dziełem. „Zdążyć przed Panem Bogiem” (1977) to autorski zapis rozmów przeprowadzonych z Markiem Edelmanem, lekarzem i ostatnim żyjącym dowódcą powstania w getcie warszawskim. Autorka zastosowała w tej książce innowacyjną technikę współistnienia dwóch planów czasowych, historycznego i współczesnego, które dodatkowo wzbogacone zostały o przeplatające się ze sobą wątki dotyczące postaci i wydarzeń autentycznych oraz elementów fikcyjnych. Podobne zabiegi Krall stosuje także w swoich powieściach, co może utrudniać podział jej twórczości na wyraziste gatunki – można wręcz powiedzieć, że jej reportaże są powieściowe, a powieści reportażowe. Książki „Hipnoza” oraz „Taniec na cudzym weselu”, reportaże drukowane uprzednio w prasie, m.in. w „Gazecie Wyborczej” również eksplorowały wątki żydowskie. Krall mówi w sposób klarowny i oszczędny, a zarazem zahaczający o metafizykę, o brzemiennym w skutki splocie ludzkich losów i próbie jasnego określenia własnej tożsamości w trudnych latach wojennych i powojennych. Jednocześnie nie ukrywa burzących narrację elementów autotematycznych, jak choćby odautorskich komentarzy czy uwag o warsztacie pisarskim. To nieustanne balansowanie między fikcją a dokumentem, między osobistym zaangażowaniem a zdystansowanym stylem opowieści, wreszcie między surowym i demonstrującym własną konstrukcję reportażem a metafizycznym oddechem, zaświadcza o oryginalności dzieła Hanny Krall.

 

Małgorzata Szejnert

 

Swoje pierwsze reportaże Małgorzata Szejnert zaczęła publikować pod koniec lat 60. Choć jej książkowy debiut – „Borowiki przy ternpajku” z roku 1972 – jest obrazem Ameryki, Szejnert pozostawała przez lata jedną z najczujniejszych obserwatorek polskiego życia. Przekonują o tym przede wszystkim reportaże z książek „Ulica z latarnią” (1977) oraz „I niespokojnie, tu i tam” (1980). Wybór tekstów z obu tych tomów ukazał się właśnie nakładem wydawnictwa Znak pod tytułem „My, właściciele Teksasu. Reportaże z PRL-u”. To przenikliwy obraz minionej epoki, widzianej poprzez pryzmat mikroobserwacji, znaczących scenek z udziałem zarówno uczciwych budowniczych PRL-u (sklepowe z Supersamu, robotnicy z Ursusa), jak i budzących zazdrość prywaciarzy, budujących fortuny na miarę gierkowskiej rzeczywistości. O ile w reportażach tych jest i straszno, i śmieszno, o tyle w odwołujących się do wydarzeń politycznych tekstach Szejnert z lat 80. (wydawanych programowo w pismach i oficynach opozycyjnych) jest już wyłącznie straszno. W książce “Szczecin: Grudzień-Sierpień-Grudzień” (napisanej wspólnie z Tomaszem Zalewskim) opisywała robotnicze strajki na wybrzeżu, zaś w „Śród żywych duchów” upominała się o prawdę o więźniach politycznych. Po siedemnastoletniej przerwie, w czasie której poświęciła się m.in. współtworzeniu „Gazety Wyborczej”, gdzie szefowała działowi reportażu, powróciła do pisania w roku 2007 głośnym „Czarnym ogrodem”, opowieścią o historii Giszowca i Nikiszowca, robotniczych dzielnic Katowic. W dwu ostatnich książkach Szejnert z podobną dziennikarską brawurą i zapałem rzuciła się do opisu miejsc znacznie od Polski odległych – w „Wyspie kluczu” portretuje Ellis Island, niewielką wyspę u wybrzeży Nowego Jorku, która między końcem XIX i połową XX wieku była dla rzesz imigrantów bramą do amerykańskiego raju, zaś w „Domu żółwia. Zanzibar” opisuje niezwykłą historię tego afrykańskiego państwa.

 

Barbara N. Łopieńska

 

Dziennikarka znana ze swoich przenikliwych wywiadów – opublikowała m.in. zbiór rozmów z pisarzami, publicystami i naukowcami („Męka twórcza”), wywiad-rzekę z Pawłem Hertzem („Sposób życia”) oraz tom „Książki i ludzie”, czyli rozmowy o domowych bibliotekach polskich intelektualistów. Jednak głównym polem jej zainteresowań pozostawał reportaż. W roku 1980 opublikowała książkę „Łapa w łapę”, która pozostaje dziełem kultowym ze względu na zastosowaną w niej technikę twórczą. Na pierwszy rzut oka zbiór ten zawiera świetne socjologicznie obserwacje PRL-owskiej rzeczywistości, co już samo w sobie czyni zeń pozycję ze wszech miar godną polecenia. Najważniejsze jest tu jednak to, co pozostaje niedopowiedziane. Łopieńska była bowiem, jak zgrabnie ujął to Mariusz Szczygieł, mistrzynią w tym, co pisała, ale jednocześnie w tym, czego nie napisała. Przedstawiając w tytułowym tekście cyrkową tresurę tygrysów, w istocie dawała nie tyle reportaż o kulisach cyrkowego życia, ile metaforycznie ilustrowała system komunistycznej opresji. Pozostaje niewiadomą, jak ówczesna cenzura, w tamtych latach wyjątkowo czujna, nie zdołała zauważyć, że tygrysami są tutaj przeciętni obywatele, a ich treserami przedstawiciele władzy. W swoich reportażach Łopieńska stosowała technikę podobną do strategii wielu filmowców i pisarzy tamtego czasu – szkoliła się w sztuce uniku, kamuflażu, pisania między wierszami. Do dziś teksty ze zbioru „Łapa w łapę” nie straciły nic ze swojej wyrazistości – pozostają mistrzowskim obrazem realiów Polski sprzed trzech-czterech dekad, a jednocześnie prezentują sposób ówczesnej walki z cenzurą, rzecz dla dzisiejszych reporterów – na szczęście – bez znaczenia.

 

Wojciech Jagielski

 

Najwybitniejszy, obok Pruszyńskiego, polski reporter-korespondent wojenny. Swoją karierę zaczynał jako dziennikarz Polskiej Agencji Prasowej, przez 21 lat był redaktorem „Gazety Wyborczej”. Zajmuje się przede wszystkim problematyką krajów afrykańskich i środkowoazjatyckich oraz Zakaukazia. Wydał pięć książek – „Dobre miejsce do umierania” (o Kaukazie i Zakaukaziu), „Modlitwę o deszcz” (o Afganistanie), „Wieże z kamienia” (o Czeczenii), „Nocnych wędrowców” (o Ugandzie) oraz „Wypalanie traw” (o RPA). Jest uczniem Ryszarda Kapuścińskiego, który napisał wstęp do jego debiutanckiej książki, podkreślając, że młody reporter udanie „pokazuje wszystkie kontrasty, absurdy i dramaty historii współczesnej”. Za każdą z książek Jagielskiego stoi jego długotrwały pobyt w opisywanym kraju. W swoich wojennych reportażach unika opisywania krwawych scen (taką praktykę dziennikarską nazywa pornografią), zawsze stara się przedstawić racje każdej ze stron konfliktu, przytacza rozmowy z przywódcami, politykami, żołnierzami oraz zwykłymi ludźmi – bazując na nich buduje swoje reporterskie narracje, które równie dobrze można by nazwać metaforycznymi powieściami faktu.

 

Doskonałym dopełnieniem twórczości Wojciecha Jagielskiego jest opublikowana niedawno książka jego żony Grażyny. „Miłość z kamienia” pozwala spojrzeć na pracę reportera – zwłaszcza korespondenta wojennego – od zupełnie innej, bo osobistej strony. Grażyna Jagielska opisuje swoje traumatyczne przeżycia związane z nieodłącznym strachem o męża, pokazując, że obecność reportera na froncie i jego nieobecność w domu to porównywalne, równie stresujące przeżycia.

 

Mariusz Szczygieł

 

Mariusz Szczygieł to swoisty doktor Jekyll i pan Hyde. Swoisty, bowiem ma trzy twarze. Twarz pierwszą (a chronologicznie drugą) poznały pod koniec ubiegłego wieku miliony telewidzów śledzących z zapartym tchem polsatowski talk-show „Na każdy temat”, w którym grzeczny i cherubinkowaty Mariusz Szczygieł zadawał absurdalne pytania i pięknie się dziwił (wszyscy pamiętamy jego „Naprawdę?!”) jeszcze bardziej absurdalnym odpowiedziom. Zanim jednak Szczygieł został dziennikarzem telewizyjnym, dał się poznać jako dziennikarz prasowy (twarz druga, czyli pierwsza) – najpierw w „Na Przełaj”, później w „Gazecie Wyborczej”, gdzie podejmował drażliwe tematy (jako jeden z pierwszych, jeszcze w pruderyjnych latach 80., pisał o homoseksualizmie). I wreszcie twarz trzecia, najlepiej chyba znana, która przyniosła mu międzynarodową sławę, to twarz czechofila. Czechofila, który zdekonstruował mit Czechów jako szczęśliwej, szwejkowskiej i piwem płynącej krainy. Nie rezygnując z typowej dla naszych południowych sąsiadów anegdoty i ironii, pokazał trudne, drażliwe i głęboko skrywane tajemnice czeskiej historii i współczesności. W „Gottlandzie” pisał m.in. o kolaborantce Lídzie Barrovej, siostrzenicy Franza Kafki, która wypożyczała rodzinne nazwisko, czy o Tomášu Bacie, producencie butów, który stworzył podwaliny dla dzisiejszych bezdusznych korporacji. Z kolei w „Zrób sobie raj” Szczygieł opowiadał o współczesnym czeskim ateizmie.

 

Mariusz Szczygieł przez lata był zastępcą kierownika działu reportażu „Gazety Wyborczej”. W 2010 roku założył Fundację Instytut Reportażu i działającą w jej ramach Polską Szkołę Reportażu, a także księgarnię Wrzenie Świata specjalizującą się w promocji literatury faktu. Z miejscami tymi związani pozostają najważniejsi obecnie polscy reporterzy, do których należy zaliczyć m.in. Wojciecha Góreckiego, Jacka Hugo-Badera, Włodzimierza Nowaka, Lidię Ostałowską, Pawła Smoleńskiego Wojciecha Tochmana i wielu innych. Obok nich pojawia się już nowa fala reporterów – przedstawiciele młodszego pokolenia: Marcin Kącki, Marcin Michalski, Jędrzej Morawiecki, Filip Springer, Maciej Wasilewski czy Katarzyna Surmiak-Domańska. Bez nich wszystkich powyższa lista byłaby niepełna. Ich książki już wzbudzają czytelnicze zainteresowanie. Bo przecież, jak mawia Małgorzata Szejnert, „ludzie zawsze będą chcieli czytać o innych ludziach”.

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także