Artykuł
Gawęda o aukcjach antykwarycznych
Mimo kryzysu rodzimy rynek antykwaryczny ciągle się rozwija. Gorączka aukcyjna ogarnia coraz większe grono pasjonatów. Padają kolejne rekordy. Ceny sięgające kilkudziesięciu tysięcy złotych przestają powoli dziwić.
Był mglisty, październikowy poranek, kiedy na krakowskim Kazimierzu niedaleko Starej Bożnicy zaczęli gromadzić się bibliofile, spekulanci, kolekcjonerzy i zwykli obserwatorzy. Niektórzy z zebranych wstawali nad ranem i przemierzali setki kilometrów, żeby dotrzeć na czas na aukcję antykwaryczną w Centrum Kultury Żydowskiej. Mimo sporego tłumu na sali, tym razem główne role przypadły nieobecnym – osobom licytującym przez telefon. Przebojem okazało się pierwsze wydanie „Sanatorium pod klepsydrą“ Brunona Schulza sprzedane za 85 tys. zł. Nikt nigdy na polskiej aukcji nie zapłacił tak wiele za książkę wydaną w międzywojniu. Nerwowy śmiech, niedowierzanie i osłupienie – tak reagowali wszyscy zgromadzeni. Niedługo po „Sanatorium…“ licytować można było niepublikowany dotąd list Adama Mickiewicza. Cena wywoławcza: bagatela 98 tys. zł. Sala zamarła, brak chętnych. Ktoś z tylnych rzędów skwitował: „Mickiewicz to nie Schulz“. Wtedy rękę w górę uniosła starsza Pani reprezentująca Bibliotekę Narodową. Mickiewicz trafi do publicznych zbiorów! Zebrani zaczęli klaskać. Niedługo później wyszedłem. Dochodziło południe. Mgła się rozwiała, a nad Krakowem świeciło ciepłe jesienne słońce.
Być może cena za Schulza nie powinna wcale dziwić. Od co najmniej kilku lat antykwariat Rara Avis cieszy się wielką popularnością wśród kolekcjonerów awangardy, także tych z zagranicy. Na tej samej aukcji jeden z numerów komunizującej „Dźwigni“ sprzedano za 13 tys. Zł, a niedawno (w lutym bieżącego roku) numer „Nowej Sztuki“ – wczesnego czasopisma futurystów – znalazł nabywcę za 20 tys., choć cena wywoławcza wynosiła ledwie 260 zł! Warto odnotować także kwotę, za którą wylicytowano zbiór poezji „Zaciśnięte dookoła ust“ Jana Brzękowskiego z pięknymi ilustracjami samego Maxa Ernsta – rzadka pozycja osiągnęła 10 tys. zł. Każdy, kto chciałby rozpocząć kolekcjonowanie awangardy, musi liczyć się dziś z wydatkami tego rzędu, jeśli zamierza zdobyć naprawdę wartościowy tytuł. Powyżej 10 tys. zł. sprzedawano już „Zwrotnicę“, Watowski „Miesięcznik Literacki“ oraz legendarny tomik Juliana Przybosia, „Z ponad“, opracowany graficznie przez Władysława Strzemińskiego. Strach pomyśleć, jakie ceny osiągnęłaby „Europa“ Anatola Sterna z układem Mieczysława Szczuki i okładką Teresy Żarnower albo dwa białe kruki: „Ziemia na lewo“ Sterna i Brunona Jasieńskiego oraz „Oko w oko“ Słonimskiego, genialnie opracowane przez wciąż niedocenianego Władysława Daszewskiego. Obecne rekordy należą do „Poezji integralnej“ Brzękowskiego oraz „Dymów nad miastem“ Władysława Broniewskiego, które sprzedano kolejno za 64 tys. i 22 tys. zł.
Na ostatniej aukcji Rary Avis wysoką cenę osiągnęła także trzytomowa „Polska, jej dzieje i kultura od czasów najdawniejszych do chwili obecnej” wylicytowana za 38 tys. zł. Oprawę wydawniczą zaprojektował Franciszek Joachim Radziszewski. Symptomatyczne, że książka wydawana w serii (mimo że w limitowanej edycji) osiąga taki pułap. Z aukcji na aukcję rośnie rynek ekskluzywnych opraw introligatorskich. Jak mówi właściciel antykwariatu Apendyks, Michał Maryjewski, „Rekordy cenowe na rynku opraw artystycznych napędza w dużej mierze jedno nazwisko: Radziszewski. Efektowne zdobienia i niepodrabialny klimat opraw międzywojennego introligatora przekładają się na ceny, które są poza zasięgiem innych »oprawców«. Jedna z zeszłorocznych aukcji, na której oferowane były wytworne egzemplarze sygnowane nazwiskiem mistrza (ceny sprzedaży: 19 tys., 26 tys. i 38 tys. zł.), była potwierdzeniem tendencji widocznej na rynku aukcyjnym od kilku lat“.
Mekką kolekcjonerów opraw, starodruków i rzadkich poloniców nie jest jednak Kraków, lecz Warszawa – konkretnie antykwariat Lamus, organizujący dwie aukcje rocznie. Tam padają rekordy cenowe. W katalogu zwykle znajduje się ponad tysiąc pozycji, a kolejne strony wypełniają pierwodruki wieszczów, autografy królów, ozdobne stare mapy czy interesujące pamiątki historyczne, jak np. biżuteria żałobna z czasów wielkich powstań niepodległościowych. Koniecznie trzeba wspomnieć o kilku wynikach z zaledwie jednej aukcji z 2011 roku. Za 175 tys. zł sprzedany został komplet litografii Napoleona Ordy, przedstawiający widoki Polski „od początku chrześcijaństwa“. Za 140 tys. zł wylicytowano słucki pas kontuszowy, jaki nosili chociażby bohaterowie „Pana Tadeusza“. Listę zamyka herbarz Kaspra Niesieckiego pt. „Korona polska przy złotej wolności starożytnymi wszystkich katedr…“, niezwykle rzadko spotykane w komplecie arcydzieło polskiej heraldyki i genealogii. Rację miał chyba Mickiewicz mówiąc, że ulubione książki Polaków to herbarz i brewiarz.
Do brania udziału w aukcjach Lamusa przyznaje się m.in. Waldemar Łysiak, który napisał w „Empireum“, że “oferty aukcyjne antykwariatu Lamus biją na głowę wszelkie pozostałe. Jest to klasa sama dla siebie. […] Póki się to nie zmieni – póty Andrzej Osełko [właściciel antykwariatu Lamus – przyp. Ł.R.] będzie zasłużenie nosił koronę króla antykwariuszy III Rzeczypospolitej”. Bo aukcja to nie tylko książki, to także bibliofile żywo emocjonujący się licytacją. To ostentacyjne wychodzenie, to krzyk „moje!“ przy ciekawych spadach i milczące uznanie reszty sali, kiedy dwóch kolekcjonerów bije się między sobą, a książka „idzie na rekord“.
Kryzys nie jest straszny największym antykwariatom. Z roku na roku ich przychody rosną. Widok, który cieszy oko, to coraz większe grono młodych ludzi, którzy przychodzą na licytację. To najlepszy dowód, że miłość do słowa zapisanego na papierze nie zanika.